Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W kopalni Wujek-Śląsk zawinili ludzie

Aldona Minorczyk-Cichy
Naruszono ustalone zasady - mówił Piotr Litwa, prezes WUG
Naruszono ustalone zasady - mówił Piotr Litwa, prezes WUG Fot. Lucyna Nenow
W kopalni Wujek-Śląsk łamano prawo. Dwudziestu górników zginęło, a kolejnych 34 zostało rannych, bo ponad kilometr pod ziemią źle działała wentylacja, nie likwidowano na bieżąco chodników za ścianą wydobywczą, nie dbano należycie o kable i urządzenia elektryczne.

Do pracy w zagrożonych chodnikach skierowano za dużo ludzi. Kiedy - z powodu zwarcia w przewodzie zasilającym naprawiany wentylator - wybuchł metan, górnicy nie mieli szans. Zabił ich ogień i temperatura, która przez chwilę w wyrobiskach osiągnęła tysiąc stopni.

Będą sankcje wobec 20 osób odpowiedzialnych za błędy w kopalni Wujek-Śląsk

Zarzuty z tego powodu od Okręgowego Urzędu Górniczego w Katowicach za kilka tygodni usłyszy nawet 20 osób, w tym członkowie ścisłego kierownictwa zakładu. Osobne śledztwo prowadzi Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Kiedy i komu postawione zostaną zarzuty? Jeszcze nie wiadomo. Śledczy czekają na ekspertyzy zamówione w Politechnice Śląskiej. Nieoficjalnie wiadomo, że prokuratorskie ustalenia są zbliżone do tych z raportu komisji powołanej przez Wyższy Urząd Górniczy.
- Naruszono ustalone zasady. To się zemściło. Poziom zagrożeń naturalnych w kopalniach węgla kamiennego nie pozwala na błędy, a co dopiero na zaniedbania. Tu błędów było co najmniej kilka - podkreślił Piotr Litwa, prezes WUG.

Do wypadku doszło 18 września 2009 roku tuż po g. 10. w rejonie ściany piątej w pokładzie "Pole Panewnickie". Informacja o katastrofie do ratowników z Centralnej Stacji dotarła dopiero godzinę później. W wyniku wybuchu metanu na miejscu zginęło 12 górników. Kolejnych ośmiu zmarło w szpitalach. Ponadto poszkodowane zostały 34 osoby, w tym większość ciężko. Ostatni górnicy opuścili siemianowickie Centrum Leczenia Oparzeń w listopadzie.

Z ujawnionego wczoraj przez WUG raportu komisji wynika, że z powodu fatalnej wentylacji w okolicach ściany piątej nagromadził się metan. Prądem opływowym do ściany powinno być dostarczane 1650 metrów sześc. powietrza, było o 20 procent mniej. Dodatkowo lutniociągiem powietrza na przodek miało docierać 300 metrów sześc, dochodziło niemal o połowę mniej.

Komisja stwierdziła także, że w pobliżu ściany, w której zapalił się i wybuchł metan, było więcej osób niż dopuszczały przepisy. W tym rejonie była strefa szczególnego zagrożenia tąpaniami. Została wprowadzona po to, by ograniczyć tam przebywanie ludzi. Obejmowała skrzyżowania ściany z chodnikami podścianowym i nadścianowym. Te strefy miały po koło 100 metrów. W nadścianowym jednorazowo mogły przebywać trzy osoby, a było ich siedem. W podścianowym, gdzie nie powinno być nikogo, pracowało 22 górników. Wejścia do tych stref nie były w żaden sposób ewidencjonowane. Pracujący w nich nie wiedzieli nawet o tym, gdzie wyznaczono takie strefy.
Kolejne zaniedbanie to nielikwidowanie regularnie wraz z postępem eksploatacji chodników przyścianowych. Chodnik przy wylocie ściany był czterokrotnie dłuższy (miał ok. 8 metrów, a nie 2 metry) niż dopuszczała to dokumentacja techniczna, a wlotowy - dwukrotnie (ok. 12 zamiast 6 metrów). To tam mógł gromadzić się metan, który później wybuchł i zabił górników.

- Komisja przesłuchała 160 osób, niektóre kilkakrotnie. W ciągu 4-6 tygodni przygotujemy decyzje o zastosowaniu sankcji wobec odpowiedzialnych za nieprawidłowości. W kręgu zainteresowania jest 20 osób, także z kierownictwa i dozoru kopalni - podkreśla dyrektor Jerzy Kolasa.

Sankcje, jakie może zastosować OUG to zakaz pełnienia określonych funkcji w górnictwie maksymalnie przez dwa lata, mandaty i wnioski do sądów. Stanisław Gajos, prezes Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należy kopalnia Wujek-Śląsk, zapowiada wyciągnięcie konsekwencji wobec winnych po zakończeniu prac OUG.

- W tej sprawie dochodzenie prowadziła komisja WUG oraz prokuratorzy. Nie przeprowadzaliśmy własnego dochodzenia, bo ufamy ekspertom z komisji, ale też nie chcieliśmy być posądzeni o próby wpływu na pracowników - podkreśla prezes Gajos. Dodaje, że katastrofa kosztowała spółkę 100 mln złotych. Po wrześniowej tragedii przeprowadzono kontrole w zakładach, dokonano przeglądu urządzeń. Trwają prace nad rozwiązaniami, które w przyszłości mają zwiększyć bezpieczeństwo pracy górników.

