Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Służba zdrowia po protekcji

Michał Smolorz
Doszedłem już do wieku, w którym lekturę gazet rozpoczyna się od nekrologów. Czytam je uważnie, dzięki temu w gęstwinie czarnych ramek znalazłem dwa kuriozalne ogłoszenia.

W pierwszym rodzina zmarłego uniżenie dziękuje prezydentowi miasta za pomoc w ulokowaniu ich krewnego w szpitalu, w drugim ta sama rodzina dziękuje pani rektor uniwersytetu medycznego za umożliwienie pobytu w klinice. Na pierwszy rzut oka to standardowy gest wdzięczności po śmierci członka rodziny. A jednak jest w nim przerażająca niezwyczajność, oddająca klimat wszystkich kłopotów z systemem ochrony zdrowia, który - choć reformowany od 12 lat - w swej niewydolności wraca do punktu wyjścia.

Dotąd w podobnych ogłoszeniach rodziny zmarłych kierowały podziękowania do konkretnego lekarza albo do całego personelu jakiegoś oddziału za opiekę i ulgę w przedśmiertnym cierpieniu. Tutaj mamy do czynienia z wdzięcznością kierowaną do osób prominentnych za... protekcję w uzyskaniu takiej opieki. Z logiki tych ogłoszeń wynika taka sekwencja zdarzeń: ciężko chory człowiek daremnie pukał do szpitalnych drzwi, tam wyznaczyli mu termin na grudzień 2013 roku, którego by nie dożył z przyczyn czysto biologicznych, o chorobie już nie wspominając. Zrozpaczona rodzina udała się do prezydenta miasta (zapewne zaprzyjaźnionego, bo przecież każdego proszącego prezydent nie wesprze) z prośbą o pomoc w przyspieszeniu terminu. Prezydent rodzinę zaprotegował u pani profesor, a ta już "umożliwiła" niezwłoczne leczenie w klinice. I właśnie za ten łańcuszek wysokiego wsparcia składane są teraz publiczne podziękowania: nie za leczenie, nie za ulgę w cierpieniu, lecz właśnie za skuteczną protekcję.

Aby było jasne: nie potępiam nadawców tych ogłoszeń, rozumiem ich dobre intencje. Każdy z nas sięga po wszelkie dostępne sposoby, by pomóc choremu krewnemu, zwłaszcza w sytuacji zagrożenia śmiercią. Gdybym był mile widziany u prezydenta, też bym poszedł po takie wsparcie dla bliskiej osoby. Jeśli coś w tej publikacji mnie przeraża, to brak jakiegokolwiek skrępowania, zupełna oczywistość, a nawet zwyczajność całej sytuacji i jej rozegranie na forum publicznym. Zwykle protekcja uchodzi za rzecz konfidencjonalną, załatwianą po cichu. Najpierw dlatego, że sama w sobie ociera się o czyny karalne, a granica między protekcją dozwoloną a niedozwoloną jest płynna. Nie należy więc wywoływać wilka z lasu ani kusić losu, narażając i siebie, i protegowanego, i wreszcie możnego protektora na nieprzyjemności. Po wtóre, w protekcji najcenniejsze jest "dojście" do właściwych osób, które są władne rzecz załatwić.
Nie należy więc lekkomyślnie i publicznie wskazywać placem, z czyjej pomocy skorzystaliśmy, bo można kontakt spalić i w przyszłości nikt nam nie pomoże. A tutaj proszę : rodzina wali otwartym tekstem, kto, jak, gdzie i komu załatwił leczenie w szpitalu i dodaje, że bardzo jest za to załatwienie wdzięczna.
Istotą demokratycznego systemu ochrony zdrowia ma być jego powszechność regulowana przepisami prawa. Każdy ma wiedzieć, co mu się należy w ramach ubezpieczenia, co może dostać ekstra na drodze dodatkowej decyzji (tzw. procedury ponadstandardowe, finansowane z budżetu), a za co musi zapłacić z własnej kieszeni lub z ubezpieczenia dodatkowego.

Po 12 latach prób doprowadzenia do takiego stanu jesteśmy w punkcie wyjścia, a może nawet zrobiliśmy krok wstecz. Zmiany są blokowane przez populistów, wedle których wszystkim wszystko się należy - za darmo. Taka utopia nigdy się nie ziści, a popyt na usługi medyczne wciąż przewyższa możliwości, więc tkwimy w martwym punkcie, a reforma jest w patowej sytuacji. Lecz każdego dnia ludzie chorują lub ulegają wypadkom i niezmiennie praktykujemy znane z PRL-u sposoby "załatwiania" leczenia. Wtedy robiło się to przez "dojścia", a kto ich nie miał, mógł pójść do komitetu wojewódzkiego partii lub do legendarnego wojewody, wypłakać swoje żale i zyskać pomoc. W sytuacji permanentnego niedoboru zawsze odbywało się to (dziś także) kosztem innych pokornie czekających w kolejce, ale to już nie nasze zmartwienie.

Za sprawą dwóch niepozornych ogłoszeń osiągnęliśmy pełną rehabilitację, a nawet legalizację PRL-owskiej machiny protekcji, starego i nieodłącznego składnika carsko-bizantyjskiego systemu sprawowania władzy. A w nim każdy coś komuś zawdzięczał i każdy był w czymś od kogoś zależny. I po co to było zmieniać?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!