Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W dniu zabójstwa 15-latki morderca miał być za kratami

Marcin Rybak, Aldona Minorczyk-Cichy
Wiesław Matusiak za morderstwo został skazany na dożywocie
Wiesław Matusiak za morderstwo został skazany na dożywocie Fot. Paweł Relikowski
Piętnastoletnia Maja K. z Wrocławia, ofiara brutalnego mordu z września ubiegłego roku, żyłaby nadal, gdyby nie seria dziwnych decyzji i kontrowersyjnych sądowych wyroków.

Jej morderca w dniu zabójstwa miał siedzieć w więziennej celi, a zamiast tego był na wolności. Dopuścił się jednej z najbardziej wstrząsających zbrodni ostatnich lat. Wyliczanie ran, które zadał dziewczynie, zajęło wrocławskiemu sądowi kilka minut.

Prof. Kruszyński: Wymiar sprawiedliwości ma tę tragedię na sumieniu

- Gdyby sądy zadziałały jak należy, do śmierci tej dziewczyny by nie doszło - nie ma wątpliwości wybitny prawnik z UW prof. Piotr Kruszyński. - Wymiar sprawiedliwości ma tę tragedię na sumieniu. Dlaczego? Bo w dniu zabójstwa, czyli 26 września 2008 r., morderca Mai, Wiesław Matusiak z Gliwic, nie powinien być we Wrocławiu, a w więziennej celi.

Maja była pogodną, otwartą na ludzi dziewczyną. - Miała dobre relacje z rodzicami i rówieśnikami - przypominała sędzia Lidia Hojeńska w uzasadnieniu wyroku skazującego Matusiaka na dożywocie.
Maja spotkała go przypadkiem. Poszła na koncert do klubu Madness na wrocławskich Hubach. On też tam był. Kilka miesięcy wcześniej wyszedł z więzienia. Nigdzie nie pracował, nie miał z czego żyć. Jeździł pociągami na gapę po całej Polsce. Tamtego dnia wsiadł do pociągu w Kędzierzynie-Koźlu i przyjechał do Wrocławia.

Pod klubem spotkał Maję. Dziewczyna zaczepiała różne osoby, prosząc o pożyczenie kilku złotych, bo brakowało jej pieniędzy na bilet.

Na koncert nie weszli. Świadkowie widzieli ich później na pobliskiej stacji benzynowej, gdzie Matusiak kupował piwo.

Ciało Mai znaleziono następnego dnia rano przy ul. Paczkowskiej we Wrocławiu. Jak ustalono w czasie śledztwa, Matusiak właśnie przy Paczkowskiej rzucił się na Maję. Zaczął ją bić, dusić, a później brutalnie zgwałcił. Na koniec stanął jej butami na szyi. Zginęła na miejscu.
Jeszcze zanim poznał Maję, Matusiak był recydywistą. W 2007 roku odsiadywał w Nysie karę czterech lat więzienia za kradzieże, włamania i rozbój. Wyrok kończył mu się 13 lipca 2008 r., ale w październiku 2007 r. został przedterminowo zwolniony przez Sąd Okręgowy w Opolu. Dyrektor więzienia w Nysie początkowo sprzeciwiał się wypuszczeniu go przed terminem, ale zmienił zdanie i w końcu wniosek poparł.

Sąd, uwalniając Matusiaka, nakazał mu znaleźć pracę, nie używać alkoholu, unikać kontaktów z przestępcami. Miał też przez dwa lata pozostawać pod opieką kuratora, mieszkać w rodzinnych Gliwicach i informować o każdym wyjeździe za miasto.

Dziesięć dni zajęło Matusiakowi złamanie większości zaleceń sądu. Matusiak popełnił kolejne przestępstwo. Na dworcu w Raciborzu próbował ukraść torbę. Był pijany. Prawdopodobnie też wąchał klej lub rozpuszczalnik.

Mimo to, prokuratura i sąd w Raciborzu zgodziły się na dobrowolne poddanie karze i wyrok w zawieszeniu. - Ten wyrok wobec takiej osoby jest dla mnie niezrozumiały - mówi prof. Kruszyński. - Kto łamie warunki zwolnienia, powinien natychmiast wrócić za kratki.

W listopadzie 2007 roku Matusiak oświadczył kuratorowi, że pracy nie ma, jako bezrobotny się nie zarejestruje, a powrotu do więzienia się nie boi.

Jednak przedterminowe zwolnienie odwołano dopiero w sierpniu 2008. Stało się prawomocne 22 września cztery dni przed morderstwem. Gdyby decyzja zapadła wcześniej, Matusiak nie zjawiłby się krytycznego dnia we Wrocławiu.

Nie udało się nam ustalić, skąd wielomiesięczna zwłoka w odwołaniu warunkowego zwolnienia. Przypomnijmy, że właśnie za kradzieże siedział już w więzieniu. Incydent z Raciborza to recydywa. Mimo tego policja i prokuratura zaproponowały mu dobrowolne poddanie się karze i wyrok półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Mężczyzna zgodził się.

Nie doczekaliśmy się odpowiedzi Prokuratury Rejonowej w Raciborzu, dlaczego zaoferowali tak łagodny wyrok recydywiście. Śledztwo i proces w Raciborzu trwały do sierpnia 2008. W czerwcu tamtejszy sąd rozesłał za Matusiakiem list gończy, bo mężczyzna nie stawił się na rozprawie.

Odnalazł się na początku sierpnia. Został aresztowany. Ale po wyroku, który usłyszał 22 sierpnia, wyszedł na wolność. Tego samego dnia Sąd Okręgowy w Gliwicach odwołał warunkowe zwolnienie. Sąd ten nie wiedział o aresztowaniu Matusiaka, bo w uzasadnieniu decyzji napisał m.in., że nie wiadomo, gdzie jest.

Rzecznik sądu sędzia Tomasz Pawlik przekonuje, że proces o próbę kradzieży i zwolnienie to różne sprawy i sądy nie musiały się ze sobą kontaktować. Sąd w Gliwicach - dowodzi rzecznik - nie mógłby nic zrobić, nawet gdyby wiedział o aresztowaniu Matusiaka. Bo odwołanie zwolnienia było nieprawomocne. A kiedy już stało się prawomocne, sąd - zgodnie z przepisami - wysłał Matusiakowi list z wezwaniem do więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!