- Szukamy obecnie rozwiązań, by klimatyzatory nie były w większości instalowane w ścianach wydobywczych, ale poza nimi. To nie zmieni się od razu - mówi Gajos.
Tadeusz Zając, szef Państwowej Inspekcji Pracy, która także skontrolowała kopalnię, stwierdził, że naruszono tam wszystkie możliwe przepisy Kodeksu Pracy. - Chodziło m.in. o przekraczanie czasu pracy. Rekordzista bez odpoczynku przepracował 52 dni, inni od 10 do 30 dni. Wielu z górników, w tym także z dozoru, nie było szkolonych z bhp. Uchybienia dotyczyły też odzieży i środków ochrony indywidualnej - podkreślił Tadeusz Zając.

Dodał, że KHW ma udziały w spółce zewnętrznej, która zatrudnia górników. W ten sposób omijając przepisy górnik pracuje najpierw na etacie, a potem na umowę w spółce. Robi to samo i w tym samym miejscu.

- Nie możemy sobie z tym problemem poradzić. W świetle obowiązujących przepisów jesteśmy bezradni. Dlatego konieczna jest zmiana prawa -mówił Zając.

Inspekcja ukarała winnych mandatami. Do ZUS trafił także wniosek o podniesienie na rok składki na ubezpieczenie społeczne z tytułu wypadków. Zakład podjął decyzję, że składka wzrośnie o sto procent.
Prezes WUG-u zapowiada zmiany w sposobie kontrolowania kopalń. Nacisk ma być położony na strefy zagrożone.

- Tak naprawdę wyręczamy tu pracodawców, bo audyt wewnętrzny w części kopalń po prostu nie działa.To nie jest naturalne, że nasi kontrolerzy wstrzymują połowę robót w kopalniach. To powinny robić służby zakładowe. To one powinny zatrzymywać 90 procent robót - podkreśla Piotr Litwa.

WUG, jeszcze w czasie trwania prac komisji badającej przyczyny wypadku w Wujku-Śląsku, wysyłał pisma do spółek węglowych. Dotyczyły m.in. użytkowania aparatów ucieczkowych, kontroli stanu technicznego maszyn i urządzeń. Urząd zapowiada zmiany w prawie, dotyczące zagrożeń gazowych, wentylacji i powiadamiania służb ratowniczych o wypadkach.

Zagadka Anny

W kopalni Rydułtowy-Anna mogło zginąć dwóch górników, bo w zagrożonym rejonie oprócz ofiary, 40-letniego elektryka, znajdował się także jego kolega ślusarz. Chwilę przed tąpnięciem jednak mężczyzna miał się wrócić po narzędzia i być może to uratowało mu życie - taka sensacyjna hipoteza pojawiła się wczoraj po pierwszych przesłuchaniach górników, którzy wyszli cało z zagrożonego rejonu.

- Ale ta wersja będzie jeszcze weryfikowana, bo przesłuchania będą kontynuowane w następnych dniach. Do zakończenia prac komisji badającej przyczyny tragedii jest jeszcze daleko - zastrzega Jolanta Talarczyk, rzecznik Wyższego Urzędu Górniczego.

Przypomnijmy, w minioną środę 1000 metrów pod ziemią w pokładzie 713 doszło do wstrząsu, który spowodował tąpnięcie. Jeden z pracujących na dole górników, 40-letni elektryk, został przysypany walącymi się skałami. Sześciu jego kolegów w ostatnich sekundach zdążyło uciec. Wśród nich także ślusarz, który mu miał towarzyszyć. Sęk w tym, że podczas fedrunku ofiara znajdowała się w miejscu niedozwolonym - w tzw. rejonie szczególnie zagrożonym tąpnięciami. Dlaczego jednak tam się znajdował i czy faktycznie w pewnym momencie towarzyszył mu kolega? Koledzy górników mówią, że być może chcieli sobie skrócić drogę, bo dojście od bezpiecznej strony oznaczało nadrobienie około 2 kilometrów. WUG będzie sprawdzał te informacje, na razie ich nie potwierdza.

W najbliższym czasie kopalnia nie będzie fedrować w feralnym pokładzie - taką decyzję podjął wczoraj dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku, Zbigniew Schinohl. Roboty nie ruszą, dopóki eksperci nie będą mieli pewności, że będzie tam bezpiecznie dla ludzi. - Wiemy, że tam nadal występuje zagrożenie wstrząsami. Do czasu ewentualnego wznowienia prac poczekamy na opinię naukowców z Komisji do spraw Tąpań, Obudowy i Kierowania Stropem w Podziemnych Zakładach Górniczych. O stosowną dokumentację w tej sprawie najpierw poprosiliśmy władze Kompanii Węglowej, do której kopalnia należy - wyjaśnia Jolanta Talarczyk.

Póki co, w rejonie ściany będą wykonywane jedynie niezbędne prace związane ze wzmocnieniem obudowy, zabezpieczeniem ociosu ściany oraz zapewnieniem bezpieczeństwa wentylacyjno-pożarowego, metanowego i tąpaniami - wyjaśniają w WUG.
Jacek Bombor

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera