Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak jest zima, to musi być zimno

Aldona Minorczyk-Cichy
Zima ścisnęła i nie chce odpuścić. Pogoda obnażyła słabości naszej energetyki i transportu. W czwartek prądu w naszym regionie ciągle nie miało 19 tysięcy odbiorców. Odwołano zajęcia w 78 szkołach.

Pociągi albo w ogóle nie kursowały, albo miały wielogodzinne opóźnienia. Oblodzone drzewa przewracały się pod naporem śniegu, uszkadzając linie przesyłowe. Konary blokowały też niektóre drogi, inne przez wiele godzin były nieprzejezdne, bo nie miał ich kto odśnieżyć. Zamknięto kilkadziesiąt szkół. Tysiące ludzi zostało bez prądu i wody. To nie scenariusz filmu katastroficznego, ale krajobraz po zaledwie kilku dniach opadów śniegu w naszym regionie. A przecież zima wcale wyjątkowo ostra nie jest. Pamiętamy i bardziej mroźne, i bardziej śnieżne. Zbiorowa histeria, nieudolność drogowców, kolejarzy i energetyków, czy może po prostu śnieżna apokalipsa?

Zstępują na nas trzy fale zimnego powietrza. To zdarza się bardzo rzadko

- Nie ma prądu, krany suche. Wodę dla zwierząt w beczce wożę z rzeki. Mam problem z dojeniem krów. Przyzwyczajone do elektrycznej dojarki nie pozwalają się dotknąć. Wariują i kopią. Zaczynają chorować. Mleka ze skupu nie odebrali, bo nie dało się do nas dojechać. Będę musiał wylać. Stratny będę co najmniej ze dwa tysiące. To katastrofa. Ale jakoś radzić sobie muszę - żalił się nam Ryszard Adamczyk, rolnik z Jeziorowic.

Krzysztof Głowania z Pilicy krowy doił podłączając aparaturę pod akumulator ciągnika. Zaradnością wykazał się też zięć Krystyny Bodnar-Miler z Żarek Letniska. - Uruchomił piec do centralnego ogrzewania, który nie działa bez prądu, podłączając go samochodu. Dzięki temu nie marzniemy - cieszyła się pani Krystyna.

W najgorszym momencie w województwie śląskim bez prądu było prawie 90 tysięcy gospodarstw. Głównie na północy regionu i w powiatach będzińskim i zawierciańskim. Ich mieszkańcy nagle cofnęli się niemal do średniowiecza. Najbardziej poszukiwanymi i pożądanymi towarami stały się świece, zapałki, łopaty do odśnieżania i agregaty prądotwórcze. Dlaczego doszło do takiej sytuacji?
Prof. Jan Popczyk z Politechniki Śląskiej przypomina, że nie po raz pierwszy mamy problem z brakiem energii.
- Proszę przypomnieć sobie wichury z października ubiegłego roku. Bez zasilania było wtedy w Polsce 700 tysięcy osób. Teraz mamy drugą taką trudną sytuację - mówi prof. Popczyk. Dodaje, że przyczyną tego nie jest zły stan sieci, a już na pewno nie przyczyną główną.
- One może nie są w rewelacyjnym stanie, ale też nie w najgorszym. Gdyby takie mieli Amerykanie, byliby zachwyceni - podkreśla.
Źródeł problemów z zasilaniem profesor upatruje w warunkach pogodowych: mokrym śniegu, mżawce, szadzi i temperaturze, która raz była powyżej, raz poniżej zera.
- To wywołało awarie. Sieci przesyłowe zostały zaprojektowane i wybudowane zgodnie ze sztuką inżynierską. I zgodnie z nią takich ekstremalnych warunków część z nich nie wytrzymała - wyjaśnia profesor. Jego zdaniem, by w przyszłości uniknąć takiej sytuacji, jaką obecnie mamy w kraju, trzeba zmienić zasady kształtowania układów zasilających odbiorców. Konieczne jest korzystanie z nowych technologii, instalowanie małych, lokalnych źródeł energii. - Nie mam tu na myśli wiatraków. One są chimeryczne, zależne od pogody. W Polsce powinny być stosowane z umiarem. Na terenach wiejskich, gdzie mamy obecnie problemy, dobrym rozwiązaniem dla nas są biogazownie. Ale można je budować nie tylko na terenach wiejskich, także w miastach, np. do utylizacji przeterminowanej żywności z supermarketów, w lecie skoszonej trawy z trawników, również roślin energetycznych, uprawianych na zdegradowanych gruntach, znajdujących się w granicach miast - mówi prof. Popczyk.

