Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia śląskich turystów w Serbii

Aldona Minorczyk-Cichy
Rozpacz, strach i niepewność malowały się na twarzach ludzi, którzy gromadzili się wczoraj w sali numer 2 kopalni Ziemowit w Lędzinach. To tam czekali na wiadomości o najbliższych.

Autokar wiozący ich dzieci z obozu w Bułgarii miał wypadek. Wszystkie stacje telewizyjne pokazywały wrak rozbitego na trasie w Serbii pojazdu.

Kobiety płakały. Niektórzy mieli ze sobą plecaki. Kopalnia obiecała im transport do dzieci. Chcieli wyruszyć natychmiast. To nie było możliwe. Musieli czekać. Czas wlókł się w nieskończoność.
Jacek Sieradzki skończył właśnie nocną szychtę. Umył się, przebrał i tuż przedgodziną siódmą poszedł do biura związku Solidarność 80. - O której dzieci wracają z Bułgarii? - zapytał. W odpowiedzi usłyszał: - Jest źle. Był wypadek. Są ranni i zabici.
- To był cios. Stanąłem, jak trafiony gromem. Dali mi do ręki dwie kartki z numerami telefonów. O mojej Ewelince nic nie powiedzieli. Nie wiem, czy żyje. Nie wiem, gdzie jest. Dzwonię, gdzie tylko można, ale nikt nie odbiera telefonów - denerwował się.

Barbara Górecka o wypadku dowiedziała się od córki: - O godzinie 6.40 rano obudził mnie esemes. Weronika napisała: "Mieliśmy wypadek. Jestem cała i zdrowa". Mam szczęście, bo wiem, co się z nią dzieje. Gdybym tak jak pozostali czekała na wiadomości - umarłabym ze strachu. Nie pytała córki o szczegóły. Nie dzwoniła, bo bała się, że rozładuje baterię w telefonie. A przecież mógł być potrzebny innym. Chciała tylko jak najszybciej znaleźć się przy niej. Przytulić. Pogłaskać po główce.

Andrzej Kozibąk na wycieczkę do Bułgarii wysłał trzy córki: Marzenę (18 lat), Wiolę (12 lat) i Darię (11 lat). Jako opiekun grupy miał jechać jeszcze najstarszy syn Tomek. W ostatniej chwili coś nie wypaliło.
- Z jednej strony cieszę się, bo jestem cały. Ale z drugiej tak bardzo chciałbym być przy siostrach. Opiekować się nimi. Ta niepewność jest okropna - denerwował się wczoraj.
Jego ojciec miał łzy w oczach: - Od początku z tym wyjazdem wszystko było nie tak jak trzeba. Przewoźnik potraktował nasze dzieci jak worki z cementem. Powinienem je od razu do domu zabrać. Ale tak strasznie cieszyły się z tych wakacji - denerwował się Andrzej Kozibąk.

On i inni rodzice opowiadali, że 13 dni temu przed wyjazdem do Bułgarii autobus przyjechał z półtoragodzinnym opóźnieniem. Miał być dwuletni, ale słowa nie dotrzymano. Był stary. Chyba kilkunastoletni. Pomalowany byle jak, pędzlem. Wycieraczki miał oklejone taśmą izolacyjną. Chyba po to, by nie odpadły. Rodzice wezwali policję. - Skontrolowali samochód, ale ich zdaniem technicznie był w porządku. Dlatego dzieci pojechały - dodaje pan Andrzej.

Razem z nim wczoraj w Ziemowicie był Daniel Pachura, chłopak Marzeny, najstarszej córki Kozibąka. Bardzo się denerwował. Chciał się z nią jak najszybciej zobaczyć.
- Wymieniam esemesy z Dorotą, kuzynką mojej dziewczyny, która również była na wycieczce. Marzena nie ma przy sobie telefonu - opowiadał. Pokazywał wiadomości w telefonie. Dorota pisała, że całe plecy ma poharatane szkłem. Że jest w szpitalu.

