Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorol i Ślązok

Marek Szołtysek
Polski papież, czyli Jan Paweł II to postać powszechnie znana na całym świecie. W świadomości wielu uważany jest za świętego, choć dopiero toczy się proces kanoniczny, który ma formalnie ogłosić go błogosławionym i potem świętym.

Oczywiście - Jan Paweł - to imiona papieskie, bo w rzeczywistości nazywał się Karol Wojtyła i żył w latach 1920-2005. Urodził się w Wadowicach na Ziemi Krakowskiej. W 1938 roku zdał maturę, święcenia kapłańskie przyjął w 1946 roku a potem został biskupem pomocniczym w Krakowie (1958), arcybiskupem krakowskim (1963), kardynałem (1967), aż wreszcie 16 października 1978 roku wybrano go na papieża. Gdyby więc papież Wojtyła żył, to by w tym roku, w najbliższą środę, 18 maja obchodził 90. urodziny.

Gorole, uczcie się śląskiego - żartował Jan Paweł II

Dobra więc okazja, by powspominać tego wielkiego człowieka. Zróbmy to jednak ze śląskiego punktu widzenia. Tak, nie ma w tym żadnej przesady czy sztucznego naciągania tematu. Niewiele bowiem regionów Polski, prócz Ziemi Krakowskiej, skąd pochodził papież, tak często gościło Karola Wojtyłę. Na naszym Śląsku był on ponad 50 razy, odwiedzając przynajmniej 25 miejscowości.

Kontakty Karola Wojtyły ze Śląskiem rozpoczęły się już w młodym wieku, kiedy jako chłopak w latach 1930-1932 przyjeżdżał z Wadowic do Bielska, do swego brata Edmunda, który był w tym mieście lekarzem. Później jako młody ksiądz w 1948 roku odwiedzał swoją ciocię Stefanię Wojtyłę, która była nauczycielką w rybnickich Stodołach, a podczas długiego tam pobytu ponad wszelką wątpliwość zwiedził wówczas Rudy, Racibórz i Rybnik. Siedem razy odwiedzał też Wojtyła Górny Śląsk podczas spotkań ze śląskimi kolegami ze studiów. Był wtedy w Gaszowicach koło Rybnika (1962), w Radlinie Biertułtowach (1965), w Boguszycach koło Opola (1970), w Żorach Roju (1974), w Jejkowicach koło Rybnika (1974), w Bronowie koło Czechowic-Dziedzic (1977) i w Kryrach między Żorami a Pszczyną. Jednak daty tej kryrskiej wizyty nie dało się dotąd dokładnie ustalić i wiemy jedynie, że było to za czasów tamtejszego proboszcza ks. Benona Hornika, czyli w latach 1957-1978. Odwiedzał też wielokrotnie Katowice i Opole, był w Kamieniu Śląskim (1966), w Pszowie (1968) i Wodzisławiu Kokoszycach (1966 i 1968). Był również Wojtyła w Imielinie koło Mysłowic (1957), w Cieszynie (1963) oraz dwukrotnie w Gliwicach (1977).

W latach 1954-1963 ks. prof. Karol Wojtyła miał bardzo bliski kontakt ze śląskimi kandydatami do kapłaństwa, bo wykładał etykę społeczną i teologię moralną w Śląskim Seminarium Duchownym, które wówczas mieściło się w Krakowie. Najbardziej jednak Karol Wojtyła związał się z Piekarami Śląskimi. Do sanktuarium Matki Boskiej Piekarskiej pielgrzymował aż dwanaście razy, w roku 1965, 1966, 1967, 1968, 1971, 1972, 1973, 1974, 1975, 1976, 1977 i 1978. A trzeba wiedzieć, że Piekary Śląskie są jedynym sanktuarium w Europie, gdzie odbywają się masowe pielgrzymki robotników. To doświadczenie, które Wojtyła wyniósł z Piekar Śląskich, pomagało mu formułować jego ewangelię pracy. I na koniec jakże ważne dla Górnego Śląska jest pięć papieskich pielgrzymek Jana Pawła II na Górę św. Anny i do Katowic w 1983 roku, do Skoczowa i Bielska-Białej w 1995 roku oraz do Gliwic w 1999 roku.
Jednak Ślązokiem najbliższym Karolowi Wojtyle był jego kolega - Franciszek Konieczny. To ten śląski farorz pochodzący z Lędzin koło Tychów wyjaśniał przyszłemu papieżowi wiele śląskich spraw. Przykładowo, że na przyjezdnych na Śląsk mówi się potocznie - Gorole. I dlatego potem papież na prywatnej audiencji w Watykanie powiedział żartobliwie do grupy pielgrzymów, w której były Ślązoki i nie Ślązoki -" Gorole, uczcie się śląskiego". Miał też Jan Paweł II świadomość, że sam również w tym kontekście jest Gorolem, co bardzo go śmieszyło. A opowiedział mi o tym osobiście ks. Franciszek Konieczny, którego dosyć dobrze poznałem i polubiłem podczas pisania książki "Papież na Górnym Śląsku". Franciszek Konieczny był synem powstańca śląskiego, który podczas okupacji hitlerowskiej dla bezpieczeństwa uciekł ze Śląska i ukrył się, zamieszkując w Krakowie.

