Pojechałem na narty z nadzieją, że przeżyję niepowtarzalną przygodę, zaszaleję na wspaniale przygotowanych trasach, pojeżdżę jak nigdy wcześniej. No i przeżyłem, pojeździłem...
Nie chcę nikogo zanudzać moimi zmaganiami z materią, niewiele mającą wspólnego ze śniegiem. Wystarczy jedno słowo: katastrofa. Modliłem się, żeby po zjeździe na dół narty były w jednym kawałku.
Śnieg, owszem, leżał, ale poza trasą, w lesie. Na trasie za to królował żwirek charakterystyczny raczej dla końca marca, a nie środka zimy. Najgorzej było na stromych zjazdach. Do lodu jestem przyzwyczajony - to nie pierwszyzna. Ale po trawie nie jeździłem już dawno. Ostatni raz, gdy kilka lat temu w okolicach maja wybrałem się z kolegami na pobliską kwitnącą górkę i dla zabawy rujnowaliśmy nasz, i tak zużyty sprzęt.
Zastanawiam się, jak to możliwe, że w środku zimy nie ma śniegu. Mieszkamy na takiej szerokości geograficznej, która gwarantuje opady. Może nie ciągłe, ale jednak. Gwarantuje też ujemne temperatury. Tej zimy takich mroźnych dni i nocy jest aż nadto. To wszystko sprawia, że wystarczy tylko dbać o to, aby pieniądze ze sprzedaży biletów mieściły się w kasach. Pozornie. Wydaje mi się, że obsługa ośrodka narciarskiego pod Skrzycznem uwierzyła, że nie trzeba robić nic, a narciarze i tak będą zadowoleni.
To przykre, że mają nas za idiotów. Deklaruję, że do Szczyrku na Skrzyczne już nigdy się nie wybiorę. Serdecznie to wszystkim odradzam. Wolę inne ośrodki, gdzie stoki są stale i regularnie naśnieżane, ubijane i właściwie oznakowane. A obsługa też czasem jeździ na nartach i wie, do czego służy ratrak i armatka śnieżna.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?