Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słowo niedotrzymane

Michał Smolorz
Język śląski nigdy nie powstanie. Zabrakło silnej osobowości, zdecydowanego organizatora, który nadałby ruchowi uporządkowania języka śląskiego impet i wstawił go w jakieś naukowe ramy organizacyjne. Na ględzeniu się skończyło

Nie ma co dalej udawać: skompromitowaliśmy się w sprawie języka śląskiego. Upłynął termin, w którym śląskie organizacje regionalne zobowiązały się przedstawić Sejmowi projekt uporządkowania śląskiego języka. Wychodzi na to, że Ślązacy raz jeszcze okazali się partnerami niepoważnymi, którymi nie warto sobie zawracać głowy. Od dziś, jeśli ktoś jeszcze będzie chciał płakać, że wszystkiemu winna "warszawka", która nas nie lubi i nie poważa, niech bije się wyłącznie we własne piersi.
Przed parlamentem

To zdarzyło się rok temu: 3 grudnia 2008 roku odbyło się specjalne posiedzenie Sejmowej Komisji ds. Mniejszości Narodowych i Etnicznych, poświęcone wyłącznie Ślązakom (jedyny punkt porządku obrad: Ślązacy - dynamika tożsamości, aspiracje językowe, identyfikacje narodowe). Posłowie zaprosili wszystkie organizacje regionalne z województw śląskiego i opolskiego, przyjechali eksperci, publicyści, językoznawcy, etnolodzy, socjolodzy. Każdy mógł się wypowiedzieć, przedstawić swoje argumenty, żale i postulaty.

Dobrymi duchami tego przedsięwzięcia byli posłowie Kazimierz Kutz i Marek Plura, ale na sali czuło się, widziało i słyszało życzliwość deputowanych ze wszystkich partii od lewa do prawa, także przewodniczącego komisji, posła PiS Marka Asta.

Właściwie panowała zgoda wobec potrzeby nowelizacji ustawy o mniejszościach i wpisania do niej Ślązaków przynajmniej jako grupy etnicznej lub językowej. Uzgodniono wspólnie, że warunkiem wstępnym do rozpoczęcia procesu legislacyjnego powinno być przynajmniej uporządkowanie języka regionalnego i przedstawienie konkretnych, gotowych opracowań z tego zakresu. Posłowie zakreślili Ślązakom roczny termin na przedstawienie dokumentów potwierdzających wykonanie tej pracy. Rok właśnie minął - bezskutecznie.

Ustawą w Ślązaków
Ustawę o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym Sejm uchwalił 6 stycznia 2005 roku, w odpowiedzi na postulaty uznania narodowości śląskiej na prawach mniejszości narodowej w Polsce. Przerażenie polityków wzmocniły wyniki narodowego spisu powszechnego z 2002 roku, w którym do śląskiej tożsamości narodowej przyznało się 173 tys. osób.
Ustawa nie była obiektywnie potrzebna, prawa mniejszości narodowych były już zagwarantowane w innych aktach prawnych. Główną intencją polityków uchwalających nowy akt prawny było ustawowe stwierdzenie, że... narodowości śląskiej nie ma. Sejm poszedł jeszcze dalej w swoim radykalizmie i odmówił Ślązakom nawet wspomnianego statusu mniejszości etnicznej i językowej. To rozwiązanie było od samego początku krytykowane, nawet przez tych naukowców (głównie etnologów), którzy negowali istnienie narodowości śląskiej - bo śląska odrębność etniczna od dawna jest faktem oczywistym.
Nastąpiło ożywienie

Ten polityczny zabieg wywołał efekt odwrotny do zamierzonego - nastąpiło ożywienie śląskiego ruchu regionalnego, zwła-szcza w sferze języka. Jak grzyby po deszczu wyrastały organizacje zamierzające promować i rozwijać śląską mowę. Co ciekawe, ruch wyrwał się z kręgu starych Górnoślązaków, traktujących gwarę jako sentymentalny spadek z przeszłości, stając się domeną ludzi młodych, którzy często nie mieli szans wynieść go z domu.

