Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rząd weźmie małe związki za twarz

Marcin Zasada
Poseł Pięta oczekuje, że mniejsza liczba związkowców będzie reprezentowała więcej pracowników
Poseł Pięta oczekuje, że mniejsza liczba związkowców będzie reprezentowała więcej pracowników FOT. MARZENA BUGAŁA
Nie mamy nic do stracenia - krzyczeli związkowcy, którzy we wtorek pojechali do Warszawy, by protestować w obronie przemysłu stoczniowego, zbrojeniówki i kolei.

Za"dewastację kraju i narodu" grozili rządzącym szubienicą. Tyle że to nie rząd, a związkowcy powinni bardziej mieć się na baczności. Platforma Obywatelska chce bowiem zrobić porządek w ruchu związkowym i raz na zawsze wyeliminować z politycznej gry małe związki zawodowe, dziś stanowiące w Polsce prawdziwą armię potencjalnych buntowników.

- To wszczynanie wojny ze związkowcami na nieistniejących polach. Rząd sam zapali sobie pożar, którego później nie ugasi - odgraża się Bogusław Ziętek, lider Sierpnia 80.

Architektem operacji, która ma ograniczyć liczbę związków w zakładach pracy, jest Jarosław Pięta, poseł Platformy z Sosnowca. Dzisiaj przedstawi on ministrowi pracy Michałowi Boniemu dwa umożliwiające to projekty zmian w kodeksie pracy oraz nowelizacji ustawy związkowej i ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Jeśli reforma zyska poparcie PiS, nowe przepisy mogą obowiązywać już od 2011 roku.
- Chcemy naprawić sytuację, w której małe organizacje mogą rozbijać żmudnie wypracowywane porozumienia tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę. Skrajnym przykładem takiej destrukcji jest zeszłoroczny strajk w kopalni Budryk, który przyniósł ok. 80 mln zł strat - wyjaśnia Pięta.

Dziś pracodawca musi rozmawiać z każdym związkiem zawodowym, który reprezentuje co najmniej 10 procent załogi. Jeśli zaś związek należy do którejś z central związkowych (Solidarności, OPZZ czy Forum Związków Zawodowych), wystarczy zaledwie 7-procentowa reprezentacja, by pracodawca musiał traktować jego reprezentantów jak partnerów. Taka sytuacja prowadzi do rozdrobnienia ruchu związkowego, co w sytuacjach konfliktowych często uniemożliwia porozumienie. Co istotne, taka jest ocena nie tylko rządu i pracodawców, ale także dużych central związkowych.

Pięta proponuje więc podniesienie progu reprezentatywności do 33 procent. Alternatywnym rozwiązaniem mogłoby być referendum zakładowe, w którym pracownicy sami wybraliby organizację najlepiej przygotowaną do bronienia ich interesów.
Dla central związkowych te 33 procent jest nie do przyjęcia, ale jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, rząd traktuje taką wysokość progu tylko jako punkt wyjścia do negocjacji. PO jest w stanie zaakceptować kompromis na poziomie 25 proc.

Znacznie trudniej natomiast będzie przekonać związkowców do innego pomysłu Pięty: by to oni sami zbierali od pracowników składki na rzecz organizacji, które dziś pobiera pracodawca.

W Polsce zarejestrowanych jest ponad 6,3 tys. związków zawodowych, do których należy ok. 2,5 miliona członków. Z danych CBOS wynika, że w 2008 roku odsetek związkowców wśród ogółu pracowników wynosił 17 proc. W 1991 roku było to prawie dwukrotnie więcej. Najwięcej związkowców jest w firmach państwowych. Należy do nich tam co czwarty pracownik.

Koniec wszechwładzy związkowców. Zrobimy porządek z małymi, nieobliczalnymi kanapowymi organizacjami, które manipulują ludźmi w zakładach pracy i potrafią rozwalić każde porozumienie - zapowiada Platforma Obywatelska. Projekty przepisów, umożliwiających ostateczne rozprawienie się rządu i pracodawców ze związkowym planktonem, przygotowuje sosnowiecki poseł PO Jarosław Pięta. Idea jest taka, by mniejsza liczba związkowców reprezentowała więcej pracowników.

