Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość Karolinki i Karliczka

Maria Zawała
Elfryda  Zając - wnuczka Karolinki po kądzieli i Karliczka po mieczu
Elfryda Zając - wnuczka Karolinki po kądzieli i Karliczka po mieczu Fot. Arkadiusz Ławrywianiec
"Poszła Karolinka do Gogolina, a Karliczek za nią jak za młodą panią, z flaszeczką wina". Tę piosenkę zna bodaj każdy mieszkaniec Śląska. Mało kto wie, że Karolinka żyła naprawdę, a Karliczek... Fryderyk (tak, tak, miał na imię Fryderyk, a nazywał się Karliczek) żonaty z inną, wodził tylko za nią tęsknym wzrokiem.

Gdy byłam mała, miałam może 6 czy 7 lat, tuż po wojnie, ojciec uczył nas tej piosenki. To o waszej babci i dziadku - zaczął nam kiedyś opowiadać, gdy do pokoju weszła mama. "Co tu będziesz dzieciom takie rzeczy mówił" - stwierdziła i strasznie na niego nakrzyczała - opowiada Elfryda Zając z Myśliny koło Dobrodzienia, emerytowana pielęgniarka, wnuczka Karolinki i Karliczka. Wtedy nie wiedziała, dlaczego matka stanowczo protestowała przed wywlekaniem na światło dzienne rodzinnych historii. Teraz po latach jej to nie dziwi. W dawnych czasach, zwłaszcza przy dzieciach, o pewnych sprawach nie wypadało wszak rozmawiać. Nawet potem słyszała od niej. "Daj spokój, to wstyd. Jak mógł się żonaty chłop uganiać za młodą dziewczyną".

Karolinka z pewnością do Gogolina nie doszła, a jeśli już, to na pewno nie towarzyszył jej Fryderyk Karliczek

O tym, że coś musiało być na rzeczy świadczą także legendy, w jakie obrosła ta historia. Jedna z nich mówi, że Karolinka była piękną młynareczką i głowę nosiła wysoko, a Karlik był ubogim młodym leśnikiem. Choć ona znać go nie chciała, Karlik w końcu dopiął swego i, jak to w bajkach bywa, żyli długo i szczęśliwie. Taki opis ich znajomości widnieje na przykład pod przedstawiającym tę parę pomnikiem-ławeczką stojącym w Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku w Chorzowie. Niestety, prawdziwa historia tych dwojga była zupełnie inna. Fryderyk Karliczek, gdy po raz pierwszy ujrzał Karolinkę, był od niej 18 lat starszy i od dawna żonaty z Pauliną Zakrauską. Ponieważ w tych czasach rozbijanie małżeństw było niemożliwe, więc o tym, żeby Fryderyk odszedł do żony, nie mogło być mowy.

"Szła do Gogolina, przed się patrzała, ani się na swego synka szykownego nie obejrzała"
Elfryda po raz pierwszy zobaczyła zdjęcie swojego dziadka Fryderyka Karliczka w 2002 roku po pogrzebie mamy. - Wiem, że mi nie uwierzycie, ale tak było. Nie wiedziałam, że to on, ale usłyszałam jakby jego głos, jakby mówił do mnie. "To co, Elfryda, zaczynamy pracę?". To wtedy przyszło jej do głowy, by poszukać korzeni własnej rodziny. Była już na emeryturze i miała dużo wolnego czasu. A był potrzebny, bowiem dokumentów w jej archiwach było jak na lekarstwo. Wkrótce odkryła, że potomkowie jej dziadka Fryderyka Karliczka na Śląsk przybyli z Czech.

