Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pół kroku przed terrorystą

Redakcja
FOT. AIRPORT
Komisja Europejska wycofała się z obowiązkowego stosowania przeglądarek rentgenowskich na lotniskach krajów Unii

Z Ireneuszem Bekajłą, specjalistą do spraw bezpieczeństwa na lotnisku Katowice w Pyrzowicach, rozmawia Teresa Semik

Czy próba zamachu terrorystycznego na pokładzie Airbusa A-330 lecącego z Amsterdamu do Detroit ujawniła potrzebę wprowadzenia nowych procedur w lotnictwie cywilnym?

Systemy i procedury dotyczące bezpieczeństwa są dobre, urządzenia stale unowocześniane. Zawsze jednak w każdym systemie najsłabszym ogniwem jest człowiek.

23-letni Nigeryjczyk, mający powiązania z Al-Kaidą, próbował odpalić przymocowaną do nogi bombę. Na pokładzie było 300 osób. Pana zdaniem, terrorysta przechytrzył służby w Amsterdamie?

Przechytrzył, bo miał ukryte składniki do skonstruowania bomby pod ubraniem. Z drugiej strony system, który jest teraz często krytykowany przez podróżnych, nie dopuścił do zadziałania tej bomby. Wprowadzone limity dotyczące objętości wnoszonych na pokład płynów, określone przez ekspertów, są skuteczne. Nawet jeśli ktoś zechce przy ich pomocy skonstruować bombę, najwyżej się poparzy. I tak się stało w tym przypadku.

Po każdym takim zdarzeniu na lotniskach obowiązują zaostrzone środki ostrożności i wzmożone kontrole osobiste. Służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo gubi rutyna?
Nazywamy to sinusoidą służby. Stajemy na wysokości zadania, sprężamy się, ale potem następuje chwilowe uśpienie czujności. Procedury są przestrzegane, ale na poziomie minimalnym, co też może spowodować, że dojdzie do zdarzeń nieprzewidywalnych. Ten incydent po raz kolejny pokazał, że w walce z terrorem czujność jest konieczna cały czas. Nie ma mowy o rutynie. Ilość niebezpiecznych przedmiotów, które na lotnisku w Pyrzowicach straż graniczna codziennie przechwytuje, świadczy o jej sprawności.

Co zabieramy na pokład samolotu? Metalowe pilniczki, nożyczki do paznokci?

To prawda, zabieramy je ciągle. Jeśli ktoś jednak "zapomina" o tym, że ma naboje w kieszeni marynarki albo nóż do tapet, to jak to interpretować?
Musimy zbadać każdy taki przypadek, wdrożyć specjalne procedury. Czasem wystarczy rozmowa, dodatkowa kontrola bagażu, by się zorientować, że to rzeczywiście przypadek, zapomnienie. Nie pomoże tłumaczenie: |"Mnie to się zdarzyło pierwszy raz". Nie możemy przymknąć oka na żaden "pierwszy raz".
Szokowały nas informacje o terrorystach wnoszących bomby na pokłady samolotów. Teraz, że tę bombę mogą skonstruować w powietrzu z elementów wniesionych bezkarnie. Może być przecież tak, że sam terrorysta połknie mieszankę wybuchową i odpali siebie razem z samolotem. Czy to science-fiction?
Takie zagrożenie, niestety, jest możliwe. Dlatego mówi się m.in. o potrzebie wprowadzenia przy odprawie pasażerów nowoczesnych przeglądarek rentgenowskich do skanowania całego człowieka. Po protestach eurodeputowanych, Komisja Europejska wycofała się z propozycji wydania rozporządzenia w sprawie obowiązkowego stosowania ich na lotniskach krajów Unii.

To te urządzenia, które "rozbierają" na ekranie prześwietlanego człowieka, wykrywając co ma na i w ciele?
Właśnie te. Obawy są nieuzasadnione. Na ekranie jest zdjęcie człowieka, ale widać tylko jego kształty. Nie widać dokładnie anatomicznych części, czego niektórzy się obawiają. Skaner pozwoliłby odnaleźć np. połknięte substancje w pojemnikach żelowych, które po czasie mogłyby się rozpuściły, jak tabletki, eksplodując tę żywą bombę. Gdyby taki skaner był obowiązkowo użyty na amsterdamskim lotnisku wobec pasażerów lecących do Detroit, wówczas obsługa najpewniej wykryłaby zamontowany na nodze Nigeryjczyka dziwny przedmiot zawierający materiał wybuchowy. Niestety, na razie nie ma przychylności dla tego typu urządzeń, ale nadal są testowane.

