18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapłać, żeby ominąć szpitalną kolejkę

Agata Pustułka
Wykorzystanie szpitalnego sprzętu zwykle mocno ograniczają limity NFZ
Wykorzystanie szpitalnego sprzętu zwykle mocno ograniczają limity NFZ TOMASZ HOŁOD
Pół roku oczekiwania na operację pęcherzyka żółciowego, ponad dwa lata na wszczepienie endoprotezy, kilka miesięcy na koronarografię. To szpitalna rzeczywistość. Mamy do wyboru dwie drogi: cierpliwie czekamy na swoją kolej, albo kupujemy usługę w prywatnym gabinecie, czy szpitalu.

Marszałkowie województw nie chcą, żeby pacjenci publicznych placówek szukali pomocy w komercyjnych zakładach opieki zdrowotnej. Chcą natomiast, żeby to ich szpitale mogły zarabiać! Dlatego do minister zdrowia Ewy Kopacz wystosowali apel, by w ramach przygotowywanych zmian prawnych umożliwiono wykonywanie pełnopłatnych zabiegów w publicznych placówkach.

Co takie rozwiązanie oznacza dla pacjentów? Ci, których na to stać, zapłaciłaby sobie za zabieg lub badanie. Tym samym skróceniu uległaby kolejka pacjentów leczonych w ramach ubezpieczenia. Co oczywiste udzielanie odpłatnych świadczeń nie mogłoby się odbywać ich kosztem. Ewentualne zabiegi odbywałyby się w dni wolne lub poza obowiązującym czasem pracy w szpitalu.

Dziś dyrektorzy szpitali muszą sztucznie ograniczać przyjęcia chorych, bo Narodowy Fundusz Zdrowia za dodatkowych pacjentów, tych których leczenie przekracza narzucony kontrakt, płacić nie chce.

- A my jesteśmy uzależnieni od środków z Funduszu. Pod koniec ubiegłego roku otrzymałem zalecenie, by wstrzymać planowe operacje i przesunąć ich terminy, by nie przekraczać kontraktu - mówi dr Bogdan Koczy dyrektor Szpitala Urazowego w Piekarach Śląskich.

Dziś prawo zabrania pobierania opłat w publicznych placówkach. Tymczasem niepubliczne zoz-y, które też mają zawarte kontakty z Funduszem, mogą udzielać świadczeń zarówno w ramach ubezpieczenia, jak i pełnopłatnych.

- Ta nierówność ma być zniesiona. Z moich informacji wynika, że w przygotowywanym właśnie przez resort pakiecie ustaw reformujących ochronę zdrowia znajdzie się taki zapis - informuje posłanka Platformy Obywatelskiej Beata Małecka-Libera wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Zdrowia.

Minister zdrowia swój nowy plan reform ma przedstawić w najbliższych dniach.
Zamknięty na cztery spusty tomograf komputerowy, święcąca pustkami sala operacyjna - szpitale z powodu zbyt niskiego finansowania muszą pracować na pół gwizdka. Drastycznie limitują świadczenia, by nie popaść w długi, a chorzy narzekają, że wiele miesięcy czekają na leczenie.

Obłożenie łóżek w szpitalach wojewódzkich wynosi w naszym regionie ok. 68 proc., a powinno sięgać 85 proc. Tymczasem stale rosną kolejki do zabiegów.

- Pacjent, który nie chce czekać, może dziś wybrać jedynie prywatną usługę. Szpital publiczny nie ma prawa zaproponować mu komercyjnego zabiegu. Nasze stanowisko jest postulatem o zrównanie w prawach i obowiązkach prywatnych i publicznych placówek ochrony zdrowia - mówi Mariusz Kleszczewski, który w zarządzie województwa śląskiego odpowiada za ochronę zdrowa.

Marszałkowie województw zwrócili się do minister zdrowia Ewy Kopacz, by pozwoliła na świadczenie pełnopłatnych usług w szpitalach publicznych.