Klemens Ścierski, energetyk, były minister przemysłu i handlu, przypomina sobie sytuację sprzed kilkunastu lat.
- Byłem wtedy w Kanadzie. To bogaty i duży kraj. A jednak specyficzne warunki pogodowe, czyli temperatura w okolicach zera i marznąca mżawka, która oblepiała słupy i przewody, doprowadziły do braku zasilania na ogromną skalę. Podobną sytuację, ale na mniejszą skalę, mamy teraz u nas. Z tą jednak różnicą, że tam wszystko było świetnie zorganizowane - opowiada Klemens Ścierski.
Jego zdaniem sieci niskich i średnich napięć, czyli te, które doprowadzają prąd do naszych domów i do małych zakładów, są niedoinwestowane.
- W niektórych rejonach kraju trzeba tak naprawdę przeprowadzić elektryfikację od nowa. Najbezpieczniej jest, gdy przewody biegną pod ziemią. Zaś awarie występują zwykle tam, gdzie przewody ciągnięto pomiędzy drzewami. Łamiące się pod ciężarem śniegu drzewa dewastują je. Wiele izolatorów, słupów i transformatorów jest do wymiany - podkreśla Ścierski.

- Niewiele robiliśmy, bo zawsze brakowało pieniędzy. Na dodatek pogoda nas rozpieszczała. Dopiero taka ostra zima, jak obecnie, obnażyła te słabości. Na modernizację trzeba wiele miliardów złotych. Nie unikniemy tego. Jeśli chcemy czuć się bezpiecznie, potrzebne są inwestycje - ostrzega Ścierski.
Inwestycji nie uniknie też kolej. Walkę z zimą definitywnie przegrała. Oblodzone trakcje uniemożliwiały przejazd pociągów. Część z nich została odwołana (na Śląsku i w Małopolsce każdego dnia nawet po kilkadziesiąt), inne miały nawet wielogodzinne opóźnienia. Do boju rzucono stare, wysłużone lokomotywy spalinowe. Sprawdzały się tam, gdzie nie było zasilania. Uwięzionym w pociągach zmarzniętym pasażerom z pomocą przychodzili strażacy. - Pasażerom pociągu relacji Częstochowa-Opole dowoziliśmy gorącą herbatę. Skład przez kilka godzin stał w okolicach Lublińca - mówi Jarosław Wojtasik z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach.
Jeśli zimę mierzyć ilością wysypanej na drogi soli, to jest ostra. Przed bramą największego producenta soli w kraju, czyli kopalni Kłodawa, ustawiają się kolejki. Ciężarówki czekają dobę. Zapasy są jednak ogromne i soli zabraknąć nie powinno. Chyba że wykupią ją Niemcy i Czesi. To stali odbiorcy kopalni.

Czesław Kopiec z katowickiego Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej twierdzi, że miasto wysypało na drogi już niemal cały zapas soli, jaką miało. - Z 4300 ton zużyliśmy ponad 4000. Ale proszę się nie obawiać. Soli nie zabraknie. Już w połowie grudnia, podczas pierwszego ataku zimy, zamówiliśmy nową. Przyjedzie do nas z kopalni w Kłodawie, z którą mamy podpisaną długoletnią umowę - informuje Czesław Kopiec. Dodaje, że rok temu tylko na 570 km miejskich dróg (w tym na DTŚ) wysypano w Katowicach 7000 ton soli, dwa lata temu, gdy zima była lekka - 3500 ton.

Na zimę narzekają też przedsiębiorcy. Śnieg generuje straty. Więcej płacą za ogrzewanie, eksploatację samochodów, odśnieżanie. Rolnicy, którzy nie mieli przez dłuższy czas prądu i wody, będą żądać od zakładu energetycznego odszkodowania. Wzory podań o odszkodowania, a także pozwów, jeśli zakład nie uzna roszczeń, przygotowywane są już przez prawników Śląskiej Izby Rolniczej. - Rolnicy sygnalizują, że sytuacja jest tragiczna. Ponieśli straty nie ze swojej winy - podkreśla Roman Włodarz, prezes Izby.

A to wcale nie koniec kłopotów. Jeśli wierzyć meteorologom, właśnie nadchodzą do nas wielkie mrozy. Według Światowej Organizacji Meteorologicznej przy ONZ jest zimno, bo mamy do czynienia ze zjawiskiem zablokowania cyrkulacji powietrza na północnej półkuli. Dlatego zimne masy powietrza przedostały się na południe. Ta sytuacja może utrzymać się jeszcze kilka tygodni. Obecnie są trzy fale zimnego powietrza, które wprost z bieguna północnego zstępują w kierunku Stanów Zjednoczonych i Meksyku, Europy oraz nad wschodnią Rosję i Chiny. Takie zjawisko występuje raz na kilkadziesiąt lat.

