Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wolę mówić o ludziach dobrze

Redakcja
Fot. WYDAWNICTWO ZNAK
Illg: Otacza nas tyle chamstwa, taka piana nienawiści, że poczytuję sobie za sukces fakt, iż mój czytelnik będzie się uśmiechał

O literackich przyjaźniach, tajemnicach znanych autorów, fenomenie Znaku i niepodważalnej wyższości Krakowa nad resztą świata z Jerzym Illgiem, redaktorem naczelnym tego wydawnictwa i autorem książki Mój znak, rozmawia Henryka Wach-Malicka

Pańska książka "Mój znak"...

..."znak" z małej litery!

No właśnie, z małej, co oznacza, że nic w tej książce nie jest jednoznaczne. A już najmniej jej charakter, bo to i wspomnienia, i anegdoty, i refleksje, i życiorys, momentami bardzo zresztą dramatyczny. Wszystko układa się zaś w spójny portret życia intelektualnego (i towarzyskiego), skupionego wokół Znaku, tym razem z dużej litery. Miał pan jakiś zamysł, nim powstał pierwszy rozdział?
Chciałem zatrzymać obraz pewnego czasu, pewnej epoki, opisać jakiś wycinek Krakowa (choć nie tylko), ocalić od zapomnienia spotkania i wydarzenia, rozmowy istotne i wygłupy. Postanowiłem opisać kontakty z niezwykłymi ludźmi, odbyte z nimi podróże, ciekawe epizody z historii wydawnictwa, w których uczestniczyłem. Zawsze szkoda, gdy takie okruchy idą w niepamięć, a idą, bo uważamy, że to sprawy nie zasługujące na utrwalenie. Moim zdaniem, jest całkiem odwrotnie.

Żartowałem, że moja książka powinna się nazwać "Pamiątki rzewnego pierdoły", ale tytuł musiał być krótki, no to jest krótki

Czy poza datami i godzinami notuje pan coś jeszcze?
Jestem maniakalnym archiwariuszem. Gromadzę wszystko: zdjęcia, czasem naprawdę wyjątkowe, książki i gazety, to oczywiste. Ale też zapiski, kalendarze, zaproszenia, rysunki, bilety nawet. Nie mam serca do selekcjonowania pamiątek, chociaż z trudem upycham je w kolejnych mieszkaniach. Największy komplement usłyszałem od panów, którzy taszczyli kontenery z moim archiwum i księgozbiorem przy kolejnej przeprowadzce. "Panie - stwierdzili autorytatywnie - gorzej to było tylko u redaktora Turowicza". Życie potwierdza jednak sens takiego chomikowania. W moich "kontenerach" znalazłem niepowtarzalne fotografie i teksty, choćby z programów kabaretu Znaku. Bez fałszywej skromności przypominam, że jesteśmy bodaj jedynym wydawnictwem w Polsce, które taką kabaretową rewię potrafi nie tylko przygotować, ale i ją wystawić. Z udziałem naszych autorów, profesorów (często nobliwych), poetów, a nawet księży! Dumny jestem z tego, że programy naszego kabaretu udało się dołączyć do książki na DVD, bo w ten sposób te cudowne zabawy zostały ocalone: nie ma już z nami Leszka Kołakowskiego, a tu można zobaczyć, jak śpiewa arię operową na modłę dekonstrukcjonistyczną, jakie ma poczucie humoru, dystans do samego siebie. A z nim tańczą, śpiewają, recytują, grają na różnych instrumentach, a nawet stają na głowie Norman Davies, Wisława Szymborska, Jacek Woźniakowski, Bronisław Maj.
Mówią o panu "żywe logo" Znaku.
W którymś momencie chyba rzeczywiście zostałem "frontmanem" wydawnictwa. Być może wynika to z cech charakteru; raczej nie obawiam się publicznych wystąpień, miałem różne szalone pomysły na promowanie dobrych książek, co zapewniało im obecność w mediach. No i miałem słynną czerwoną marynarkę; wkładałem ją jako maskotkę na promocje i spotkania publiczne, ale potem mi zginęła. I tu się muszę pochwalić - gdy zawiozłem "Mój znak" Wisławie Szymborskiej do Zakopanego, po paru dniach zatelefonowała z krótkim komunikatem: "Masz u mnie w nagrodę nową marynarkę". To było swoiste zadośćuczynienie, bo mi kiedyś utratę tej marynarki przepowiedziała! Na zbiorku naszych żartobliwych epitafiów, poświęconych krakowskim literatom, Wisława zamiast dedykacji napisała odręcznie: "Tutaj Illg leży ogołocony, diabli mu wzięli kubrak czerwony".

