MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czapka Kapuścińskiego

Marek S. Szczepański
Wspomnienia z dzieciństwa nie są policyjnymi raportami i rządzą się innymi regułami

Wczesną jesienią 1997 r. Ryszard Kapuściński otrzymał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego. Był poruszony i przejęty, bo takie wyróżnienie akademickie po raz pierwszy było jego udziałem. Miałem wówczas możliwość dłuższej rozmowy z Kapustą, bo tak go życzliwie nazywaliśmy, o rewolucjach, Afryce, Trzecim Świecie i polskim buszu. Nieco później byłem jego przewodnikiem po nowym mieście socjalistycznym, jak niegdyś określano Tychy. Interesował się wszystkim: giełdą kwiatową, Bramą Słońca, Pomnikiem Walki i Pracy, lodowiskiem i browarem. Wyczerpany po całodziennej marszrucie rzucił na tylne siedzenie auta czapkę i kompletnie o niej zapomniał. Podróżowała ze mną przez wiele miesięcy.

Zmarł w styczniu 2007 r. Pięć miesięcy później Igor Ryciak, dziennikarz "Newsweeka", napisał o teczce pisarza, jaką odnalazł w Instytucie Pamięci Narodowej. Wbrew oczekiwaniom sensatów, była skromna, a materiały w niej zawarte mało obciążające. Wynikało z nich, ze pisarz miał kontakty z polskim wywiadem między 1965 a 1972 rokiem. Sporządził kilka analiz, ot, kilka pacnięć piórem, jak sam by powiedział. Oczywiście, nikt przytomny ich nie bagatelizuje, ale też nie przekreśla literackich dokonań Kapuścińskiego. Wiemy, że zapłacił trybut bogom pospolitości. Tyle i aż tyle.

Twórczość Kapuścińskiego, mimo że lokowana terytorialnie w Trzecim Świecie, miała i ma charakter uniwersalny. Na przykładzie zdawałoby się egzotycznych władców, politycznych drani i nicponi Ameryki Południowej, Afryki czy Azji ukazuje degradację władzy i władcy, jej autorytaryzm i manowce. Teksty są wielkim pisarskim ostrzeżeniem przed powtórzeniem błędów już popełnionych i to nie tylko w krajach odległych, ale również w Polsce. Opinia publiczna jest szczególnie wyczulona na umiarkowane korzystanie z dobrodziejstw władzy i rygorystyczne wypełnianie związanych z nią powinności. Tę prostą prawdę zlekceważyło wielu polityków opisywanych i nieopisywanych przez Kapuścińskiego, którym władza jawiła się przede wszystkim jako źródło pychy, nieomylności, bogactwa i prestiżu.

W marcu 2010 r. ukazała się książka Artura Domosławskiego: Kapuściński. Non-fiction. Zanim trafiła na księgarskie półki, wywołała sądowe i społeczne dyskusje. Oto bowiem wdowa po pisarzu, Alicja Kapuścińska, wnioskowała o prawny zakaz upowszechniania tomu, bo narusza dobre imię jej zmarłego męża. "Pisanie publikacji ukazujących prywatne życie czy domniemane romanse Ryszarda Kapuścińskiego jest działalnością na poziomie magla" - skomentował książkę Domosławskiego abp Józef Życiński. Andrzej Stasiuk, znakomity pisarz i podróżnik, napisał z kolei bezwarunkową pochwałę tomu Domosławskiego. "Czyta się to jednym tchem, bo jest to opowieść o żywym człowieku uwikłanym we własny los, w historię, w słabości i śmieszności".
Nie podzielam ani jednego, ani drugiego poglądu. Książka zawiera wiele naprawdę cennych analiz dotyczących życia i pracy wybitnego pisarza, cesarza reportażu jak go wielokrotnie nazywano. Głównym jednak grzechem jej autora jest domniemanie kłamstwa ze strony Kapuścińskiego, jego nieprawdomówności i wiarołomności. Podejrzliwość biografa jest zaskakująco duża i nie oparły się jej nawet wspomnienia z dzieciństwa i wczesnych lat młodzieńczych. Domosławski podejrzewa, że Kapuściński zmyślił wiele epizodów z rodzinnego Pińska, świadomie je ubarwił i zmienił sens. A przecież warto pamiętać, że wspomnienia z dzieciństwa nie są policyjnymi raportami i rządzą się odmiennymi od nich regułami.

Zaskakuje w tomie wielostronicowa analiza relacji CIA z dziennikarzami, werbowanymi do pracy w tej wywiadowczej instytucji. Tylko po to, aby dać szersze tło współpracy Kapuścińskiego z rodzimym wywiadem, udokumentowanej śmieciową teczką, jak stwierdza jeden z interlokutorów Domosławskiego. Jeszcze bardziej poruszają supozycje o miłosnych podbojach pisarza i jego nielojalności wobec żony. Są przykre, a podziękowania adresowane do Alicji Kapuścińskiej w ostatniej części pracy - zupełnie nie na miejscu.

Książka Domosławskiego ukazała się za późno, bo Kapuściński, pracujący od trzech lat w winnicy Pana, nie może podjąć polemiki, odnieść się do zarzutów. Zarazem za wcześnie, bo żyją ludzie, których tom może zranić i dotknąć. Gdyby Domosławskiemu towarzyszyła potęga smaku, otrzymalibyśmy dzieło niezwykle ważne. Być może jednak po lekturze ponad 600 stron przeniesiemy "Cesarza" i "Szachinszacha" z półki z napisem "literatura faktu" na półkę z cymeliami literatury pięknej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!