Przedstawmy więc początki znajomości Wojtyły z Koniecznym. "Pierwszy raz spotkałem się z Karolem Wojtyłą w 1939 roku, gdy miałem 18 lat. Był ode mnie o rok starszy" - opowiadał mi ks. Konieczny. "Należeliśmy do tej samej salezjańskiej parafii w Krakowie Dębnikach, do kółka biblijnego i żywego różańca. Obaj byliśmy pod wielkim wrażeniem pana Jana Tyranowskiego, który nas uczył i uduchawiał. Jednak przyjaźniąc się nie wiedzieliśmy, że obaj jesteśmy klerykami w tym samym tajnym seminarium. Taka to była okupacyjna konspiracja. Aż któregoś dnia poproszono mnie, bym służył do mszy w kaplicy metropolity krakowskiego. Przychodzę, prowadzą mnie do kaplicy, patrzę... a w zakrystii Karol. - Co ty tu robisz? Ja tu mam być kaplicznikiem - odpowiada Wojtyła. A ja ministrantem - mówi Franciszek! Trzy lata służyliśmy tam do mszy. Potem były śniadania: chleb, marmolada, tłuszcz, kawa z mlekiem, masło...

W czasie wojny to było dużo. W tajnym seminarium w pałacu arcybiskupim zamieszkaliśmy z Wojtyłą na stałe w sierpniu 1944 roku - wspomina dalej ks. Konieczny. Byłem wtedy na jakiś czas mianowany naczelnikiem wychowania fizycznego. Na podeście przed kaplicą musieliśmy się gimnastykować, raz w życiu miałem wtedy przewagę nad Wojtyłą. Musiał wtedy wykonywać moje polecenia: powstań, padnij, w lewo zwrot, w prawo... ale nie udało mi się go wyprostować i na zawsze został już taki pochylony, trochę zgarbiony. Zaś w ogrodzie arcybiskupa Sapiehy graliśmy w piłkę. Rąbaliśmy w te drzewa, a Sapieha skarżył się potem, że nie ma jabłek ani wiśni!"
Ks. Franciszek Konieczny opowiadał, że w pierwszym powojennym roku, kiedy już nie studiowali z Karolem na tajnym seminarium arcybiskupim, ale normalnie na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, to tam do ich grupy dołączyło jeszcze sześciu następnych Ślązoków: Benon Hornik z Chorzowa, Franciszek Sztrauch z Radzionkowa, Ludwik Wrzoł z Zabrzegu, Antoni Czekała z Opolszczyzny, Franciszek Wąsala z Kluczborka i Emanuel Francus z Gaszowic.

Po studiach wszyscy otrzymali święcenia kapłańskie i rozjechali się do swych parafii. Ale ci znajomi z trudnego wojennego rocznika nie zerwali znajomości. Prawie każdego roku spotykali się na koleżeńskich zjazdach. Spotkania takie odbywały się najczęściej w pierwszej połowie czerwca. Karol Wojtyła, jako ksiądz, a potem biskup i kardynał, bardzo pilnował organizowania tych koleżeńskich zjazdów. Robił wszystko, by na nie przyjechać. A pewnego razu, na początku jednego z takich spotkań koleżeńskich, przyszły papież dowcipnie powiedział w gwarze śląskiej: "A bydymy zaś gupie godać!?"

26 czerwca 1962 roku na spotkanie koleżeńskie do Gaszowic koło Rybnika przyjechał aż z Warszawy. Z tym przyjazdem do Gaszowic wiąże się też pewna ciekawostka. Karol Wojtyła nie zabrał sobie nic do spania, więc od ks. Koniecznego pożyczył nocną koszulę. "Tę nocną koszulę trzymam do dzisiaj jako pamiątkę" - powiedział mi ks. Franciszek Konieczny. Ciekawe więc, co dzisiaj, po śmierci ks. Koniecznego w 2009 roku, dzieje się z tą papieską nocną koszulą?
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!