Zaskakujące, że w pierwszym okresie spotykali się oni z rosnącym sceptycyzmem, a nawet sprzeciwem "starej gwardii". Swoich wątpliwości wobec aktywizacji ruchu na rzecz regionalnego języka nie kryła nawet zasłużona i niestrudzona popularyzatorka "godki" Maria Pańczyk, autorka wiekopomnego konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku", dziennikarka radiowa, a od dwóch kadencji pani senator.
Ale koło poszło w ruch i wydawało się, że nic go nie zatrzyma. 30 czerwca 2009 roku w sali Sejmu Śląskiego odbyła się historyczna konferencja naukowa "Śląsko godka - jeszcze gwara, czy już język".
Nieformalną liderką ruchu stała się prof. Jolanta Tambor z Uniwersytetu Śląskiego, swoje zainteresowanie deklarowało coraz więcej naukowców, a także polityków regionalnych, nawet parlamentarzystów. Wygłoszone na konferencji referaty zachwycały świeżością poglądów, potwierdzały ewolucję dialektu w stronę języka regionalnego, zaowocowały też rezolucją wzywającą do prac nad kodyfikacją języka i jego adaptacją do wymogów współczesności - co zresztą cały czas się działo.
Sformułowano oficjalny postulat nowelizacji ustawy i uznania przynajmniej językowej odrębności Ślązaków.

Przyszła stagnacja

Opisane na wstępie posiedzenie sejmowej komisji z udziałem śląskich delegacji odbyło się jeszcze na fali tego entuzjazmu. Potem było już tylko gorzej. Przez wiele kolejnych miesięcy praktycznie nic się nie działo, jeśli nie liczyć nieregularnych spotkań małej grupy entuzjastów, skupionych wokół prof. Tambor i posła Plury. Zabrakło silnej osobowości, zdecydowanego organizatora, który nadałby temu ruchowi impet i wstawił go w jakieś naukowe ramy organizacyjne. Czas płynął nieubłaganie, a nikt nie otworzył projektu badawczego, nikt nie wystąpił o grant naukowy, nikt nie próbował nawet pozyskać funduszy na prowadzenie profesjonalnych prac i ich dokumentację.
Wszystko ograniczało się do wymiany listów i luźnych pogawędek przy kawie.
Ostatnim znaczącym wysiłkiem było zorganizowanie 13 lipca tego roku kolejnej konferencji, której przebieg dowiódł, że wszystko zmierza do uwiądu. Spotkanie było festiwalem bezsensownego ględzenia i wielekroć już wypowiedzianych prawd oczywistych (ileż razy można słuchać opowieści, że ktoś był w szkolnych latach prześladowany za mówienie gwarą?). Z kilku godzin bezproduktywnego posiedzenia można było odsączyć ledwie kilkanaście minut luźnych rozważań na temat znaków diakrytycznych, koniecznych do pisania śląskich głosek. Było jasne, że z wielkiego zadęcia, które poszło w świat rok wcześniej, nie zrodziły się żadne konkrety, że niemal cała para poszła w gwizdek. Nie zmieni tego nawet zapowiedź rychłego wydania "Ślabikorza", czyli śląskiego elementarza, do którego nie potrzeba ani konferencji, ani sztabu mędrców, lecz jednego zdeterminowanego autora i jednego wydawnictwa.

A teraz dokonał się uwiąd
Poseł Plura, dotychczasowy moderator tego ruchu, zręcznie wyłgał się ze skazanego na niepowodzenie przedsięwzięcia. Do wyjścia z twarzą wykorzystał okazję, gdy w sierpniu przewodniczący Związku Ludności Narodowości Śląskiej Andrzej Roczniok rozesłał pamiętne memorandum z poparciem dla antypolskiej polityki Rosji. Wówczas deputowany Platformy pospieszył z własnym oświadczeniem, że z powodu wybryku Rocznioka "nie ma obecnie klimatu dla śląskich postulatów", zatem prace nad językiem i kwestię zmiany ustawy trzeba odłożyć na czas jakiś. Najlepiej ad Kalendas Graecas. Do zakreślonego przez komisję sejmową terminu pozostały ledwie 3 miesiące. Oczywiste było, że w tym czasie nic już nie powstanie. Tak też się stało, termin właśnie upłynął. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że sprawa uwiędła ostatecznie i w dającym się przewidzieć terminie nikt jej już nie podejmie.

W ten sposób na naszych oczach dokonał się kolejny akt śląskiej impotencji, zwanej po kutzowsku "dupowatością" (zupełnie jak z pamiętnej fraszki Leca: "Noc minęła nadaremnie. Była dupa... ale ze mnie!").

Każdy, kto brał udział w sejmowym spotkaniu 3 grudnia ubiegłego roku i nie wywiązał się z podjętego tam zobowiązania, przedwczoraj utracił prawo do użalania się nad śląskim losem. Odtąd, jeśli ktoś napisze lub publicznie wypowie coś o "wiecznej śląskiej krzywdzie", można go szyderczo wyśmiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Słowo niedotrzymane - Dziennik Zachodni