Orzeł wylądował, ale za blisko

Adam Małysz zapowiadał, że w Engelbergu powalczy o zwycięstwo, ale piątkowy konkurs pokazał, że nie jest chyba jeszcze na to gotowy. Mało tego, Polak skakał słabiej niż podczas poprzednich zawodów Pucharu Świata w Lillehammer. Zajął dopiero 12. miejsce, gorsze niż Kamil Stoch (10.). A najgroźniejsi konkurenci mu odlatują - i to dosłownie. Szwajcar Simon Ammann i Austriak Gregor Schlierenzauer na szwajcarskiej skoczni przechodzili, pardon, przeskakiwali samych siebie.

Justyna Kowalczyk jest zła na Adama Małysza: Jeśli nie wie, o czym mówi, to niech lepiej się nie odzywa

Obaj na tle rywali wyglądali jak zawodnicy z innej planety. Podczas gdy wszyscy ciężko walczyli o to, by przelecieć 125. metr, oni jak gdyby nigdy nic lądowali dziesięć metrów dalej. Skok Małysza z I serii, w której osiągnął 129,5 m, wydawał się niezły, ale tylko do chwili, gdy na tablicy świetlnej pojawił wynik Ammanna. 137,5! Minutę później silniki rakietowe pod nartami odpalił "Schlieri" - 136,5. To oznaczało, że wszystkim innym uczestnikom konkursu pozostała walka o 3. miejsce.

Zwycięsko wyszedł z niej Austriak Thomas Morgenstern. Do 2. lokaty brakowało mu - uwaga - prawie 25 punktów. To przepaść.
Małysz miał szansę otrzeć się o podium, ale w II serii nie zdołał nawet obronić zajmowanej na półmetku zmagań 6. pozycji. Przy lekkim tylnym wietrze osiągnął tylko 121 m. Później przyznał, że bardzo spóźnił ten skok.
- Odbiłem się jakieś dwa metry za progiem - powiedział serwisowi skijumping.pl.

Tymczasem Ammann i Schlierenzauer są w takiej formie, że fenomenalnie skaczą w każdych warunkach. W decydującej kolejce znowu licytowali się na odległości. Wygrał Szwajcar, który na 132,5 m Austriaka odpowiedział skokiem o pół metra lepszym. Dzięki temu zwycięstwu "Simi" został nowym liderem PŚ.
W głównym konkursie wystartowało pięciu Polaków (szósty - Łukasz Rutkowski nie przebrnął kwalifikacji). Oprócz Stocha i Małysza punkty zdobył też Krzysztof Miętus, który zajął 22. miejsce (po I serii był 14.). Stefan Hula i Marcin Bachleda przegrali z... decyzją jury, które po skokach 31 zawodników skróciło rozbieg i anulowało dotychczasowe wyniki. Tymczasem obaj Polacy byli wtedy wysoko w klasyfikacji i mieli niemal pewny awans do II serii. Dobrych skoków nie zdołali już powtórzyć i odpadli z rywalizacji.

W Engelbergu było wyraźnie widać, że sędziowie i organizatorzy wzięli sobie do serca uwagi po zawodach w Lillehammer, gdzie Schlierenzauer poleciał tak daleko, że prawie roztrzaskał się o płaską część zeskoku. Walter Hofer, dyrektor PŚ, atakowany z wielu stron, że urządza cyrk i szafuje zdrowiem zawodników, zapewnił w ostatnich dniach, iż dla niego priorytetem jest bezpieczeństwo skoczków. - Staramy się zminimalizować ryzyko, wprowadzamy nowe rozwiązanie, jednak mimo wielu ulepszeń nadal istnieją pewne nieprzewidywalne czynniki, które mogą prowadzić do niebezpiecznych sytuacji - oświadczył Austriak.

Dla polskich kibiców emocje nie kończą się wcale na szwajcarskiej skoczni. W mediach trwa właśnie ostra wymiana zdań między Małyszem Justyną Kowalczyk. Burzę rozpętał na naszych łamach skoczek, który nie krył zdziwienia, że biegaczka narzeka na zbyt cienkie kurtki i samochód, który ma do dyspozycji. Znana z ciętego języka góralka z Kasiny Wielkiej nie pozostała mu dłużna. - Jeśli nie wie, o czym mówi, to niech lepiej się nie odzywa - wypaliła w "Przeglądzie Sportowym".

Sprawa zakończy się zapewne się na tej wymianie zdań, ale tak czy inaczej zimę mamy w tym sezonie wyjątkowo ciekawą. Oby tak było nadal, choć przede wszystkim dzięki dobrym występom Polaków. Kto wie, może doczekamy się ich już teraz? Kowalczyk w weekend będzie walczyć o zwycięstwa w słoweńskiej Rogli. Dziś w sprincie (12.15), jutro na 15 km stylem klasycznym (11.25). Transmisje w Eurosporcie 2. Małysza i pozostałych skoczków czekają kolejne dwa konkursy w Engelbergu. Oba rozpoczną się o godz. 13.45. Bezpośrednia relacja w Eurosporcie i TVP 1.