Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Demokracja bydlęca i sprawiedliwi sędziowie

Robert Siewiorek
Dla motłochu prawda jest tylko tym, co widać. Tym, co pokazały tabloidy. Dlatego w masowej świadomości Polański i Piesiewicz nie istnieją już jako ludzie wybitni, ale co najwyżej jako upadli zboczeńcy

Człowiek żyje skromnie, ale godnie. Morduje się za grosze, byle sobie i dzieciom zapewnić. Przykazań się trzyma, choć łatwo nie jest. Na tacę daje, ile może - więcej nie ma, poza tym czasy ciężkie (inni dają mniej). Często nawet komuś pomoże - a jakże! Wierzy człowiek w autorytety, choć wie, że tak dobrze jak niektórzy (zwłaszcza ci pokazywani w telewizji czy w gazetach) to nigdy nie będzie miał. Taki już los, niech krew zaleje, że pajacom i dziwkom różnym się udaje, a człowiekowi nie. Ale co człowiek zrobi, no co?

Dziś własne poglądy wysmaża się hurtem, jak naleśniki. Ludzi z wyrazistymi poglądami więcej dziś niż ludzi w ogóle

W sumie nic, dopóki coś nie pieprznie. Ale jak już pieprznie, to człowiek odżywa. Jak wtedy, gdy pieprznęło z Polańskim, a ostatnio z Piesiewiczem. Tacy byli mądrzy, Oscary dostawali, we frakach chodzili i pouczali, kawiory żarli i parlali po francusku - aż wyszło szydło z worka: pedofil-gwałciciel i narkoman-dziwkarz w fartuszku. Hosanna! I niech ktoś teraz powie człowiekowi, że nie ma człowiek racji. Kurestwo w jedwabiach za nasze pieniądze i tyle. Dobrze tak nierobom.

W niedzielę rano oglądałem w telewizji rozmowę dziennikarza, skądinąd rozsądnego i inteligentnego, z Wojciechem Karolakiem. Temat: stan wojenny oczyma artysty, czyli jaki był cały ten jazz w epoce wojny polsko-jaruzelskiej. Już na początku dziennikarz - zachowując, i owszem, szacunek oraz grzeczność należne wybitnemu artyście - zapytał Karolaka o to, czy ujawnione ostatnio przez IPN notatki rosyjskiego wojskowego Anoszkina, wedle których przed wprowadzeniem stanu wojennego Jaruzelski prosił Rosjan o interwencję, nie każą mu uznać Generała za zdrajcę.

- Nie chcę nikogo sądzić, bo nie znam dokładnie tej sprawy. Żyłem wtedy w Polsce, ale nie znam wszystkich okoliczności, w których Jaruzelski wprowadzał stan wojenny. Więc nie chcę być jego sędzią - tak mniej więcej odpowiedział Karolak.

Polak bez poglądu na Jaruzelskiego?! Znaczy - nie Polak. Żyd albo komuch. Ewentualnie ubek. Przecież każdy w tym kraju wie, czy Jaruzelski był zdrajcą, czy bohaterem. Jedni wiedzą swoje, inni swoje - ale wiedzą. A kto mówi, że nie wie, to pewnie coś kombinuje.
Dziś najwięcej wątpliwości budzą ludzie, którzy mają wątpliwości. Im większa sprawa, im głośniejszy skandal, tym mniej masz czasu na wahanie. A już najmniej wątpliwości ma motłoch. Bezspornością tego, co wniebogłosy i przy każdej okazji wywrzaskuje, motłoch manifestuje (niejako na skróty, bo nie mając ani szkół, ani wiedzy) posiadanie wszystkiego, czego nie potrafił zdobyć przez całe życie: wiedzy właśnie. I ostrożnej pokory wobec świata, która się z tej wiedzy bierze. Motłoch czerpie oczywistość i dobitność swych sądów z ubóstwa tych sądów. Im mniej wie, tym bardziej jest pewny tego, co mówi.

Ta pewność powoduje, że w masowej świadomości Roman Polański nie istnieje już dziś jako wybitny reżyser, ale jako nędzny gwałciciel dzieci. To samo niewzruszone poczucie ludowej sprawiedliwości każe tysiącom tzw. porządnych ludzi, którzy na co dzień tłamszą swoje żony, biją dzieci albo przepijają wypłaty, uznać Krzysztofa Piesiewicza, świetnego scenarzystę i mądrego polityka, za zboczeńca i szmatę. Dlatego, że jakieś dwie wywłoki wysłały do tabloidu kompromitujące go - zresztą nie wiadomo w jakich okolicznościach nagrane - filmy. W swym świętym oburzeniu (a tak naprawdę w przemożnym pragnieniu odwetu za własną bylejakość) lud staje po stronie szantażystek, które grzebią żywcem wybitnego człowieka. Bo ćpał (podobno) i przebierał się w damskie ciuchy (podobno). Jak doszło do tego, że półprzytomny siedzi na krześle ubrany w kieckę - tego się nie dowiadujemy. Zresztą kto by o to dbał? Prawda jest tym, co widać.

