Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzelik demaskuje kołtuństwo podszyte obłudą

Jerzy Gorzelik
Swego czasu odniosłem się do internetowej petycji przeciw tablicom z dwujęzycznymi - polskimi i niemieckimi - nazwami górnośląskich miejscowości. W swej naiwności sądziłem wówczas, że inicjatywa, choć oddaje stan ducha części polskiego społeczeństwa, umrze śmiercią naturalną.

Okazuje się, że nie doceniłem zapału strażników narodowej czystości. Liczba podpisów, okraszonych nierzadko soczystymi komentarzami, rośnie - wprawdzie nie lawinowo, lecz systematycznie. Co więcej, dyskusja wokół petycji ośmieliła zakonspirowanych dotąd obrońców polskości do publicznego zaprezentowania swych osobliwych refleksji na temat dziejów regionu i polsko-niemieckich relacji.

Szczególnie oryginalnymi przemyśleniami podzielił się z czytelnikami Wiadomości Rudzkich redaktor naczelny owego tygodnika, pan Tadeusz Piątkowski. Bezpośrednim impulsem do owych wynurzeń stało się traumatyczne doświadczenie podczas samochodowej podróży na trasie Poznań-Ruda Śląska. Zbliżając się do Dobrodzienia, pan redaktor ujrzał tablicę z nazwą Guttentag. Spadło to nań niczym grom z jasnego nieba.

Mało nie stracił panowania nad pojazdem, a zamiast całego życia, przed oczyma przeleciała mu klatka po klatce historia Śląska. Jak sam przyznaje, ciekawa, aczkolwiek zawiła i często dramatyczna. Sprowadzająca się wszelako do jednego istotnego wątku - pełnej determinacji walki o polskość, czerpiącej natchnienie z postawy księcia Henryka Pobożnego opierającego się w 1241 r. mongolskiej nawale i zaszlachtowanego na Legnickim Polu. Walce uwieńczonej wreszcie upragnionym powrotem do macierzy.

Pan redaktor w swej niezmierzonej dobroci gotów jest pogodzić się z prawem mniejszości narodowych do posługiwania się swoim językiem i kultywowania swej kultury. To bardzo szlachetne. Dwujęzyczne tablice postrzega jednak jako niedopuszczalną przesadę - wręcz gwałt na górnośląskiej historii, którą pan Piątkowski, choć pochodzący z urokliwego Pińczowa, jak deklaruje, jako tako zna.

Widocznie ktoś wpływowy, o silnym poczuciu narodowości niemieckiej, sprawił, że na jakimś szczeblu przegłosowano takie oznakowanie miejscowości - snuje swe domysły, pozostawiając czytelnika w stanie nieznośnej niepewności. Czyżby za ową intrygą stała kanclerz Angela Merkel? A może to Benedykt XVI omotał polskich parlamentarzystów? Bo, panie Piątkowski, przegłosowano to na szczeblu najwyższym, w Sejmie RP!

Ciekawy jestem - stwierdza z przekąsem pan redaktor - czy gdyby niemiecki dziś (wcześniej słowiański) Bautzen (po polsku Budziszyn), który był w rękach księstwa Brandenburskiego, polskich (pokój w Budziszynie w 1018 roku), czeskich, węgierskich i austriackich, dziś oznakować w tych językach, tamtejsze władze przeszłyby nad tym do porządku dziennego. Myślę, że nie. Oznaczenie w języku austriackim (hmm) faktycznie mogłoby wiązać się z pewnymi problemami. Tamtejsze władze nie wydają się jednak poruszone obecnością na tablicach górnołużyckiej nazwy Budyšin. Co więcej, same poleciły ją tam umieścić.

Redaktor Piątkowski deklaruje, że interesuje się historią i literaturę z nią związaną czytał nieraz. Tę prawdziwą i tę sfałszowaną. Mam jednak poważne wątpliwości, czy zdolny jest odróżnić jedną od drugiej. Zaserwowany czytelnikom obraz dziejów, porażający swą prostotą i pretensjonalną retoryką, sprawia wrażenie kalki z historycznych publikacji z epoki towarzysza Wiesława. Czerpiąc inspiracje z tak podejrzanych źródeł, pan redaktor utrzymuje, że stosowanie dwujęzycznych nazw to przejaw braku zdrowego rozsądku. Parę stron dalej zamieszcza relację o problemach polskiej mniejszości na Litwie. Jeden z nich to... blokowanie przez litewskie władze wprowadzenia polskiego nazewnictwa ulic. Komu w tym przypadku brakuje zdrowego rozsądku, Panie Redaktorze?

Pozwalam sobie na tę drobną denuncjację w nieskromnym przekonaniu, że działam w ważnym interesie społecznym. Powstrzymanie się od demaskowania - podszytego obłudą kołtuństwa - zwłaszcza, gdy stroi się ono w pozory erudycji - byłoby niewybaczalnym grzechem zaniechania. Bez względu na to, czy jest ono rodzimego chowu, czy też importowane z Pińczowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gorzelik demaskuje kołtuństwo podszyte obłudą - Dziennik Zachodni