- Dotarli tu z okolic Pragi. Takich jak oni, wygnańców z powodów religijnych, zbierał na Śląsku Fryderyk Wielki. Dostawali 5 hektarów pola, łopatę, widły i nasiona. Podpisywali, że będą wierni nowemu władcy i dzięki temu przez 10 lat nie musieli płacić podatków. Zakładali osady - opowiada Elfryda Zając, która od kilku lat skrzętnie gromadzi dzieje swojego rodu. "To, o czym pamiętamy i to, o czym zapomnieliśmy" taki jest tytuł jej bogato ilustrowanego rodzinnego albumu. Linia jej rodu sięga połowy XVIII wieku. To wtedy grupa 1200 osadników przybyła na Śląsk.
Osiedlali się w Grodźcu, Piotrówce koło Brzegu i w Lubieniu niedaleko Popielowa. Tam w 1866 roku przyszedł na świat Fryderyk Karliczek. Obiekt jego przyszłych westchnień - Karolinka także z domu Karliczek, urodziła się w 1884 roku w Grodźcu. Jej potomkowie także przybyli z Czech.

"Prowadźże mnie dróżko, hen w szeroki świat, znajdę tam inszego syneczka miłego, co mi będzie rad"
Fryderyk Karliczek długo w Lubieniu nie pomieszkał. Pewnego dnia postanowił założyć własną osadę. - Może wtedy, gdy zaczął chodzić w poszukiwaniu dobrych terenów do osiedlenia się, spotkał Karolinkę? - zastanawia się Elfryda. Do Grodźca przecież nie było stamtąd daleko. A żeby znaleźć dla siebie i przyjaciół nowe miejsce do życia musiał się sporo nachodzić.
- Ludzie mówili, że wtedy mogła mu ta piękna młoda dziewczyna wpaść w oko, że na nią często spoziroł - wyjaśnia.

Kiedy pytam Elfrydę Zając, po co jej babcia Karolinka chodziła do Gogolina, ta odpowiada niezmiennie. - Nie sądzę, żeby tam kiedykolwiek była. Bo i po co. Może tylko szła w kierunku Gogolina. Wystarczy spojrzeć na mapę. Wokół Grodźca, gdzie mieszkała, jedna rzeczka, druga. Pewnie i jakieś mostki na nich być musiały. Może to na którymś z nich stała, kiedy ją po raz pierwszy ujrzał. Jeśli szła kiedykolwiek po coś w stronę Gogolina to właśnie tamtędy. Może na targ - rozmyśla Elfryda Zając.

"Nie goń mnie Karliczku, czego po mnie chcesz, joch ci już pedziała, nie byda cię chciała, som to przeca wiysz"
Fryderyk Karliczek znalazł miejsce na osadę w Bzinicy niedaleko Dobrodzienia. Wnet przenieśli się tam w cztery rodziny. Kupili 30 hektarów pola. Wkrótce zaczęli dołączać do nich inni. 33 rodziny osadników. Ponad 300 osób. Fryderyk założył ogrodnictwo i został sołtysem.

W 1905 roku mieli już we wsi kaplicę, kasę oszczędnościowo-pożyczkową i ogrodzony murem cmentarz. I co najważniejsze, wszystkie domy postawili z pięknej czerwonej cegły z porządnymi dachówkami. Na planie osady z 25.07. 1905 r., którego kopię zdobyła Elfryda, stoją symetrycznie, niemal idealnie. Dom Karliczka przy ulicy Klonowej w Bzinicy, choć mocno przerobiony, zachował się do dziś.
- Umiał się dziadek rządzić. Był zasadniczy i bardzo sprawiedliwy. Jak wyszło na jaw, że jego własny syn oszukał sąsiada sprzedając mu krowę jako młodszą niż była w rzeczywistości, to wsadził go za to oszustwo do aresztu - opowiada Elfryda.

Fryderyk dorobił się z Pauliną ośmiorga dzieci, w tym czterech synów. -Jeden z nich - Karol został potem moim ojcem. Ożenił się bowiem z... córką Karolinki - Elżbietą - opowiada pani Elfryda.
- Zatem Karolinka jest moją babcią po kądzieli, a Karliczek dziadkiem po mieczu - wyjaśnia Elfryda.
Jak to się stało, że jej rodzice spotkali się? - Karolinka wraz z rodziną, a miała aż 11 dzieci, też przeprowadziła się do Bzinicy. To tam ojciec poznał mamę, gdy byli jeszcze dziećmi - opowiada. Wcześniej bowiem, jeszcze w Grodźcu. Karolinkę wydano za mąż za Józefa Krajcziego.

