Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Owsiak: W niedzielę stanę w ringu do prawdziwej walki

Ola Szatan
Fot. Julia Sheveloff
O tym, dlaczego tegoroczny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy nie może się odbyć w katowickiej kopalni, o podnoszeniu poprzeczki, o tym, dlaczego nie chciałby znaleźć się na miejscu ministra zdrowia i do czego angażuje swoją rodzinę, z Jurkiem Owsiakiem, pomysłodawcą i dyrygentem WOŚP, rozmawia Ola Szatan

W różnych miejscach rozpoczynałeś już finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Rok temu na łamach naszej gazety bardzo pozytywnie wypowiadałeś się o pomyśle, by kolejny finał WOŚP rozpocząć w katowickiej kopalni. Była szansa, żeby to zrealizować...
Ja bardzo się zapaliłem do tego pomysłu! Jak widzisz, jesteśmy ludźmi konsekwentnymi i dalej poszliśmy tą drogą. Nasza ekipa znalazła kopalnię, miejsce, gdzie moglibyśmy rozpocząć ten finał, a następnie zwróciliśmy do Urzędu Miasta Katowic.

Sprawdź, gdzie w regionie gra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy

KliknijTUTAJ

Uzyskaliśmy trochę kuriozalną sugestię, że Katowice nie chcą się kojarzyć z kopalniami. Katowice przez władze są rozumiane jako miasto nowoczesne, rozwijające się. Jako miasto parków, zieleni. Trudno jednak pokazać miasto zieleni w trakcie zimy... Dla wielu ludzi Katowice to przede wszystkim kopalnie i Spodek, gdzie odbywają się superkoncerty. Kiedy rozpoczynamy finał WOŚP, to zależy nam, żeby z czegoś wyjść, pokazać symbol. Dla mnie takim symbolem są kopalnie. Przecież jeżeli jesteśmy nad morzem, to trudno nie płynąć po Bałtyku...

W niedzielę po raz 18. stanę w ringu do prawdziwej walki. I tę walkę muszę wygrać!

I tak, zamiast od nas, sygnał startu tegorocznego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy popłynie z Poznania.
Władze Katowic stwierdziły, że pomysł z kopalniami nie jest najszczęśliwszy, że nie bardzo go widzą. My zaś z całą sympatią poszukaliśmy innego miejsca. Pojechaliśmy do Poznania, który bardzo się ucieszył. To była dla nich gratka, że wszystkie oczy zostaną zwrócone ku temu miastu. Bo to Poznań znajduje się m.in. na wszystkich tegorocznych orkiestrowych plakatach...

Szkoda znakomitej promocji dla naszego miasta... Mam nadzieję, że przez to nieudane podejście nie zniechęciłeś się do Katowic?
Ależ ja bardzo lubię to miasto! Jest mi niezwykle bliskie. Często tu bywam chociażby przy okazji koncertów. Katowice są dla mnie taką fantastyczną metropolią, która stara się zmienić, ale ciągle jednak pozostaje sobą. Nie mówiąc już o tym, że mają superdojazd. To jedyne miasto, które ma dobre połączenie z Warszawą (śmiech). A wracając do naszych negocjacji w sprawie finału, to skończyło się miłym listem, po dżentelmeńsku. Choć oczywiście szkoda, że nie było pozytywnej decyzji. Katowice ciągle żyją kopalniami. One są. O ich codzienności się nie mówi, ona raczej nam się wymyka. Z górnikami rozmawiamy w momentach krańcowych, a więc wtedy, gdy jest jakaś katastrofa, gdy są protesty. Zależało nam, by zrobić ukłon w ich stronę.

Będziecie próbować wracać do rozmów w przyszłym roku?

Jesteśmy otwarci. Możemy rozmawiać o tym projekcie.

Tymczasem przed nami osiemnasty finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Osiągnęliście dojrzałość!
Ja myślę, że Orkiestra była dojrzała już przy pierwszym finale. Zostaliśmy wtedy rzuceni na bardzo głębokie wody. Pierwszy finał był happeningiem. Kierowała nami wizja zrobienia szalonej akcji, ale wymyślonej tylko na jeden raz. Potem telewizja zaproponowała nam pomoc w cyklicznym kontynuowaniu tego projektu. Drugi finał był jeszcze głębszą wodą, bo musieliśmy udowodnić, że dajemy sobie z tym radę, z rozliczeniami. Zaś kolejne finały: trzeci, czwarty i piąty były już ogromnym wyzwaniem dla nas, gdzie musieliśmy pokazać, że potrafimy trzymać się twardych reguł. Teraz widzę, że im człowiek jest bardziej dorosły, tym wymagania są większe. Dziennikarze oczekują wyścigów, walki o kolejne rekordy. My zaś przede wszystkim dbamy o to czy wszystko jest dobrze przygotowane, aby nie było żadnych wpadek, co opiera się na dużym zaufaniu. Potem pilnujemy czy sprzęt, który kupujemy sprawdza się, czy sytuacja polityczna, która nas otacza - ułatwia czy utrudnia granie WOŚP. Przez te osiemnaście lat Polska bardzo okrzepła, jako kraj niepodległy, kraj wolnej gospodarki, w której z drugiej strony Polacy byli także świadkami ogromnej ilości przekrętów, ściemy, złego gospodarowania. Tym bardziej teraz wyostrzyły nam się apetyty. Ilość instytucji kontrolnych, które przyglądają się Orkiestrze, czy osób, które zdrowo oceniają to, co robimy - jest tak wielka, że poprzeczka podniosła się o 10 długości. Tą osiemnastką nie wkraczamy w dorosłe życie, ale w tej dorosłości już się bardzo ugruntowaliśmy.

