Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zwycięstwo piłkarzy GKS Katowice

Rafał Musioł
Fot. Mikołaj Suchan
GKS Katowice - Warta Poznań 2:0 (0:0)

Jak Wielki Piątek to post, jak post to mało goli - z takiego założenia wyszli chyba piłkarze GKS Katowice, którzy w I połowie zmarnowali trzy znakomite okazje do objęcia prowadzenia, a może nawet przesądzenia losów meczu z Wartą. Ostatecznie po przerwie gospodarze postanowili wprawić się w przedświąteczny dobry nastrój i bramki na wagę trzech punktów jednak strzelili.

Stawką wczorajszego spotkania było zdobycie meldunku tuż pod ścisłym czubem ligowej tabeli. Perspektywa ta wydawała się chyba bardziej nęcąca dla gospodarzy, którzy szybko narzucili rywalom swoje warunki gry i kontynuowali to, co zaprezentowali w poprzedniej kolejce, zwyciężając ŁKS na jego boisku. Już w 8 minucie spotkania Jakub Dziółka w znakomity sposób przerzucił piłkę z obrony do atakującego Pawła Buśkiewicza, jednak napastnik GieKSy zmarnował tę asystę strzelając wprost w Łukasza Radlińskiego. Bramkarz poznaniaków rozgrzewał się w ogniu walki niczym hartowana stal i poradził sobie także z bliźniaczą próbą Bartłomieja Dudzica oraz z uderzeniem głową Dziółki.

Po drugiej stronie boiska katowiczanie skrupulatnie paraliżowali poczynania najlepszego snajpera pierwszej ligi Piotra Reissa, więc jedyną bronią Warty były rzuty wolne. Katowiczanie pozwalali Tomaszowi Bekasowi na stopniowe wstrzeliwanie się w bramkę Jacka Gorczycy, ale na szczęście dla nich w najlepszej próbie piłka minimalnie minęła poprzeczkę.

Po przerwie na rajd zdecydował się Buśkiewicz i wykorzystując bilardowe zagranie z Dudzicem posłał piłkę do siatki. Dopiero ten cios postawił Wartę na nogi. Reiss zaczął wychodzić z cienia i na przedpolu Gorczycy zaczęło być cieplej niż wskazywałby na to termometr. Atmosferę uspokoił dopiero Dziółka, który w 80 minucie pokazał wreszcie, że głowę na wysokim tułowiu nosi nie od parady i za jej pomocą pokonał Radlińskiego.

Końcowy gwizdek arbitra katowiczanie przyjęli z satysfakcją, po czym uświadomili sobie, że do świątecznych stołów zasiądą ja-ko piłkarze klubu z I-ligowej czołówki, którzy mogą nawet marzyć o awansie do ekstraklasy, choć mieli przecież bać się spadku!

Rolę delegata PZPN na meczu pełnił były prezes związku Michał Listkiewicz. Nie wiadomo, czy był to decydujący czynnik, ale po raz pierwszy od dawna na Bukowej obyło się bez pokazów pirotechnicznych i biegania po dachu "Blaszoka".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!