- Ze względu na brak pieniędzy NFZ nie jest w stanie zapłacić zakładom za nadwykonania, czyli za leczenie chorych powyżej przysługującego kontraktu. Nasza propozycja da szanse szpitalom na odzyskanie płynności finansowej - przekonuje Kleszczewski.

Tymczasem jak wynika z badań przeprowadzonych przez portal Money.pl, Polacy wolą zapłacić za zabieg niż zgodzić się na zwiększenie składki zdrowotnej. Zwolennicy opłat stanowią aż 60 proc. badanych, przy czym zwolenników tego rozwiązania jest więcej wśród ludzi młodych.

Połowa badanych godzi się na zapłatę za szybsze przeprowadzenie operacji. A 40 proc. pytanych nie ma nic przeciwko dopłatom do porodu rodzinnego czy lepszej sali.
Dyrektorzy szpitali też chcą zmian, bo zdają sobie sprawę jak ogromne pieniądze z portfeli zniecierpliwionych kolejkami pacjentów wpływają do sektora prywatnego. Obecnie, jak podaje Money.pl, aż trzy czwarte pobytów w szpitalach prywatnych jest finansowanych przez NFZ. Na przykład tylko w śląskim oddziale oblicza się, że 10-12 proc. budżetu trafia właśnie do prywatnych ZOZ-ów.

Jak wynika z kolejnych badań, tym razem przeprowadzonych na zlecenie PZU Życie, rocznie za świadczenia medyczne płaci ok. 30 proc. dorosłych Polaków. To daje już sumy idące w grube miliony.

Warto pamiętać i o tym, że w szpitalach publicznych kwitnie szara strefa, bo "odbywa się przyjmowanie pacjentów komercyjnych, a do badań diagnostycznych wykorzystywana jest aparatura będąca własnością publicznego szpitala, przy czym szpital nie osiąga z tego powodu żadnych dodatkowych środków" - czytamy w stanowisku marszałków.

- Zmiana prawa tak, by wyrównać szanse zakładów opieki zdrowotnej, spowoduje też lepsze wykorzystanie sprzętu, bo jest on obecnie używany w 70 proc. i nie zarabia nawet na własną amortyzację - wyjaśnia posłanka PO Beata Małecka-Libera.

Dr Maciej Niwiński - przewodniczący regionu śląskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy - pomysł marszałków chwali, ale ma kilka zastrzeżeń. - To krok w dobrym kierunku. Warto jednak zapytać, dla ilu pacjentów zostanie otwarta ta furtka. To rozwiązanie będzie się opłacać wtedy, jeśli skorzysta z niego 10-12 proc. chorych. Czy jednak aż tylu Polaków stać na pełnopłatne leczenie? - mówi głośno dr Niwiński.
Gdy kilka lat temu Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy zapytał Polaków, czy wybraliby leczenie w prywatnej czy publicznej placówce - odpowiedź była jednoznaczna: 35 proc. opowiedziało się za prywatnym ZOZ-em, 17 proc. poszłoby do zakładu publicznego, ale aż 42 proc. zdecydowałoby się na szpital, który ma dobrą opinię i cieszy się zaufaniem.

Dobre strony marszałkowskiej propozycji dostrzega prof. Marian Zembala, dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. - To z jednej strony korzyść dla szpitala, który nie traci pacjenta, a z drugiej także dla pacjenta, który ma przejrzystą sytuację i określony cennik. Oczywiście potrzebne są niezwykle przejrzyste zasady funkcjonowania tego modelu, by nie mieszały się ze sobą dwa strumienie środków - publicznych i prywatnych - podkreśla prof. Zembala.

Jednak - zdaniem dr Niwińskiego - pomysł marszałków i tak nie uchroni nas przed koniecznym zwiększeniem składki na zdrowie.

- W Czechach nakłady na jednego chorego są dwa - trzy razy większe niż u nas, a składkę mają wyższą. U nas budżet płaci ją za miliony świadczeniodawców np. ubezpieczonych w KRUS - przyznaje dr Niwiński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!