Poznał pan wielu wybitnych ludzi, ale pisze jedynie o jasnych stronach tych kontaktów. Ba, czyni pan z tego ideologię, deklarowaną zaraz na początku książki. A może warto było pokazać, że oni także bywają nieznośni, chimeryczni lub wymagający?
Pewnie, że można by było. Ale ja nie chciałem. Zostawiam to innym. Książka nosi tytuł "Mój znak" i jest patrzeniem na świat z mojego, bardzo prywatnego punktu widzenia. A ja wolę mówić o ludziach dobrze. Otacza nas tyle chamstwa, taka piana nienawiści i agresji, że poczytuję sobie za sukces fakt, iż nie dałem się wpuścić w ten kanał. Mam nadzieję, że mój czytelnik będzie się uśmiechał, a nie zgrzytał zębami. Nad tytułem myślałem długo, było parę jego wersji, w pewnym okresie najbardziej przywiązany byłem do "Wdzięczności". Bliski jest mi buddyzm, a wdzięczność to bardzo buddyjski sposób postrzegania życia. Wszystkim, o których piszę w tej książce, wiele zawdzięczam. Od przygód intelektualnych po gościnę, gdy nie miałem gdzie się podziać, bo był czas, że nie miałem jeszcze w Krakowie mieszkania. Książka jest znakiem wdzięczności i przyjaźni dla ludzi, którzy w trudnym dla mnie okresie życia, gdy wyrzucono mnie z Uniwersytetu Śląskiego, zaufali mi, dając pracę w poważnym wydawnictwie. Dla autorów, którzy powierzyli mi swoje książki i obdarowali przyjaźnią. Dla czytelników wreszcie, którzy Wydawnictwo Znak traktują jako symbol literackiej klasy. Jednocześnie zależało mi na tym, żeby książkę czytało się z przyjemnością, lekko po prostu. Żartowałem, że powinna się nazwać "Pamiątki rzewnego pierdoły", ale Bronek Maj, znakomity krakowski poeta, doradził: "Krócej, krócej". No to jest krócej, choć trochę inaczej.

Kiedy nadchodzi ten moment, że wielki pisarz staje się dobrym znajomym? Kiedy ustępuje onieśmielenie?
Z nawiązywaniem pierwszego kontaktu na ogół nie mam problemu. Wystarczy być otwartym i umieć coś z siebie dać. Zaufanie pojawia się wtedy, gdy pisarze orientują się, że ktoś jest oddany ich pracy, że nad tą pracą i nad nimi czuwa. Zaczyna się od relacji biznesowych - w końcu mówimy o wydawnictwie, które z autorem podpisuje umowę. Relacja emocjonalna pojawia się jakby obok i ma zupełnie inny charakter. Nie zawsze jest zresztą możliwa, bo do przyjaźni trzeba dwóch stron. Artyści to najczęściej egotycy, ludzie przewrażliwieni na swoim punkcie, niełatwi w kontakcie - dlatego serdeczność Czesława Miłosza, Josifa Brodskiego, Seamusa Heaneya, ale także profesora Andrzeja Szczeklika czy Ryszarda Kapuścińskiego były dla mnie prawdziwym wyróżnieniem.