Nie ma jednak wątpliwości, że to wirtualne przeszukiwanie rozebranych do naga osób naraża pasażerów na poniżające traktowanie, narusza prywatność. Nie bez powodu nazwano te urządzenia "nagimi".
Dawno temu też oburzaliśmy się na wprowadzany do sklepów monitoring. Uważaliśmy, że służby będą nas w ten sposób podglądać, niepotrzebnie ingerując w naszą prywatność. Teraz już nikt nad tym się nie zastanawia. Wchodzi do sklepu i nawet nie zwraca uwagi na napis "Teren monitorowany". Ze skanerami byłoby podobnie. Bezpieczeństwo kosztem prywatności.

Mnie już przekonał do tych urządzeń Nigeryjczyk z elementami bomby przy nodze.

Zdanie zmieni pewnie także Komisja Europejska, bo służyć będą one wyłącznie naszemu bezpieczeństwu. Ten nowoczesny skaner zainstalowany jest już na lotnisku w Amsterdamie, z którego wylatywał terrorysta. Problem w tym, że przechodzą przez niego tylko ci pasażerowie, którzy chcą. Reszta przechodzi przez tradycyjną bramkę, która nie zareagowała, gdy przechodził przez nią Nigeryjczyk. Materiał wybuchowy ukryty w spodniach nie zawierał bowiem metalowych elementów. Zawsze mogą wystąpić jakieś luki w systemie, które ktoś wykorzysta w złej woli.

Drobiazgowe kontrole na lotniskach są dla pasażerów niewątpliwie uciążliwe. W niewielu miejscach służby każą zdejmować nawet buty. W Pyrzowicach - zawsze. Skąd ten przymus?
Życie pokazuje, że w obcasie obuwia męskiego o wysokości 3 cm można zmieścić od 3 do 5 gram bardzo mocnego materiału wybuchowego. Po co ryzykować? Podróżni już wiedzą, że nie mogą przewieźć w bagażu podręcznym płynów w butelkach większych niż 100 mililitrów. Dotyczy to i napojów, i kosmetyków. Przed świętami problemem były pojemniki ponadstumililitrowe z keczupem czy majonezem. Przecież też można w nich przemycić niebezpieczne substancje. Nasze argumenty spotykały się ze sprzeciwem, ale byliśmy nieugięci. Nawet z okazji świąt nie ma odstępstw od obowiązujących procedur.
Mam wrażenie, że najbardziej protestują podróżni, którzy lecą pierwszy raz albo latają bardzo rzadko. Przyjmują postawę roszczeniową.
Wszystkich pasażerów traktujemy jednakowo, ale rzeczywiście obserwujemy ostatnio, że ci, którzy częściej latają, stosują się do obowiązujących procedur bez zbędnej zwłoki. Wiedzą, jak podejść do bramki, żeby czas odprawy skrócić. Nie czekając na wezwanie służby zdejmują metalowe przedmioty, paski, buty. Nie protestują i nie dyskutują.

Podobno podczas rutynowej kontroli bagażu na lotnisku w Pyrzowicach zapaliły się wszystkie możliwe lampki, a w torbie były tylko dorodne pomidory, pełne za to środków ochrony roślin. To jest możliwe?
Oczywiście. Kontrola bagaży dokonuje się przez system daleko doskonały, jedynie wspomagany przez człowieka. Są już urządzenia, które wychwytują opary materiałów wybuchowych. Na lotnisku w Krakowie jest wykrywacz potrafiący wskazać osobę, która miała kontakt z materiałami wybuchowymi. W najbliższym czasie urządzenie to pojawi się także w Pyrzowicach.

Czy może pan coś powiedzieć o pracy operacyjnej? Jak wychwycić terrorystę zanim on przejdzie odprawę lotniskową?

Czasami ktoś się dziwi, po co tyle kamer na lotnisku. Służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo korzystają z tego właśnie monitoringu. Z mowy ciała mogą dużo wywnioskować - jak się człowiek zachowuje, jak podchodzi do kontroli i reaguje na zadawane pytania. Programy komputerowe pomagają w analizie tych nietypowych sytuacji. Cały czas się szkolimy, jak rozpoznawać zagrożenia, żeby być pół kroku przed tymi złymi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!