Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koncesja, czyli syndrom naczelnika Tracza

Robert Siewiorek
Nauczyciel greki Bielikow nie ufał światu. Od większości ludzi, mających naturalną skłonność do zachowań nieprzewidywalnych i trudnej do opanowania samowoli, odgradzał się siecią osłon i redut.

Zasuwkami w drzwiach swego mieszkania, maniakalną podejrzliwością, okularami, a nawet postawionym kołnierzem płaszcza. Ofensywną bronią Bielikowa przeciw ludzkości były zakazy, przepisy, donosy i ślepe posłuszeństwo względem przełożonych. Świat wokół siebie osadził na tych czterech fundamentach. Jego władza wykraczała poza mury gimnazjum, a ludzie na wszelki wypadek schodzili mu z drogi. I baliby się go pewnie do końca jego dni, gdyby któregoś dnia Bielikow nie postanowił donieść na Warię (kobietę, z którą miał być wyswatany) - za to, że jeździła na rowerze. Uznał, że damie jazda na rowerze uwłacza i godzi w obyczaje. A że skrytykował przy okazji jej brata, też zresztą nauczyciela, został nie tylko wyśmiany, ale i zrzucony ze schodów. Ze wstydu i strachu o to, co będzie, gdy o zajściu dowie się kurator, dyrektor i miasto, Bielikow poszedł do domu, zamknął się w sobie i umarł.

Duch bohatera Czechowowskiej nowelki "Człowiek w futerale" ożywa to tu, to tam. Ostatnio ożył w pewnym naczelniku z magistratu w Chorzowie

Tak całkiem jednak nie umarł. Bohater nowelki Czechowowskiej "Człowiek w futerale" ożywa to tu, to tam - w różnych krajach, na różnych stanowiskach w różnych instytucjach. Zazwyczaj robi swoje po cichu, ale czasem efekty jego upierdliwej bezmyślności wypływają na powierzchnię życia. I wtedy robi się wstyd.
Ostatnio duch Bielikowa ożył w Mariuszu Traczu, naczelniku wydziału działalności gospodarczej w chorzowskim magistracie, który to Tracz odebrał hotelowi Stadion Śląski koncesję na alkohol. Za karę, bo hotel zapłacił za dużo, a przepis mówi, że ma być w sam raz. Widmo bankructwa, które zajrzało w oczy hotelarzom, przepędził na szczęście prezydent Chorzowa Marek Kopel, uznając, że urzędnik "potraktował przepisy zbyt dosłownie".

Tyle że naczelnik Tracz obstaje przy swoim, zaś decyzję Kopla uznaje za "podjętą pod naciskiem prasy". Argumentem, który ma zamknąć wszelką dyskusję, jest fakt, że Tracz jest prawnikiem i już osiem lat siedzi na urzędzie.

Co odróżnia Bielikowa od Tracza? Na pozór nic - mają przecież to samo poczucie urzędniczego majestatu i nieomylności. Obaj równie gorąco wierzą, że przepis to więcej niż mózg. I w tym względzie literatura Czechowa jest nieśmiertelna: straszydła zza biurek, które opisuje, były równie straszne i śmieszne 150 lat temu, jak są dziś.

Ale jest też pewna różnica, z powodu której nowelki Czechowa trącą dziś myszką. O tej różnicy decyduje coś, co wypada nazwać syndromem naczelnika Tracza. W praktyce jest nim zwiększona dziś odporność urzędnika na poczucie zażenowania. Gdy Bielikow zrozumiał, że za to, co zrobił, może być wyśmiany przez całe miasto, umarł ze wstydu. Naczelnik Tracz, choć przyćmił geniusz sołtysa Marklowic ze śląskich witzów, wstydzić się nie ma zamiaru. Niech się wstydzi szef-prezydent, skoro jest mięczakiem i boi się mediów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!