I chyba dopuszczeniem do sekretów, o których nie wszyscy wiedzieliśmy. Pisze pan na przykład, że Ryszarda Kapuścińskiego myśl o możliwości otrzymania Nobla napawała autentycznym przerażeniem.
To nie był sekret, pisarz o tym mówił; był już chory i bał się, że nie udźwignie całej tej celebry. Prawdziwych sekretów, a ma pani rację, znam ich sporo, nigdy w życiu bym natomiast nie ujawnił. Od początku pisania towarzyszyła mi świadomość, że muszę być wobec tych ludzi lojalny, że nie wszystko jest na sprzedaż.
Czyja przyjaźń była dla pana najbardziej niespodziewana?
Ha, dobre pytanie! Na pewno nie spodziewałem się, że tak blisko poznam Seamusa Heaneya, chyba najcieplejszego i najbardziej serdecznego wśród autorów, z jakimi współpracowałem, a który po latach stał się niemal członkiem naszej rodziny. Ale całe to moje życie w Znaku było pasmem zaskoczeń. Gdzie ja mógłbym przypuścić, że będę kiedyś mieszkał u Miłosza na jego Niedźwiedzim Szczycie w dalekiej Kalifornii? Albo że będę towarzyszyć Wisławie Szymborskiej w czasie "tragedii sztokholmskiej" - jak mówimy w kręgu jej przyjaciół o ceremonii wręczenia nagrody Nobla? Cudownym darem była przyjaźń ze Staszkiem Barańczakiem, któremu bardzo wiele zawdzięczam. Największym zaskoczeniem była jednak chyba bliska znajomość z Brodskim, który cieszył się opinią oschłego aroganta; pewnie dlatego zresztą, że był wymagającym partnerem.

A kto, mimo bliskich relacji, pozostaje dla pana zagadką?
O, tu nie mam wątpliwości. Pasmem nieustających niespodzianek - i zachwytu - jest przyjaźń z Wisławą Szymborską. Wisława jest dla mnie uosobieniem boskiego poczucia humoru i namiętnej skłonności do tworzenia atmosfery kompletnego pure nonsensu. Ktoś, zaplątany przypadkowo w kręgu jej przyjaciół, może się w tych grach, mistyfikacjach i wypowiadanych ze śmiertelną powagą absurdalnych kwestiach, zupełnie pogubić.

Czy Znak, które jest nie tylko renomowaną oficyną wydawniczą, ale także szczególnym miejscem, bo ja wiem, intelektualno-towarzyskim, mogłoby działać poza Krakowem?
Nie, Znak to fragment Krakowa. Wydawnictwo wyrosło z kręgu "Tygodnika Powszechnego", wokół którego gromadziło się środowisko katolickie, o bardzo nowoczesnym i otwartym spojrzeniu na rzeczywistość, a jednocześnie wysokim poziomie intelektualnym. Ten ton nadawali księża Karol Wojtyła, Józef Tischner, Andrzej Bardecki, Mieczysław Maliński, Stanisław Musiał. Ale jednocześnie tylko w Krakowie był, i chyba wciąż jest, tak mi się zdaje, jakiś szczególny klimat zażyłości różnych środowisk. Widok redaktora Jerzego Turowicza w Piwnicy pod Baranami absolutnie nikogo nie dziwił, redaktor Jacek Woźniakowski potrafił prowadzić wielkie przedsięwzięcie wydawnicze w trzech ciasnych pokojach, a jak chciało się spotkać kogoś, kto akurat był potrzebny, wystarczyło wyjść na Planty. I od razu wpadało się na Jana Błońskiego, Jana Józefa Szczepańskiego, Jerzego Pilcha. Gdy powstało Wydawnictwo Znak, jego działalność opierała się na w dużej mierze na wzajemnym zaufaniu, na spotkaniach z autorami, nie tylko tych oficjalnych, ale także towarzyskich. Dziś jesteśmy prawdziwą machiną edytorską, ale ten rys indywidualnego kontaktu z autorami jednak staramy się zachować. Nie ma większej satysfakcji dla wydawcy niż świadomość, że autor pozostaje mu wierny od lat. Może dlatego tak osobiście przyjęliśmy w Znaku śmierć Barbary Skargi i Leszka Kołakowskiego, nie mówiąc o odejściu Czesława Miłosza czy księdza Tischnera. Z drugiej strony cieszymy się, że pojawiają się u nas autorzy młodzi: Tomasz Różycki, Mikołaj Łoziński, Michał Rusinek, że dołączyły do nas w ostatnich latach takie znakomitości jak Małgorzata Szejnert, Wiesław Myśliwski czy Kazimierz Kutz, który właśnie u nas wyda wkrótce swoją pierwszą powieść. Nawiasem mówiąc, najdłużej chyba pisaną powieść w Europie, bo na jej ukończenie czekaliśmy prawie piętnaście lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!