"Wróć się Karolinko, bo jadą goście, jo się już nie wróca, jo się już nie wróca, boch jest na moście"
Na ścianie domku pani Elfrydy w Myślinie aż roi się od fotografii. Są tu prawie wszyscy członkowie rodu. Maleńkie portrety dziadków to niestety niemal jedyna po nich pamiątka. Karolinka z fotografii jest sporo po pięćdziesiątce. Ma twarz pooraną zmarszczkami, spracowaną. Ale za młodu, gdy była bardzo urodziwą kobietą, mogła się mężczyznom podobać. - Moja mama Elżbieta była do niej łudząco podobna - chwali się Elfryda.

- Rodzina mówiła, że mąż Karolinki - Józef - był wielkim leniem i ona bardzo ciężko pracowała i w domu, i w polu - mówi Elfryda, która nie sądzi, żeby jej babcia mogła być w tym związku szczęśliwa. Nie bardzo wierzy w miłość Karolinki i Krajcziego, choć faktem jest, że dzieci rodziła mu jedno za drugim równiutko co dwa lata. - Mama przez długi czas mówiła, że było ich w domu dziesięcioro, ale nie policzyła jednej siostrzyczki, która zmarła poparzona przez inne dziecko - wyjaśnia Elfryda.

Za to dziadek Fryderyk z fotografii spogląda dumnym wzrokiem przywódcy. - Był bardzo stanowczym człowiekiem. Jak powiedział, że coś we wsi ma być, to musiało. Sprzeciwu nie znosił. Nazywali go nawet z tego powodu "sztywniak" - opowiada wnuczka, ale jak twierdzi, w końcu ludzie ponoć zaczęli mieć jego rządów dość. Gorzej, że Fryderyk rodem z Czech nigdy nie poczuł się Niemcem, choć na tych terenach po 1860 roku nauczanie niemieckiego było już w szkołach obowiązkowe. Kiedy mówiono mu, że przecież przysięgał wierność Fryderykowi Wielkiemu , odpowiadał - "Ja nie, tylko moi przodkowie". Kiedy w 1921 roku wybuchło powstanie śląskie, postanowił opuścić Bzinicę, której mieszkańcy nastawieni byli przeciwko Polakom.

- Dziadek nie chciał do nikogo strzelać. Chciał być neutralnym, ale w tamtych czasach było to niemożliwe. Wyjechał więc z rodziną do Lublińca. Razem z nim jego najmłodszy syn, a mój późniejszy ojciec Karol - wyjaśnia Elfryda. Dodaje, że gdzieś w dokumentach zapisano, że Fryderyk Karliczek był pierwszą ofiarą III powstania śląskiego 1921 roku. - To nieprawda, bo zmarł dopiero w 1933 roku - tłumaczy. - Tu u nas, na pograniczu, nigdy nic nie było proste, jak by się komuś wydawało. Ten Niemiec, a ten Czech czy Polak. Tu i w rodzinach różnie było - dodaje Elfryda i jako dowód pokazuje inne zdjęcie. - Też odnalazłam je po śmierci mamy. O, proszę, tu brat mojego ojca - Ryszard w polskim mundurze, a tata w mundurze Wehrmachtu. Był sanitariuszem. Tu się tak mieszało... - przyznaje. - Czasem brat do brata strzelał. A małoż to razy, jak opowiadali ludzie, słychać było w okopach nawoływania: " Onkel, jest żeś tam?

