Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożytki płynące z autonomistów

Michał Smolorz publicysta
fot. ARKADIUSZ ŁAWRYWIANIEC
RAŚ, który uznawany był za "folklor polityczny", zyskuje na znaczeniu.

Warto było wybrać się w minioną sobotę na manifestację Ruchu Autonomii Śląska. Niekoniecznie żeby zaraz utożsamiać się z ideami głoszonymi przez tę organizację, za to na pewno, aby rozwiać w sobie wątpliwości i stereotypy, jakie na temat RAŚ ciągle jeszcze funkcjonują w powszechnym obiegu.

Pierwszym zaskakującym odkryciem była wielka przewaga młodych ludzi z pokolenia nie obciążonego dziedzictwem PRL-u i wszystkich jego mentalnych następstw, ludzi pozbawionych śląskich kompleksów, dziedziczonych przez pokolenia. Radosne, inteligentne twarze licealistów, studentów, młodych małżeństw z dziećmi w wózkach lub nosidełkach...

To one nadawały ton i tworzyły wizerunek tej grupy. Smutasów z mojego pokolenia było tam na lekarstwo, stali się kompletnie niewidoczni w kolorowym tłumie eksplodującym optymizmem, europejskością, pozytywną wizją przyszłości, którą chcą sami kreować i czerpać z niej pożytki.

Drugim odkryciem, które nie powinno zaskakiwać nikogo, kto obserwuje RAŚ od dłuższego czasu, był skonkretyzowany, nowoczesny program rozwoju Górnego Śląska, odwołujący się do pozytywnych doświadczeń zarówno przedwojennego województwa śląskiego, jak i współczesnych regionów europejskich. I to nie tych, które wydają się z pozoru oczywistym wzorcem, jak niemieckie landy, lecz regionów hiszpańskich czy brytyjskich, w których daleko posunięta samorządność jest kluczem do szybkiego rozwoju cywilizacyjnego. Twórcy RAŚ podkreślają, że ich rozumienie autonomii sprowadza się przede wszystkim do wyższej formy samorządności regionalnej. Niewielka

grupa zapiekłych oszołomów ("gorole za Ural"), z którymi kiedyś utożsamiano tę organizację, dawno już zginęła w tłumie

twórczo myślących ludzi z nowej generacji.

Odkryciem trzecim było rosnące poparcie dla tej idei. Ubiegłoroczna manifestacja, podjęta po raz pierwszy w 87 rocznicę uchwalenia przez ówczesny Sejm RP ustawy gwarantującej autonomię przyszłemu województwu śląskiemu, zgromadziła niewielką grupę najbliższych współpracowników Jerzego Gorzelika. Ten niekwestionowany lider i niespokojny, twórczy duch wciąż zaskakuje nowymi, z pozoru szokującymi pomysłami, które jednak z biegiem czasu okazują się oczywistością. Jego pierwsza proklamacja "śląskiej narodowości" sprzed niespełna dekady okazała się szokiem tak wielkim, że nawet sami Ślązacy pukali się w czoło. Kiedy opublikowano wyniki Narodowego Spisu Powszechnego i wyszło na jaw, że tak się zdefiniowało 173 tys. osób, najwięcej ze wszystkich mniejszości narodowych i etnicznych, nawet zapiekłym sceptykom opadły szczęki.

Język śląski, w istnienie którego powątpiewali nawet życzliwi językoznawcy (dopuszczający dlań co najwyżej status gwary lub dialektu), doczekał się już naukowych opracowań, pierwszych poważnych konferencji i realnych zamiarów kodyfikacji. Więc i tegoroczna manifestacja, oceniana według różnych źródeł na 500-800 osób, była już znaczącym, widocznym spotkaniem, bodaj czterokrotnie większym od ubiegłorocznego, i nie sposób tego dłużej lekceważyć. RAŚ, który jeszcze kilka lat temu uznawany był za "folklor polityczny", z każdymi wyborami samorządowymi zyskuje na znaczeniu. Od 2006 roku ma już kilku wójtów, starostę, sporo radnych gminnych i powiatowych, otarł się o mandat w sejmiku wojewódzkim. W kolejnym rozdaniu z pewnością i tam zasiądzie jego przedstawiciel.

Jerzy Gorzelik i jego otoczenie pełnymi garściami czerpią z dobrodziejstw demokracji, robią to w sposób przemyślany, z pełnym poszanowaniem prawa i porządku publicznego. Ich manifestacje zawsze są legalne, zorganizowane, bez awantur lub choćby tylko wybryków. Czasami szokują, ale mają też na to swoje uzasadnienie - po epoce, kiedy Polska słyszała o Śląsku wyłącznie podczas bogoojczyźnianego świętowania kolejnych rocznic powstań śląskich albo przy okazji górniczych burd w obronie pokomunistycznych przywilejów, pojawił się ruch kreatywny, nastawiony jednoznacznie na przyszłość.

Gorzelik powtarza, że szokowanie "w granicach prawa i dobrego smaku" jest jego szczerą intencją i tego konsekwentnie się trzyma. Nie dziwi, że jego program dla Śląska zyskuje coraz więcej zwolenników, także pośród wybitnych osobistości, jak Kazimierz Kutz czy Henryk Waniek. Nasz region nie ma dziś równie żywych i twórczych organizacji regionalnych. Potężny kiedyś Związek Górnośląski usechł na naszych oczach i zmarnował wszystkie możliwe szanse dziejowe, dziś jego jedyną widoczną formą działalności jest wystawianie pocztów sztandarowych na msze i pogrzeby. Z horyzontu znikły też organizacje mniejszości niemieckiej, które dawno straciły pomysły na siebie i na region.

Dlatego ten kolorowy, radosny pochód autonomistów z minionej soboty w sposób naturalny budzi coraz mniej wątpliwości, a coraz więcej nadziei. Widziałem stojącą na chodniku starszą panią z pieskiem, który akurat robił kupkę na trotuarze. W tym czasie dama wygrażała w stronę manifestantów parasolką, wykrzykując fanatycznie: "Wy szwaby! Do Berlina!". Nie miałem wątpliwości, że to był właśnie... polityczny folklor.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pożytki płynące z autonomistów - Dziennik Zachodni