Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeszczepów może być więcej

Redakcja
Fot. ARC
Z doktorem n. med.Jarosławem Wilkiem, anestezjologiem ze Szpitala św. Barbary w Sosnowcu, rozmawia Agata Pustułka

Dlaczego w Polsce pobiera się wciąż zbyt mało narządów do przeszczepów?
Pytanie proste, jednak odpowiedź na nie jest bardzo złożona, bo odnosi się do wielu sfer naszego życia społecznego. Transplantacje, jak mało która dziedzina medycyny, zależą od postaw społeczeństwa, w tym środowiska medycznego i społeczności lokalnych, wyznaniowych itp. W ogólnym wymiarze także od kondycji ochrony zdrowia, kształtowania polityki zdrowotnej, regulacji prawa medycznego i transplantacyjnego. Akceptację dla obdarowywania po śmierci swoimi narządami innych ludzi należałoby promować jako współczesną kulturę życia społecznego. Ale żeby tak było, potrzebne jest zaufanie, przede wszystkim do swoich szpitali. Niezbędna jest też promocja tej dziedziny medycyny. Wymaga to stałej współpracy wielu środowisk.

Jak zatem można to osiągnąć?
Medycyna transplantacyjna ma szansę złagodzić potrzeby chorych na niemożliwe do zastąpienia czymś innym ludzkie narządy, jeśli będą harmonijnie współgrały trzy elementy. Z jednej strony wspomniana akceptacja i wola daru życia dla innych, z drugiej strony dostosowany do potrzeb społecznych system ośrodków transplantacyjnych. Trzeci element tej układanki, bez którego te dwie strony nie spotkają się, to miejsce, gdzie dar od zmarłego człowieka może być przyjęty.

Dlaczego nie doszło u nas do transplantacyjnego boomu, choć wiemy jak to zrobić?
Kraje "starej" Unii Europejskiej oraz nowi zrzeszeni, nasi sąsiedzi, Czechy, Słowacja, kraje nadbałtyckie, odskoczyli do przodu w miażdżący sposób. Nawet Rosja i Ukraina zaczęły wykazywać aktywność i rozwijają medycynę transplantacyjną. Historycznie Polska należy do grona państw, które były pionierami idei przeszczepiania narządów. W 1966 roku udany przeszczep nerki, w 1969 - jeden z niewielu na świecie przeszczepów serca. Na Śląsku od 1983 roku nieprzerwanie przeszczepia się nerki, a od 1985 serca. Udany start programu transplantacji płuc miał miejsce w 2003 roku i jest, jak dotąd, jedynym takim programem w Polsce. W 2005 roku powróciło na Śląsk przeszczepianie wątroby. Moim zdaniem, nasi politycy zdrowia powinni baczniej przyjrzeć się korzyściom społecznym, tak w wymiarze ludzkim, rodziny chorego, całego społeczeństwa, ale też dobrze zbilansować wymiar ekonomiczny. W wielu krajach korzyści społeczne, także te wymierne, są oczywiste. W Polsce jest to nadal dyskutowane. Wciąż pokutuje przeświadczenie o transplantacjach jako niezwykle drogiej dziedzinie medycyny, rujnującej inne specjalności. Może warto spytać ekspertów NFZ i Ministerstwa Zdrowia o rachunek ekonomiczny.

Wciąż jednak nie wprowadza się rozwiązań, które mogłyby pomóc przełamać kryzys.

Kilka lat temu w prasie ukazała się wypowiedź jednego z największych lekarzy i autorytetów polskiej i śląskiej medycyny, który stwierdził: "Przeszczepianie narządów? Nie ma przyszłości i na szczęście moda na nie już zanika". To zdanie wielkiego mentora kilku pokoleń lekarzy i innych uprawiających zawody medyczne dotkliwie mnie zabolało. Cóż, kryzys przyszedł niebawem, za sprawą głównie pogoni mediów za sensacjami. Setkom, ba tysiącom oczekujących na przeszczep, odebrano nadzieję, zaś wielu szansę na wyzdrowienie i życie. To my sami, społeczeństwo, krytykanci, politycy, dziennikarze, środowisko medyczne, zafundowaliśmy sobie wypaczony obraz jednej z najwspanialszych dziedzin medycyny. Na szczęście Polacy choć wystraszeni i jak zwykle przewrotni, nie uwierzyli w tę zawieruchę. Powoli trzeźwe spojrzenie powraca.

Polacy chętnie deklarują oddanie narządów po śmierci, ale gdy przychodzi co do czego, to rodziny, często wbrew woli zmarłego, nie godzą się na ich pobranie.

Nastawienie społecznie zmienia się i coraz więcej ludzi wyraża zgodę na pobranie narządów za życia. Jednak w tych skrajnie trudnych chwilach przy łóżku chorego, który już zmarł, brakuje lekarzy, którzy nie tylko chcą, ale potrafią w sposób fachowy, stosowny, z empatią uświadomić bliskim zmarłego, że może on obdarować innych darem życia. Ostatnie sondaże CBOS wykazują przytłaczające poparcie społeczne dla transplantacji, a co ważne, wolę podarowania narządów po śmierci. Od lat, pomimo wzlotów i upadków idei transplantacji, nagonek i entuzjazmu, widzę w moim szpitalu stałą zależność. Jeśli rozmawia się o przeszczepach, o możliwości podarowania narządów w tych sytuacjach, gdzie to możliwe, nawet początkowo zaskoczone i niechętne rodziny potwierdzają jednak wolę swoich zmarłych krewnych i co niezwykle ważne, ich samych. Proszę mi wierzyć, że wiele z tych osób to później orędownicy donacji narządów. Wręcz biorą aktywny udział w promocji dawstwa, zaświadczając własnymi postawami, że w Polsce nie potrzeba się bać i budować barier dla darowania narządów i transplantacji. To ogromna satysfakcja, kiedy rodziny pogrążone w żałobie opuszczają szpital w poczuciu zgody i dumy, że dzięki ich najbliższej osobie i nim samym ratowane jest czyjeś życie.