"Wróć się Karolinko, czemu idziesz precz, nie odpowiem tobie, po swojemu zrobię, to nie twoja rzecz"
Karol, syn Fryderyka, był rzeźnikiem. Po wojnie, na której był sanitariuszem, zaczął pracować jako pielęgniarz w zakładzie psychiatrycznym. Z Elżbietą, córką Karolinki, pobrali się w 1940 roku. Elżbieta miała lat 23, Karol - 27 lat. Karolinka ślubu córki nie doczekała. W czerwcu 1939 roku zastrzelił ją sąsiad. Miała 55 lat.

- Babcia wracała z pola z 15-letnim synem Fritzem. Na skraju wsi mieszkał taki jeden Czampel. Strasznie rozpaczał, bo jego żona go bez przerwy zostawiała, wyjeżdżając ciągle na zakupy do Lipska. Wariował bez niej z zazdrości. Pewnego dnia stał przed domem, a że był gajowym, wymachiwał dubeltówką. Strzelał na oślep. Babcia akurat jechała. Zawołała do niego, żeby przestał i wtedy to się stało. Czy do niej strzelił w amoku, czy to zabłąkana kula - tego się już nie dowiemy - opowiada Elfryda.

15-letni wówczas Fritz, widząc martwą matkę, uciekł w szoku do lasu. Konie same wróciły z ciałem Karolinki na jej podwórko. I pomyśleć, że właśnie tego popołudnia żona Czampla wróciła do domu...
"Nie odpowiedziała, synka odbieżała, oj, okropno rzecz!"
Rodzice Elfrydy po wojnie nie wyjechali do Niemiec, choć prawie wszystkich stąd wygnano najpierw do Czech, a potem dalej. Prawie cała rodzina musiała opuścić swoje domy.
- Mieszkaliśmy w Lublińcu. Była nas w domu czwórka dzieci. Ojciec zmarł w 1970 roku. Po jego śmierci matka, której całe rodzeństwo było w Niemczech, też tam pojechała - tłumaczy Elfryda, która została w Polsce sama, gdy także jej rodzeństwo podążyło w ślady matki. Pytana o to, dlaczego ona się nie zdecydowała, odpowiada bez wahania. - Tu się urodziłam, wychowałam, poznałam swego męża agronoma. Tu był i jest mój dom. Moja ojczyzna - przyznaje.

W Myślinie nieopodal Bzinicy, gdzie mieszka do dziś, wszyscy Elfrydę znają. Była tu przez całe życie wiejską pielęgniarką, dawała zastrzyki, jeździła w nocy do dziecięcych kolek. Pracowała też w gminnej radzie.

- Zawsze lubiłam gromadzić pamiątki. Interesowałam się historią. Pamiętam, że jak zamieszkaliśmy w tutejszej agronomówce, poprosiłam męża, żeby popytał we wsi, czy aby ktoś nie ma jeszcze gdzieś oryginalnego wydania "Mein Kampf" Hitlera, choć wiedziałam, że po wojnie większość tego, co drukowane było po niemiecku, zniszczono. Nawet ręczniki i makatki z napisem "Gott mit uns" szły do pieca. Po latach, gdy poszukując korzeni własnej rodziny na próżno przeczesywałam gminne archiwa w poszukiwaniu jakichkolwiek niemieckich dokumentów usłyszałam: "Zajączka, toż ty nom takiego strachu napędziłaś, jak żeś tego majnkampfu szukała, że my wszystko co było po niemiecku już do reszty spolili". - I tak sobie sama załatwiłam na perłowo dostęp do innych dokumentów - śmieje się dziś Elfryda.

Epilog
Na skraju Bzinicy w niewielkim zagajniku spod trawy wystaje jedyny grób. Skromny, z drewnianym krzyżem. Zadbany. To grób Karolinki. Na fragmencie po zburzonym murze napis. "Cmentarz ewangelicki. Nieczynny od 1945 roku". Innych zmarłych pogrzebał pod stosem liści wiatr historii. - Teraz już tylko ja chodzę na grób babci. Józef po jej śmierci ożenił się z katoliczką. Wrócili do Czech. Ponoć dostał za swoje, bo druga żona już taka robotna jak pierwsza nie była.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!