Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie Ślązak może szukać zapasowej ojczyzny

Michał Wroński
Mieszkańcy naszego regionu najchętniej przenieśliby się na stałe do Kanady lub Australii
Mieszkańcy naszego regionu najchętniej przenieśliby się na stałe do Kanady lub Australii Fot. Mikołaj Suchan
Kanada, Australia, Malezja, Niemcy lub Francja - to właśnie w tych krajach najlepiej mogliby ułożyć sobie życie mieszkańcy Śląska, którzy myślą o emigracji.

Tak przynajmniej można by wnioskować, odnosząc to, co według mieszkańców naszego regionu decyduje o jakości życia, do ocen, jakie ponad dwudziestu krajom z całego świata wystawiły tysiące emigrantów.

W życiowych wyborach kierujemy się głównie pragmatyzmem

Zlecone przez HSBC Bank International badanie objęło ponad 3100 cudzoziemców, zamieszkujących 26 krajów. Każdy z nich ocenił życie w swojej nowej ojczyźnie w 23 kategoriach. Pytano ich między innymi o to, jak ich zdaniem funkcjonuje opieka zdrowotna, transport i edukacja; jak smakują lokalne potrawy, jak układa się życie rodzinne i czy godziny pracy sprzyjają pielęgnowaniu więzi rodzinnych. Przedmiotem ankiety było także to, czy imigrantowi łatwo było nawiązać przyjaźnie z miejscowymi, jak ocenia dostępne w sklepach przedmioty domowego użytku i czy po pracy ma się gdzie rozerwać.

Zwycięzcą rankingu okazała się Kanada. Zdaniem emigrantów, łatwo tam zdobyć dach nad głową, wtopić się w lokalną społeczność, a nawet znaleźć swoją "drugą połówkę". Respondenci, którzy poznali ten kraj, docenili też niezłe zarobki, dzięki którym mogli żyć na dość wysokim poziomie, mając między innymi czas na oddawanie się swoim pasjom.

Kolejne lokaty w raporcie zajęły Australia i Tajlandia. Spośród krajów Europy najwyżej uplasowała się Francja - zdaniem zamieszkujących ją cudzoziemców, największymi jej atutami są smaczna kuchnia i dobrzy lekarze.

Co ciekawe, w pierwszej dziesiątce zabrakło Niemiec. Kraj traktowany przez Ślązaków, zwłaszcza w latach 80., jak ziemia obiecana, przegrał m.in. z Malezją, Hongkongiem i RPA. Emigranci osiedleni nad Łabą co prawda docenili wysoką jakość tamtejszych towarów, sprawność transportu publicznego i łatwość dojeżdżania do pracy, ale w dość ponurych barwach odmalowali możliwość zawierania przyjaźni oraz integracji z lokalną społecznością (lepiej pod tym względem ma być m.in. w Tajlandii, Bahrajnie czy Arabii Saudyjskiej). Dla mieszkańców naszego regionu taka ocena zachodniego sąsiada może wydawać się co najmniej zaskakująca - być może wynika ona przede wszystkim z tego, skąd pochodzili ankietowani emigranci.

- Na taki akurat obraz Niemiec w tym raporcie mogła mieć wpływ duża skala migracji tureckiej. Turcy wciąż jeszcze są w Niemczech kimś obcym, a ich integracja idzie dość opornie. To w oczach takich ludzi Niemcy są krajem nieprzyjaznym. Bo przecież nie dla Ślązaków - podkreśla prof. Jacek Wódz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.

Jak ocenia, Ślązacy w swoich migracyjnych wyborach kierują się bardzo pragmatycznymi kryteriami, odkładając na dalszy plan wszelkie kwestie kulturowe, językowe czy obyczajowe.
- Nie słyszałem, żeby ktoś z wyjeżdżających brał pod uwagę na przykład to, czy będzie mógł w nowym kraju zjeść roladę z kluskami, albo zagrać z kolegami w skata. Ślązacy to realiści, a przy tym - jak wszyscy mieszkańcy regionów pogranicza - pozbawieni lęku przed obcymi. Pojadą więc wszędzie tam, gdzie można przyzwoicie zarobić, gdzie jest sprawny system emerytalny, a komunikacja się nie spóźnia. Kwestia nieznajomości języka nie stanowi dla nich bariery. Jakoś przecież dogadają się z nowymi sąsiadami. Wystarczy zresztą przypomnieć, że przed wojną wielu Ślązaków pracowało we Francji, a przecież trudno przypuszczać, aby wyjeżdżający znali akurat ten język - dodaje prof. Wódz.

Mieszkaniec Chorzowa, Pszczyny czy Raciborza powinien więc bez większych problemów odnaleźć się w odległej Kanadzie (łatwość znalezienia zakwaterowania), Australii (dobre perspektywy finansowe), Malezji (sprawna organizacja szkolnictwa), Francji czy Bahrajnie (wysoki poziom usług medycznych), jak też oferujących świetnie funkcjonujący transport i łatwy dojazd do pracy Szwajcarii, Niemczech czy Hongkongu.

Niekoniecznie natomiast będzie dobrze się czuł na Wyspach Brytyjskich - w świetle raportu jawią się one jako miejsce, gdzie można się fantastycznie bawić i nieźle ubrać, ale pod względem kuchni, systemu opieki zdrowotnej i oświaty, dojazdu do pracy czy jakości prowadzonego tam przez emigrantów życia rodzinnego - to kiepskie miejsce do życia. Rzecz w tym, że sami Polacy, którzy w minionych latach osiedlili się na Wyspach, z dużą rezerwą podchodzą do tak krytycznych ocen.

- Jedzenie w Anglii faktycznie jest tragiczne, a o służbie zdrowia też nie mam dobrego mniemania (znajomej zdiagnozowano ciążę, której nie było!). Ale już opieka w przedszkolach, czy cały system prorodzinny - są kapitalne. Mam wielu znajomych, którzy zamieszkali na Wyspach i traktują je już jak swój prawdziwy dom - komentuje Marek Badzik, który dwa lata temu wrócił z Wysp do Rudy Śląskiej.
Jaki stąd wniosek? Sondaże, choćby najsolidniej przeprowadzone, mogą być tylko jedną ze wskazówek, które pomogą nam w podjęciu najważniejszych decyzji. O tym, gdzie żyje się dobrze, a gdzie ciężko, Ślązak emigrant musi się przekonać na własnej skórze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gdzie Ślązak może szukać zapasowej ojczyzny - Dziennik Zachodni