W zachodniopomorskim, które jest liderem, jeśli chodzi o liczbę pobrań narządów, nie ma takich problemów jak u nas. Jak im się to udało? Może warto ich naśladować?

To efekt wzorcowej pracy biura regionalnego koordynatora i współpracy z terenowymi szpitalami. Ale te doświadczenia, oparte na dobrych europejskich i amerykańskich wzorach, mają tam długą historię. Pracowało nad tym wielu znakomitych kolegów lekarzy. Poza tym zachodniopomorskie ma swoją specyfikę i niezwykle bogatą historię w transplantacjach narządów i tkanek.

Dlaczego lekarze tak niechętnie się angażują w promocję donacji? Często jest tak, że rodzina czeka na taką propozycję.
To prawda. Rodziny coraz częściej są zaskoczone faktem, że nikt z personelu medycznego nie omówił z nimi tego w stosownym czasie. Kilkakrotnie zdarzyło mi się otrzymać od bliskich zmarłego tzw. kartę woli podarowania po śmierci narządów. To doskonała forma porozumienia, ułatwiająca tak rodzinie, jak i lekarzom podjęcie dobrych decyzji. Dodam, że taka wola została wyjawiona dopiero wtedy, jestem o tym przekonany, kiedy bliscy zmarłego mieli lub nabrali zaufania wobec szpitala, oddziału i personelu. W szpitalach naszego regionu jest zbyt mało osób gotowych zająć się wszystkimi obowiązkami składającymi się na proces donacji. To niejedyny, choć kluczowy, problem komunikacji z rodzinami zmarłych.

Może lekarze po prostu nie wiedzą, jak zacząć tę trudną rozmowę z rodziną?
Punktem wyjścia, poprzedzającym rozmowę o przekazaniu daru od zmarłego, ale i poniekąd od jego rodziny, jest możliwość i przeprowadzenie stwierdzenia śmierci mózgu i zgonu hospitalizowanego, bo tylko po potwierdzeniu tego faktu ma sens dalsza dyskusja. Nie wchodząc w dalsze medyczne i administracyjne obowiązki, których jest mnóstwo, jasne się staje, że musi być zaangażowana osoba koordynatora. Najlepiej lekarza, bo wiąże się to z działaniami przypisanymi temu zawodowi, choć część tych zadań mogą przejąć także pielęgniarki. Do wprowadzenia takiego standardu potrzebne są decyzje zarządów szpitali. Niestety, niewielu decydentów umie lub chce wprowadzać zmiany na rzecz poprawy złej sytuacji, jaka od lat ugruntowała się w województwie śląskim i w wielu regionach Polski.

Jaki pan ma pomysł?

Z uporem od dawna proponuję i promuję stworzenie regionalnego programu, który zakłada wprowadzenie w wybranych szpitalach o dużym potencjale donacyjnym zorganizowanej struktury, opierającej się na koordynatorach pracujących według dobrze przemyślanego planu - szpitalnych programach donacyjnych, spójnych z regionalnym i krajowym. Trzeba sobie wreszcie uświadomić, że czasochłonny i trudny proces donacyjny nie może bazować tylko na zrywach pojedynczych entuzjastów. To konkretna i niezwykle potrzebna praca w niestandardowych godzinach przygotowanych do tego medyków. "Frontowi" lekarze mają mnóstwo innych zadań, z których są rozliczani, a aktualny system pracy nie sprzyja lub wręcz w niektórych szpitalach uniemożliwia przeprowadzenie całego procesu. Musi ktoś to robić dodatkowo. Oczywiście przy poparciu, współpracy i chęci całego personelu, a szczególnie ordynatorów. Praca koordynatora nie zamyka się tylko w szpitalu. Należy widzieć ją jako element instytucji zdrowia publicznego. Zadaniami koordynatorów, tak jak w regionie zachodniopomorskim, jest także inicjowanie i współtworzenie imprez promocyjnych, środowiskowych, edukacyjnych. To szkolenia dla personelu medycznego, ale i administracji różnego szczebla. Utrzymywanie stałych kontaktów z organizacjami pacjentów i, oczywiście, z mediami.

Czy wprowadzenie sytemu koordynatorów będzie lekarstwem idealnym?

Patrząc na liderów europejskich czy krajowych, takie rozwiązania sprawdzają się. To oczywiście tylko jeden z elementów całego systemu zarządzania. Donacja narządów to proces medyczny, wymagający zarządzania, stosowania intensywnych technik takich samych, jak w terapii najcięższych stanów chorobowych, przy perfekcyjnej organizacji wielozespołowej pracy pod silną presją czasu. Wbrew wielu sceptykom, wymaga to prostych rozwiązań i relatywnie niskich nakładów finansowych. Nowe prawo transplantacyjne - kładące ogromny nacisk na wprowadzenie polityki jakości w tej dziedzinie medycyny - i tak prędzej czy później wymusi rozwiązania, o jakich mówię. Jeśli nie uporządkujemy organizacji wewnątrz szpitali, ale również nie będzie wyraźnego kształtu polityki zdrowotnej i finansowania - to nawet pełne poparcie społeczne, obecność koordynatorów i tylko werbalne deklaracje instytucji odpowiedzialnych za rozwój ochrony zdrowia wiele w tej kwestii nie zmienią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!