Przekonując do swego planu Pięta przypomina strajk w kopalni Budryk z przełomu 2007 i 2008 roku, gdy związkowcy z 9 działających tam organizacji przez kilka tygodni nie potrafili wypracować wspólnego stanowiska. Cztery związki nie zgodziły się na wynegocjowane wcześniej przez pięć pozostałych porozumienie, dotyczące warunków płacowych, na jakich Budryk miałby zostać przyłączony do Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Zakład stał przez 46 dni, co wg szacunków JSW spowodowało ok. 75 mln zł strat.

Jeszcze na początku lat 90. na Śląsku były cztery związki górnicze. Dziś jest ich ponad 30. W samej Kompanii Węglowej działa ponad 170 komisji zakładowych, w grupie kapitałowej Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo jest ich 107. Na utrzymanie 64 związkowych etatów w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, w której działa 30 związków, idzie 12 mln zł rocznie. Dziś do założenia związku wystarczy 10 osób. Jeśli organizacja ma 150 członków, pracodawca musi opłacić jeden związkowy etat. Ponad 500 członków daje dwa takie zawodowe związkowe etaty, ponad 1000 - trzy, więcej niż 2000 - cztery.

- Takie przywileje i taki przerost tej struktury skutkują wynaturzeniami. W efekcie związkowcy, zamiast zajmować się ochroną praw pracowników, próbują wpływać na zarządzanie firmą. Zmiany są niezbędne, bo grożą nam takie sytuacje jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie roszczenia związkowców doprowadziły do bankructwa General Motors - uważa dr hab. Robert Gwiazdowski, szef Centrum im. Adama Smitha.
Podstawową zmianą, jaką proponuje poseł Pięta, jest zwiększenie reprezentatywności związków wśród załogi. Dziś legitymację do negocjacji z pracodawcą zapewnia im sytuacja, gdy do związku jest zapisanych co najmniej 10 proc. pracowników (lub 7 proc. - jeśli związek należy do którejś z central: Solidarności, OPZZ lub Forum Związków Zawodowych). Projekt sosnowieckiego parlamentarzysty zakłada, że próg reprezentatywności należy podnieść do 33 proc. Ale jest jeszcze alternatywny pomysł: by załoga bezpośrednio wybierała swoich związkowych pełnomocników w zakładowym referendum (jeśli żaden ze związków nie osiągnąłby w nim progu, pracowników reprezentowałaby ta organizacja, która otrzymałaby najwięcej głosów).
- Zamiast populizmu i ekstremizmu, będzie rzeczowy dialog pracodawcy z wiarygodnymi partnerami. Zamiast kilkunastu albo kilkudziesięciu związków w zakładzie, pracowników reprezentować będą maksymalnie trzy organizacje - zapowiada Pięta, przypominając, że w Stanach Zjednoczonych związki organizują się na zasadzie 50 proc. ogółu pracowników plus 1, a na terenie jednego zakładu w czasie cztero- lub pięcioletniej kadencji działa jeden reprezentatywny związek.

Instytucja referendum związkowego działa również we Francji. W Wielkiej Brytanii istnieje natomiast tylko jedna duża konfederacja - TUC (Trades Union Congress), która skupia ponad 50 związków i ma 6,5 mln członków.
Przedstawiciele central związkowych zgadzają się z głównymi założeniami projektu Pięty. Mniej lub bardziej oficjalnie podkreślają, że wojowniczość małych organizacji psuje reputację dużym.
- Nie może być tak, że kadłubowa organizacja, za którą stoi dziesięć osób, ma takie same prawa jak Solidarność, która liczy 114 tys. członków. Zmiany są konieczne, bo duże organizacje, za którymi stoją zaplecza eksperckie, nie są w stanie normalnie funkcjonować, gdy kilku awanturników chce rozwalać porozumienia - przyznaje Piotr Duda, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności. Uważa on jednak 33-procentowy próg za zdecydowanie zbyt wysoki. - Może gdyby poseł Pięta wcześniej uzgodnił sprawę z Wojewódzką Komisją Dialogu Społecznego, uniknąłby takich bubli - dodaje.

Z kolei Bogusław Ziętek, szef małego Sierpnia 80, oskarża Piętę o nieznajomość związkowych realiów i zaręcza, że małe organizacje lepiej troszczą się o prawa pracowników. Jego zdaniem, zmiana przepisów to próba wykończenia związków zawodowych w Polsce.

