Koła rządowego Tupolewa dotknęły płyty lotniska w Pyrzowicach kilkanaście minut po godz. 6 rano w sobotę. Na pokładzie oprócz rodzin ofiar, które do Serbii wyleciały w piątek wieczorem, znalazło się również 46 osób rannych w wypadku. O tym, że mogą wracać do Polski zdecydowali serbscy lekarze.
Na rządowy samolot czekał m.in. Zbigniew Tarmas ze Sławkowa. Rozbitym autokarem wracała jego 15-letnia córka Natalia oraz 17-letni Mateusz, syn znajomego.
- O wypadku dowiedzieliśmy się bardzo wcześnie, tuż po godz. 7 w piątek, bo udało im się wysłać SMS z telefonu Mateusza. Potem przez kilka godzin nie mieliśmy kontaktu - opowiada Tarmas. - Jeszcze przed północą rozmawiałem z córką. Była zmęczona, ale bezpieczna. Doznała niegroźnych obrażeń. Mieli szczęście, ponieważ siedzieli w prawej części, na którą przewrócił się autobus.
W dwóch szpitalach w Nowym Sadzie wciąż przebywa 12 pasażerów rozbitego autokaru. Jeden mężczyzna został wypisany ze szpitala, ale zostaje w Serbii, bo w szpitalu wciąż przebywa jego żona. Ze śpiączki wybudzono podłączoną do respiratora dziewczynkę. Wiadomo, że stan wszystkich stopniowo się poprawia. O tym, czy zostaną wypisani dzisiaj rano zdecyduje lekarskie konsylium. Na miejscu są również rodziny sześciu śmiertelnych ofiar - dwójki dzieci, trzech mężczyzn i kobiety. Rodziny przebywają tam na koszt państwa. Oprócz służb konsularnych pomaga im asystent śląskiego wojewody, dwóch psychologów i oficer policji oraz pracownicy Kompanii Węglowej.
Wracający do Polski pasażerowie rozbitego autobusu byli w kiepskiej kondycji psychicznej.
- Bałem się pytać, jak się czują - przyznaje wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk, kierujący z ramienia rządu akcją pomocy. - Najtrudniejszą rozmowę odbyłem z żoną jednego ze zmarłych i jego córką, 6-letnią Olą. Musiałem wytłumaczyć jej, że ojciec zginął, a ona musi wracać do Polski .
Według wojewody akcję pomocy zorganizowano bardzo szybko i sprawnie. Od wylotu do Serbii od chwili powrotu TU-154 nie minęło 12 godzin, a od chwili wypadku - niespełna doba. Wciąż bardzo wiele pytań pozostawia zachowanie organizującego wyjazd biura podróży In Tour z Bielska-Białej. Jak mówi wojewoda Łukaszczyk, w Serbii nie dane mu się było spotkać z przedstawicielem tej firmy.
- Jasno musimy powiedzieć, że kto inny był organizatorem, kto inny przewoźnikiem, a kto inny zleceniodawcą wyjazdu - mówi wojewoda. - Jestem przekonany, że trzeba wyciągnąć bardzo daleko idące wniosku w stosunku do zachowania organizatorów. Bo to rząd przejął na siebie odpowiedzialność za transport i opiekę nad poszkodowanymi. Dobrze, że tak się stało, bo to są nasi obywatele - podkreśla Łukaszczyk.
Jednak działań ze strony organizatora zabrakło. Jeszcze w sobotę rano wojewoda spotkał się z przedstawicielami biura podróży.
Na razie nie wiadomo, kto zapłaci za lot rządowego samolotu. Każda spędzona w powietrzu godzina TU-154 kosztuje 36,4 tys. zł. Koszt lotu wyniósł więc grupo ponad sto tysięcy złotych.
- Firma ubezpieczająca turystów przesłała nam oświadczenie, że pokryją koszty do wysokości sum ubezpieczeń - mówi Marta Malik, rzeczniczka śląskiego wojewody.
Poszkodowanym i ich rodzinom, w przeważającej większości pracownikom kopalni Ziemowit, jak może pomaga również Kompania Węglowa.
- Od pierwszej chwili wykonywaliśmy wszystkie czynności za organizatorów tego wyjazdu - mówi Mirosław Kugiel, prezes Kompanii Węglowej. - Rozpoczęliśmy od powiadamiania o wypadku, podawania numerów telefonów do konsulatu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?