Bez telefonów została większość pasażerów. Dlaczego? W czwartek około godziny 22 opiekunowie zarządzili w autobusie ciszę nocną. Poprosili o wyłączenie aparatów i schowanie ich do toreb. Ci, którzy wykonali polecenie, po wyjściu z autobusu zostali bez kontaktu z najbliższymi.

- Nasz Kamil na szczęście nie posłuchał zakazu. Zamiast do torby schował aparat do kieszeni. Dzięki temu zaraz po wypadku zadzwonił. Nie pamiętał jak do niego doszło. Tak jak większość pasażerów po prostu spał. Jest trochę poobijany. Mówi, że to nic poważnego - opowiadała mama 18-latka. Piotr Dowiat ostatni raz z Karoliną, 14-letnią córką, rozmawiał w czwartek tuż przed godziną 22. Była zadowolona z wyjazdu, ale też szczęśliwa, że zobaczy najbliższych. - Nic o niej nie wiem! Zupełnie nic! Tylko, że jest w szpitalu razem z koleżanką i że jest ranna! - rozpaczał.

Wyjazd organizował związek zawodowy - Solidarność 80 kopalni Ziemowit. Wykupił część miejsc na obozie do Bułgarii. Dzieci i młodzież mieszkały w hotelu Diana, w centrum Złotych Piasków nad Morzem Czarnym. Najmłodszy uczestnik obozu miał 10 lat, najstarszy 18.

Przewodniczący związku pojechał do Bułgarii jako opiekun. Jego córka Natalia Zwolińska nie żyje. W wypadku została bardzo poważnie ranna. Zmarła podczas operacji.
Zaraz po tym, jak do Kompanii Węglowej, właściciela kopalni Ziemowit, dotarła informacja o wypadku w Serbii, zaczęto organizować pomoc. Do Belgradu wyjechał bus z pracownikami firmy. Mieli na miejscu zorientować się w sytuacji, pomagać poszkodowanym.

Do kopalni wezwano dwóch psychologów. Rodziny ofiar niechętnie jednak korzystały z ich pomocy. Dla nich ważniejsze było ustalenie, co się dzieje z dziećmi. A tej wiedzy rozpaczliwie brakowało. - Kiedy rano zadzwoniliśmy do konsulatu w Belgradzie, nic tam nie wiedzieli o wypadku. Dopiero potem zaczęli zbierać informacje. Teraz już w ogóle nie odbierają telefonów. Wiemy tyle, co usłyszymy w telewizorze. To skandal! - krzyczeli zirytowani rodzice. Do południa nie wiedzieli do jakich szpitali trafili poszkodowani i w jakim są stanie. Ciągle też nie znali nazwiska drugiego nieżyjącego dziecka. Przeżywali koszmar.

Pracownicy KW stawali na głowie, by zebrać dla nich jak najwięcej wiarygodnych informacji. Próbowali załatwić samolot. Prosili o pomoc wojewodę. - Robimy wszystko, co tylko się da. Nie my organizowaliśmy wyjazd, ale ofiarami są dzieci naszych pracowników. Czujemy się za nie odpowiedzialni - mówił Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej. W końcu dzięki pomocy rządu rodziny poszkodowanych odleciały do Serbii z Pyrzowic. W nocy kolejna grupa pojechała tam autokarem.

W barze koło kopalni do późnego wieczoru gromadzili się górnicy. Wpatrywali się w ekran telewizora. Milczeli. Jedna ze stacji pokazywała właśnie zdjęcia z miejsca katastrofy.

Godziny strachu
6.30 - autobus z turystami ze Śląska ma wypadek na trasie w Serbii
10.00 - wiadomo, że jest 6 ofiar śmiertelnych i kilkudziesięciu rannych
15.00 - zapada decyzja o wysłaniu do Serbii rządowego samolotu
19.30 - z lotniska w Pyrzowicach z prawie trzygodzinnym opóźnieniem wylatują rodziny ofiar i poszkodowanych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!