Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pięć powodów, dla których nie warto czytać nowego Browna i jeden, dla którego trzeba

Katarzyna Pachelska
Książki Dana Browna osiągnęły nakład 80 mln egzemplarzy
Książki Dana Browna osiągnęły nakład 80 mln egzemplarzy arc
Zaginiony symbol, najnowsza powieść amerykańskiego seryjnego producenta bestsellerów, Dana Browna, ma dzisiaj polską premierę. Brown pisał ją przez sześć lat, my na polski przekład czekaliśmy pięć miesięcy. Przez ten czas The Lost Symbol już zdążył stać się jedną z najszybciej kupowanych książek w historii.

Trudno się dziwić, stawiające kontrowersyjne tezy Anioły i demony i Kod Leonarda da Vinci, przerobione w dodatku na kinowe hity z Tomem Hanksem w roli głównej, zaostrzyły apetyt na nową powieść Amerykanina. W dzisiejszych czasach nie wypada nie znać jego powieści.

Po przebrnięciu przez 623 strony sygnalnego egzemplarza polskiego przekładu "Zaginionego symbolu" wiem jedno - książka jest równie wciągająca, co irytująca. Brown jest zręcznym rzemieślnikiem. Używając składników, które zasmakowały nam w poprzednich powieściach, przygotował danie, które pochłania się szybko, choć jak każdy fast food nie należy do lekkostrawnych.

Jest więc niezawodny bohater, Robert Langdon, profesor specjalizujący się w objaśnianiu symboli. Ma jak zwykle pomocnicę, tym razem ciut starszą od siebie, ale ciągle żwawą i atrakcyjną panią naukowiec. Jest i potężny przeciwnik, który chce zniszczyć coś, co jest drogie całej ludzkości. Do tego Brown dorzucił oryginalną dyrektorkę Biura Bezpieczeństwa CIA, niewidomego księdza, dwie specjalistki od komputerów, ciemnoskórego architekta. I zagadkę, którą Langdon musi rozwikłać.

Tym razem tajemnica dotyczy piramidy, która jakoby otwiera drzwi do ukrytej przez lata wiedzy, zdolnej oświecić ludzkość na wieki wieków. Do tej pory sekretu tego strzegli masoni, teraz - za sprawą czarnego charakteru - piramida ma wreszcie przemówić. Nie po to jednak, żeby uwolnić starożytną mądrość, ale by pogrążyć świat w mroku.

Tyle tylko, że akcja Zaginionego symbolu rozgrywa się nie w Europie, ale we współczesnym Waszyngtonie. Amerykanie pewnie są wniebowzięci, czytając ile to ich stolica mieści tajemniczych budynków, symbolicznych rzeźb, ciekawych placów. Odnosi się wrażenie, że w porównaniu z Waszyngtonem Rzym czy Paryż to prowincjonalne mieściny. Pewnie już po ulicach stolicy USA przewodnicy oprowadzają szlakiem Zaginionego symbolu. Brown odnalazł masońskie akcenty w Kapitolu, Bibliotece Kongresu i innych miejscach. W dodatku opisów tych budynków nie powstydziłby się żaden folder reklamowy. Biblioteka Kongresu może rościć sobie prawo do miana największej biblioteki na świecie, Instytut Smithsoniański to największe i najnowocześniejsze muzeum na świecie, a Waszyngton, promieniował niemal mistyczną mocą. Jako książka napisana ku pokrzepieniu serc amerykańskiego narodu, Zaginiony symbol spisuje się znakomicie.
Drugim, co może irytować jest postać czarnego charakteru, faceta, który nazwał sam siebie Mal'akhem. Gdzieś do 250. strony powieści budzi fascynację. Ogolony na zero, umięśniony jak grecki bóg, wytatuowany na całym ciele (oprócz czubka głowy), superbogaty i superinteligentny - może być interesujący. Potem autor odkrywa przed nami, skąd się wziął i jak stał się tym, kim teraz jest. To opowieść tak niedorzeczna, że aż chce się rzucić książkę w kąt. Na szczęście finał książki wyjaśnia niektóre z tych niedorzeczności, ale i tak niesmak pozostaje. Więzień tureckiego kicia podsłuchuje rozmowę ojca jednego z osadzonych, amerykańskiego bogacza bawidamka, z naczelnikiem więzienia (no bo wszyscy na świecie - jak wiemy - mówią po angielsku z amerykańskim akcentem). Wykorzystuje te informacje do intrygi, dzięki której naczelnik ląduje w Morzu Marmara, bawidamek w trumnie, a Mal'akh na greckiej wyspie, z pieniędzmi nieboszczyka na koncie. Tam nasz złoczyńca używa życia, buduje muskulaturę ("zaczął ćwiczyć podnoszenie ciężarów i ze zdumieniem stwierdził, że jego klatka piersiowa i ramiona stały się umięśnione"), aż któregoś dnia ogląda w telewizji program o masonach, i przypomina mu się, co ktoś mu mówił o jakiejś piramidzie. Nasz (zły) bohater, oświecony, przybywa do USA, gdzie też mu się nudzi, aż w katalogu tatuaży odkrywa interesujące symbole. Zaczyna zgłębiać stare księgi i planować rytuał, dzięki któremu przemieni się w najpotężniejszą istotę we wszechświecie. Pomóc mu w tym mają pewne wyrzeczenia (np. obcięcie jąder).

Po trzecie, Dan Brown wystawia cierpliwość czytelników na próbę, wciskając im nielogiczne stwierdzenia. Nie wiem, kto uwierzy, że system transportujący książki w Bibliotece Kongresu działa przez całą noc, chociaż obiekt jest zamknięty. Albo że Robert Langdon zna swojego przyjaciela i mentora, 58-letniego Petera Solomona od prawie 30 lat, skoro jest on starszy od niego zaledwie o 12 lat, a poznali się na uniwersytecie (Langdon był wtedy na II roku studiów). To znaczy, że nasz bohater zaczął naukę w szkole wyższej jako 14-latek.

Jeśli "Anioły i demony" i "Kod Leonarda da Vinci" jako tako odnosiły się do rzeczywistości, to "Zaginiony symbol" przechyla się w stronę science-fiction. Nie zdradzając zbyt wiele z intrygi, można powiedzieć, że Robert Langdon dokona cudu prawie na miarę Jezusa Chrystusa.

Wreszcie irytujące jest nagromadzenie terminologii odnoszącej się do fizyki, chemii i współczesnych technologii. Nawet jeśli autor ma na ich punkcie hopla, to to czytelnicy muszą przebrnąć przez takie kwiatki jak "stały tu elektroencefalografy, femtosekundowe grzebienie częstości, pułapka magnetooptyczna i generatory zdarzeń losowych". Dużą rolę w powieści pełni też noetyka - nauka twierdząca, że umysł ludzki może panować nad materią.

Mimo tych niedoskonałości nowa powieść Browna ma to, co powinna mieć: fabułę, o której będzie się dyskutować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!