- Rząd najpierw spróbuje wyciąć małe związki, a potem zabierze się za duże centrale. Na miejscu ich szefów nie miałbym złudzeń - prorokuje Ziętek. - Jeśli plany PO się urzeczywistnią, dojdzie do konsolidacji mniejszych organizacji. Zbudujemy niezależną centralę związkową, działającą poza głównym, zbiurokratyzowanym nurtem. Nam te zmiany nie zaszkodzą, a jeśli pracownicy będą wybierać swoich reprezentantów w referendum, w końcu przekonamy się, na jakie rzeczywiste poparcie mogą liczyć w zakładach obecne centrale.

Próg 33 procent może zostać obniżony w toku konsultacji społecznych albo negocjacji parlamentarnych. PO jest w stanie pójść na kompromis i zaakceptować 25 procent. Takie ustępstwo może być konieczne, by w przypadku prezydenckiego weta kupić poparcie wspomagającego Solidarność PiS (PSL jest za zmianami). Platforma zakłada, że Lech Kaczyński zawetuje każdą ustawę ograniczającą prawa związkowe. Wtedy pozyskanie PiS będzie konieczne.

Jednak Grzegorz Tobiszowski, poseł PiS z Rudy Śląskiej, uważa, że jego partia nie będzie z założenia przeciwna zmianom, które sama również uważa za nieuchronne.
- Nie certyfikujmy tej sprawy partyjnie. Temat do dyskusji jest, bo czas skończyć z sytuacją, w której mniejszości związkowe szantażują większość - potwierdza parlamentarzysta PiS.
Już teraz natomiast wiadomo, że SLD, mimo generalnie przychylnego stosunku OPZZ do pomysłu, raczej nowelizacji nie poprze.
- Radzę PO nie iść na wojnę ze związkami - ostrzega poseł lewicy Wacław Martyniuk.
Dziś Pięta spotyka się w tej sprawie z ministrem Michałem Bonim. Przedstawi mu dwa projekty nowelizacji kodeksu pracy oraz zmiany w ustawie o związkach zawodowych i ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Jak zaznacza Waldy Dzikowski, odpowiedzialny w klubie PO za legislację, pomysł wymaga jeszcze uzgodnień w rządzie i opinii partnerów społecznych.

- Około marca projekty mogłyby trafić do laski marszałkowskiej - przewiduje wiceprzewodniczący klubu PO.
Jeśli w czerwcu udałoby się przegłosować zmiany, weszłyby one w życie, z uwzględnieniem vacatio legis, między rokiem 2011 a 2012.

Co zmienić

Tak jest dziś
Pracodawca musi rozmawiać z każdym związkiem, który reprezentuje co najmniej 10 proc. załogi; jeśli związek należy do centrali (Solidarności, OPZZ lub FZZ), wystarczy 7 proc.
W rzeczywistości do negocjacji w zakładach pracy dopuszczane są również mniejsze związki, które wymogu reprezentatywności nie spełniają.

Co proponuje Pięta
Podniesienie progu reprezentatywności do 33 proc.; w takim przypadku, w imieniu pracowników w danym zakładzie mogłyby występować najwyżej trzy związki zawodowe.
Referendum, w którym pracownicy sami wybraliby swoich związkowych reprezentantów; jeśli w głosowaniu żadna z organizacji nie przekroczyłaby 33 proc., za reprezentatywną uznano by grupę, która zdobyła najwięcej głosów.
Związki same zbierają składki od pracowników; teraz robi to pracodawca, za zgodą pracownika.

Co o tym myślą

Jan Guz, szef OPZZ:
- Uporządkowanie ruchu związkowego jest potrzebne, bo w przypadku dużej liczby mniejszych organizacji, porozumienie bywa niemożliwe. Ale nie powinniśmy spychać na margines słabszych grup. To sprawa do poważnej dyskusji, tyle że w zespole ds. dialogu społecznego komisji trójstronnej.

Piotr Duda, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności:
- Zmiany są konieczne, bo duże organizacje nie są w stanie normalnie funkcjonować, gdy kilku awanturników chce rozwalać porozumienia. Jednak próg 33 proc. jest wzięty z sufitu.

Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników:
- Sztuczne podwyższanie progu reprezentatywności nic nie da, a wywoła tylko większą agresję mniejszych związków i otworzy furtkę radykałom. W górnictwie mamy ich obecnie pod względną kontrolą, po zmianie przepisów zacznie się partyzantka.
l

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rząd weźmie małe związki za twarz - Dziennik Zachodni