W klubie z Bogumińskiej w rolę szalikowców wcielili się jego polscy działacze i czescy udziałowcy, a kije i pasy zastąpiły słowa (moim faworytem jest określenie stalinista, użyte przez stronę czeską). W ferworze walki nikt nie zauważał, że drużyna zbierała cięgi od kogo popadnie tak długo, aż bijąc wszystkie niechlubne rekordy, walnęła z hukiem w dno ekstraklasy. Jedynie w krótkich przerwach między starciami rozglądano się wokół, pochylano nad tabelą, i oczywiście wymierzano kary. Pracę stracili więc trenerzy Ryszard Wieczorek i Robert Moskal, w czytelnej dla wszystkich intrydze wyautowano Martina Pulpita, z naturalną koleją rzeczy pozbywano się ich współpracowników, gdzieś jeszcze po drodze zasugerowano samym piłkarzom, że mogliby przecież, i to najlepiej dobrowolnie grać za połowę należnych im kontraktów. Efekty były oczywiste: porażka goniła porażkę, afera aferę, wstrząsy były na porządku dziennym.
I tylko prezes Ireneusz Serwotka tkwi niewzruszenie w oku tego cyklonu. Zdając się nie zauważać, że jest jednym z jego głównych architektów. To on pozbywał się niewygodnych współpracowników, to on poświęcił mecz z Ruchem, by pozbyć się forowanego przez Czechów Pulpita, i to on wymyślił niedoświadczonego w ekstraklasie Moskala. A jednak głuchego odgłosu bicia się w prezesowskie piersi z jego gabinetu nie słychać.
Serwotka niewątpliwie przeżywa trudne chwile. Przez długie lata w klubie żyło się jak u Pana Boga za piecem. Pozbawiona sportowych ambicji Odra nie wzbudzała emocji i zainteresowania, nawet tajemnicze do dziś porzucenie przez prezesa włady i równie zaskakujący po nią powrót, nie wywołały sensacyjnego oddźwięku. Nagle jednak sielanka się skończyła i Odra znalazła się na celowniku mediów. Najpierw Serwotka, jednocześnie pełniący funkcję wiceprezesa PZPN, nie znalazł etycznych przesłanek, by uniemożliwić grę w koszulce Odry podejrzanemu o udział w korupcyjnym procederze Tomaszowi M., a potem nadeszło prawdziwe nieszczęście z południa.Czescy udziałowcy dając na klub pieniądze, chcieli mieć także realny wpływ na jego politykę. I w momencie, gdy ich oczekiwania zderzyły się ze ścianą, zaczęli publicznie oceniać działania prezesa Odry.
Ta zabawa w wodzisławskiej piaskownicy zakończyła się klęską. Rachunek za nią powinni jednak zapłacić nie tylko trenerzy i piłkarze, ale także, a nawet przede wszystkim, działacze z prezesem Serwotką na czele.
- Jestem w każdej chwili gotowy, by oddać się do dyspozycji Rady Nadzorczej - powtarza prezes Odry.
Czas, by sł0wa zamienił w czyn, bo gorzej być już po prostu nie może.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?