Trudno co roku podnosić sobie poprzeczkę, kiedy rekordy w zbiórce pieniędzy i tak są stale pobijane, nie zważając na aktualny stan gospodarczy kraju.
Ilość może być różna. Trudno zabiegać o ogromne sumy. W końcu organizacji takich jak nasza jest sporo. My narzuciliśmy sobie inną formę tej poprzeczki - jest nią jakość. To o nią cały czas walczymy. Jakością samego finału jest chociażby to, że nie realizuje go wyłącznie jedna stacja telewizyjna, ale obecnie trzy (TVP 2, Canal+ oraz TVN - przyp.). Jakością jest realizowanie naszych planów, czyli czterech programów medycznych, jednego edukacyjnego. A przeszkód jest sporo. Polski system opieki zdrowotnej jest zły i bardzo wadliwy. To on ma bezpośredni wpływ na to czy nasze programy mogą być realizowane lepiej lub gorzej. To taka walka z sytuacją, która jest poza nami. Ale wtedy tym bardziej nas to nakręca, żeby jeszcze mocniej i skuteczniej działać.

Nawet wtedy, gdy słyszycie, że w kolejnym roku znowu będzie mniej nakładów na polską służbę zdrowia? To was mobilizuje?
Tym bardziej nas to integruje i mobilizuje. Nawet wtedy, gdy ludzie mówią: "skoro płacę, to mi się należy". Ja też bym chciał, żeby moje potrzeby były opłacane z podatków. Ale skoro tak nie jest, to zanim ktoś ten system naprawi - musimy radzić sobie sami.

Może dzięki temu nie brakuje głosów, że jesteś bardziej skuteczny niż minister zdrowia i rząd razem wzięci!
Ja zawsze studzę takie oceny. Minister zdrowia ma działkę pod sobą w postaci dużej ilości szpitali w Polsce, a także ich codzienności oraz ogromnego liczącego kilkadziesiąt milionów narodu, dla którego po prostu nie starcza. Dlatego trzeba gdzieś przyciąć. My natomiast mamy ten komfort, że zbieramy pieniądze na dany cel. Na szczęście możemy go realizować, bo dobrze tymi zebranymi pieniędzmi gospodarujemy. Nie chciałbym się nigdy zamienić, być taką alfą i omegą, by rozwiązywać te problemy, z którymi aktualnie boryka się minister zdrowia.
Jak wam nie starcza pieniędzy na dany cel to z myślą o nim organizujecie kolejny finał WOŚP. Tak będzie w tym roku. W najbliższą niedzielę już po raz drugi zagramy dla dzieci z chorobami onkologicznymi, na zakup specjalistycznego sprzętu medycznego.
W ubiegłym roku udało nam się zakupić m.in. 78 ultrasonografów najwyższej jakości, które trafiły nie tylko do tych centralnych ośrodków, ale także tych, które dopiero powstały. Siłą rzeczy wyszły jednak kolejne potrzeby, stąd pomysł, żeby w tym roku zagrać ponownie na ten cel. Te dwa finały dadzą potężny zastrzyk na kilkanaście lat dla dobrego funkcjonowania placówek.

Kiedy zaczynasz myśleć o celu kolejnego finału WOŚP?
Takie pomysły powstają zazwyczaj w drugiej połowie roku poprzedzającego finał. Najpierw zbieramy różne wiadomości, potem zaczynamy o nich mocno dyskutować stopniowo zawężając pomysły. To nie jest planowanie na kilka lat do przodu, tylko żywa dyskusja. Bierzemy pod uwagę każdą propozycję, czy to mailową, czy listowną. Niezależnie od tego czy pochodzi od lekarzy czy osoby prywatnej, która chce się podzielić z nami swoją sugestią. Tak się wyłania prawdziwy obraz potrzeb w stosunku do finału.

Co roku podczas finału powtarza się ten sam rytuał, kiedy na scenę wjeżdża tort, a ty pierwszy kawałek kroisz dla swojej żony, Dzidzi. Cała rodzina jest zaangażowana w finał WOŚP
Moja żona jest związana z fundacją WOŚP, od kilku lat prowadzi cały dział medyczny. Ktoś musiał to robić. Ja mam swój biznes telewizyjny, który kręci się od dwudziestu lat, lekarze operują i angażują się w swoją pracę w Centrum Zdrowia Dziecka. Pozostała więc Dzidzia, ale robi to bardzo dobrze. Natomiast moje dzieciaki co roku angażują się w Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Młodsza córka otwierała ze mną finał jeszcze jako dziecko, a teraz finał - jeśli jesteśmy w Warszawie - otwiera z nami moja wnuczka. Starsza córka, która bardzo dobrze mówi po angielsku, pomaga z kolei przede wszystkim przy rozmowach z managementami zagranicznych wykonawców.

Jak przygotowujesz się do prowadzenia finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
Nie mam żadnej dwutygodniowej zaprawy, ani specjalnych treningów. Przychodzi dzień finału i nie ma przebacz! Staram się cały czas utrzymywać dobrą formę fizyczną, biegam. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest jak takie potężne starcie na ringu. Trzeba być w dobrej formie od szóstej rano do pierwszej w nocy. Czyli w niedzielę po raz osiemnasty stanę w ringu do prawdziwej walki. I tę walkę muszę wygrać (śmiech).

A na drugi dzień po finale, gdy już opadną emocje i zgasną światła, dopada was zwykła codzienność?
Nie ma odpoczynku. Niektórzy myślą, że koniec finału dla nas czas na to, aby pomyśleć o urlopie. Nic bardziej mylnego. Już następnego dnia odbywa się pierwsza podsumowująca konferencja prasowa. Do końca lutego musimy się rozliczyć ze zbiórki, a uwierz, pracy przy tym jest bardzo dużo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!