Dziwaczna to prawda w kraju, w którym najbardziej wpływowy kaznodzieja mówi, że siadanie za kierownicą na bani to żaden grzech. W sumie bełkotliwe enuncjacje tego człowieka nie przeszkadzają mi dopóty, dopóki któryś z jego wyznawców nie rozjedzie kogoś po pijanemu. Chociaż fakt: nawet jeśli rozjedzie, to i tak nikt pewnie odpowiedzialności toruńskiemu szamanowi nie udowodni. W naszym kraju wina jest bowiem kwestią wiary: w winę jednych wierzy się z marszu, a wina innych jest nie do wiary.
Bardziej jednak martwi mnie inna forma promowania gnuśnej miernoty - ta, która jest udziałem mediów popularnych. Otóż w demokracji największym grzechem mediów popularnych jest budowanie demokracji bydlęcej. Bo jeśli tabloidy czynią nas w czymś równymi, to przede wszystkim równymi w świństwie. One są dziś tym, czym w średniowieczu były ludowe wiece pod szubienicą. Istnieją po to, by motłoch mógł klaskać gapiąc się na upadek ludzi, którzy go przerośli.

Ledwie Szwajcarzy zamknęli Polańskiego w areszcie, a już media opowiedziały - niektóre wyraźnie delektując się każdym szczegółem tej, skądinąd wstrętnej, historii - za co. Zaraz po tym połowę świata i Polski zaludniły rzesze domorosłych sędziów, którzy w świętym gniewie zażądali skalpu "pedofila". Szybciutko, bez zbędnego wnikania w niuanse milion przeczystych i sprawiedliwych zatarł spocone dłonie, osądzając człowieka, o którym wiedzieli głównie to, że niby Polak, a naprawdę Żyd, do tego ma kasę i młodą żonę, choć sam stary cap (no właśnie, zboczeniec!). Jego filmów ci sprawiedliwi raczej nie znali, bo i tak nie daliby rady przy nich usiedzieć. Ale przecież wiedzą, że tego, co wiedzą, aż nadto, by osądzić, skazać i żywcem zakopać.

Słusznie rezerwujemy sobie prawo do tego, by mieć własny pogląd. Gorzej, gdy chcemy go mieć w każdej sprawie. Wystarczą dwa zdania, półminutowy materiał w telewizyjnych wiadomościach (koniecznie z morałem, taki dziś trend), niedługi wywód kogoś, kto potrafi mówić z przekonaniem albo komu po prostu chcemy wierzyć - i pogląd mamy gotowy. Dziś własne poglądy wysmaża się jak naleśniki - hurtem jeden za drugim, na tych samych uproszczeniach. Ludzi z wyrazistymi poglądami (a przynajmniej za takich się mających) więcej dziś niż ludzi w ogóle.
Od tygodni pewien znany mi były dziennikarz - niegdyś kolega, dziś niestety już nikt - wylewa w blogu pomyje na ludzi, których szanuję. Oczywiście robi to dlatego, że tych ludzi nie tylko nie szanuje, ale wręcz nienawidzi. Nienawidzi tym silniej, im więcej sam dał innym powodów do tego, by przestali go szanować, a zaczęli traktować z politowaniem. Nienawidzi za to, że rozdając mściwe razy, komu popadnie, skwapliwie osądzając innych - popalił wokół siebie mosty i skazał się na publiczny niebyt. Więc im mniej go dostrzegają, tym głośniej wrzeszczy. Im bardziej się z tym męczy, tym obficiej pluje. A pluje gęsto i w liczbie mnogiej, bo chce być sprawiedliwym głosem skrzywdzonej większości podobnych do niego, zlekceważonych przez świat inkwizytorów swojskiego chowu. Niepostrzeżenie, samemu pewnie jeszcze o tym nie wiedząc, dołącza do tej masy, ponad którą kiedyś wyrastał. Niegdyś, bywało, jego głos intrygował - dziś jest tylko źródłem intryg. Powoli znika w chórze tysięcy innych głosów, które wrzeszczą to samo. Człowiek, którego kiedyś znałem i nawet chciałem znać, wtapia się w motłoch wygrażający piąchami ku szubienicy.

Serce obrasta pychą jak świnia sadłem - napisał Sołżenicyn. Tak, obrasta, a już najszybciej u człowieka, który ma skłonność do ześwinienia. Nie ma bardziej zabójczej pychy jak pycha zawistnych miernot. Wie o tym szczególnie dobrze każdy, kogo publiczną wypowiedź skomentowano na jakimś forum w internecie. Do każdego słowa, które napiszesz czy wypowiesz, przyssie się stado sfrustrowanych pijawek. Pozwolą sobie na wiele, bo są anonimowe - kopią cię zza węgła, zasłonięte kapturem. Ponieważ temu, co napisałeś czy powiedziałeś, dałeś swą twarz i nazwisko, one naplują ci w tę twarz. Nic ich nie kosztuje wyśmianie twoich sądów, ciebie samego albo choćby twojej rodziny. Twoi sędziowie nie mają nazwisk - podpisują się dziwacznymi pseudonimami. I to powinno ci wystarczyć. Było się nie wychylać, nie wystawiać łba, gdy wszędzie latają kamienie.

Jeśli myślisz, że siedząc cicho i robiąc swoje w ukryciu unikniesz ich sądu, mylisz się. Jeżeli zrobisz cokolwiek, co podrażni ich zawiść, prędzej czy później cię dopadną. Nakręcą jakiś filmik, coś podsłuchają, coś od siebie dodadzą, a potem puszczą to w eter. Resztę dopowiedzą sobie inni.
I już po tobie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!