W kryzysowej sytuacji ludzie stają się lepsi

Z prof. Markiem Szczepańskim, socjologiem z Uniwersytetu Śląskiego rozmawia Aldona Minorczyk-Cichy

Jak to się dzieje, że trochę śniegu za oknem, a w kraju totalna dezorganizacja? Nie ma prądu, wody, stoją pociągi, drogi są nieprzejezdne. Czy tak się uzależniliśmy od techniki, że brak prądu uniemożliwia nam normalne funkcjonowanie?
Wyglądam za okno i mam piękny widok na ośnieżony las. Taki zimowy pejzaż daje komfort myślom, sprzyja pracy naukowej. Kiedy wyjdę przed budynek, biorę do ręki łopatę i też sobie radzę. Jednak im dalej od mojego domu, tym gorzej. A przecież taka zima w naszej strefie klimatycznej, w tej części Europy, jest czymś zupełnie naturalnym. Mamy do czynienia z głęboką dezorganizacją logistyczną tego kraju. To przecież nie jest normalne, żeby pociąg z Katowic do Gdyni jechał 17 godzin.

Osoby, które za to odpowiadają rozkładają bezradnie ręce i mówią, że na pogodę nie poradzą. Nie wierzy im pan?
Mnie nie przekonują opowieści o oblodzonych kablach, czy torach. Pod względem transportowym i logistycznym nasz 37-milionowy kraj jest zupełnie nieprzygotowany. Przecież taka zima, wcale znowu nie jakoś ekstremalnie ostra, dla nikogo nie powinna być zaskoczeniem. Tymczasem wmawia się nam, że trzy godziny opóźnienia pociągu to standard, że trzeba używać lokomotyw spalinowych. Telewizja i gazety od dłuższego czasu bombardują mnie informacjami o kilkudniowych brakach wody i prądu. Tak słucham i nie wierzę. A naprawdę jestem żywotnie zainteresowany tym, co się dzieje, bo w najbliższym czasie mam jechać pociągiem do Warszawy.

To kto pana zdaniem jest za ten bałagan odpowiedzialny?
Słyszę zewsząd, że na kolej spadły wszystkie możliwe klęski: stracone ostatnie 20 lat pod względem inwestycyjnym, tabor w stanie śmierci technicznej, trakcje w fatalnym stanie, no a teraz jeszcze zima zaatakowała. To pokazuje, że Polska co prawda zmienia się, ale selektywnie. W takich sytuacjach jak teraz wychodzą na jaw błędy w zarządzaniu. To, co się dzieje, to już nie jest sprawa tylko spółek energetycznych czy kolei. To sprawa rządowa, polityczna. Tu trzeba mądrych decyzji.

Co konkretnie ma pan na myśli?
Z sytuacji kryzysowych powinno się wyciągać wnioski. Tak przynajmniej zwykle robią ludzie rozumni. To co się zdarzyło, a właściwie trwa nadal, bo zapowiadane są duże mrozy, powinno skutkować wnioskami i konkretnymi decyzjami. Takimi, które w przyszłości pozwolą zapobiegać podobnym śnieżnym apokalipsom. Takimi, które nie pozwolą, by powtórzyły się dni bez prądu, wody i drogowo-kolejowy paraliż.

Rozmawiając z ludźmi, których ta śnieżna apokalipsa dotknęła, zauważyłam, że w kryzysowej sytuacji wpadali na rozmaite pomysły. Ktoś do dojenia krów używał ciągnika. Ktoś inny uruchamiał centralne ogrzewanie w domu za pomocą samochodowego akumulatora. Może nawet w tak trudnej sytuacji warto poszukać czegoś pozytywnego?
Przypominam sobie kryzys naftowy z przełomu 1973 i 1974 roku. Wtedy w Niemczech i Wielkiej Brytanii po raz pierwszy ustawiły się kolejki do dystrybutorów na stacjach paliw. I wie pani, że to właśnie wtedy zaczęto dyskutować o alternatywnych źródłach energii. Wykorzystano ten kryzys do poszukiwania innych metod. Wpadano na nowe rozwiązania. Dyskutowano o oszczędzaniu. Oby obecna sytuacja w taki właśnie sposób przełożyła się na przyszłość.

Zauważyłam także, że w tej trudnej sytuacji ludzie sobie zaczęli pomagać, troszczyć się o siebie. Ktoś przedzierając się przez śnieżne zaspy po wodę do picia i jedzenie pamiętał także o sąsiedzie. Ktoś inny dzielił się świecami i zapałkami.
To bardzo dobre zjawisko. Pierwszy raz tak bardzo widoczne było w czasie wielkiej powodzi. Potem widzieliśmy je przy katastrofie budowlanej w MTK, przy katastrofach górniczych. W sytuacjach skrajnych, krytycznych rodzi się wspólnotowość. Niestety, jest ona krótkotrwała. Jednak nawet taka ludzka solidarność bardzo mnie jako socjologa cieszy. Wolałbym tylko, by ona była na co dzień. Chciałbym, by nasze społeczeństwo obywatelskie niekoniecznie budowało się w cieniu tragicznych wydarzeń i katastrof.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!