Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odra teraz szepce. Wcześniej krzyczała

Aleksander Król, Barbara Kubica
Droga do wsi Lasaki
Droga do wsi Lasaki agnieszka materna
To przez tego... - nie kończy mężczyzna stojący w wodzie po pas, pokazując gwałtownym ruchem głowy biały dom, znajdujący się najbliżej Odry w miejscowości Ruda. Rzeka powoli wdziera się do wsi. Płynie drogą i przez furtki wchodzi nieproszona do ogródków. W Rudzie nie ustawiano worków z piaskiem. Nie było sensu. I tak za chwilę cała wieś będzie pod wodą.

Wszystko na nic

- Daj spokój to stary człowiek, który postanowił umrzeć na swojej ojcowiźnie - broni staruszka, który nie chciał oddać ziemi pod budowę wału przeciwpowodziowego, ktoś z gromadki osób spoglądających na wzbierającą rzekę. Do drzwi sąsiada ludzie pukali wielokrotnie. Prosił też ksiądz proboszcz. Ale wszystko na nic. Mężczyzna nie chciał słyszeć o wale na swoim polu. Kiedyś przy piwie zgodził się podpisać umowę, ale na drugi dzień wszystko odwołał.

- Zalało go pierwszego, ma za swoje - złorzeczy kolejny głos. Jednak w głębi duszy wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że zgoda dziadka i tak niewiele by zmieniła. Bo dopiero w tym roku państwo znalazło pieniądze na inwestycję. A wał powstaje powoli. I tak by nie zdążyli. Ale człowiek musi się wyżyć. Musi mieć kogo obwiniać. Bóg jest daleko, a sąsiad na miejscu. Jednak zanim do Rudy przyszła prorokowana fala, ludzie spoglądali także na niebo. Bóg był dalej niż zwykle...

- To od "tego na górze" zależy, czy fala będzie tak wielka jak w 1997 roku. Wtedy utopiło się pięć moich krów - mówi Erwin Pieruszka, rolnik z Rudy, zanosząc siano cielakom, które wyniósł do komórki nad garażem. Na podwórku ujada pies. Czuje zbliżającą się wodę. Pan Erwin uwija się z robotą. Chce jeszcze pomóc kolegom z OSP wynieść sprzęt z remizy. - Kaj tam pójdziesz, trzeba sprzątać dom, przecież zaraz nas zaleje - woła małżonka, wychodząc z chlewika. Erwin kiwa głową. Od niedzieli przygotowywał do powodzi gospodarstwo. - Każdy, kto urodził się w Rudzie, wie jakim żywiołem jest Odra. Od małego przygotowuję się do powodzi. Układam plan. Myślę, gdzie wywieźć auto, jak zabezpieczyć zwierzęta - tłumaczy Erwin Pieruszka.

Dlaczego nie ma wałów?

Z Odrą całe swoje życie związała też Maria Zachłód. Mieszka przy jej brzegu od 56 lat, wcześniej w miejscowości Turze i Grzegorzowicach, teraz w Rudzie. - Jak przyjdzie fala to szerzej otworzę jej drzwi. Człowiek nic nie poradzi. W 1997 roku woda wlewała się do domu oknem - wspomina kobieta, licząc że teraz Odra będzie bardziej łaskawa. 13 lat temu cała rodzina przez kilka dni koczowała na piętrze. W pokoju spały też cielaki. Koń się nie zmieścił. Przez tydzień stał w oborze w wodzie po brzuch. O dziwo, przeżył. - Po tygodniu zeszliśmy do kuchni. Nie było prądu, więc rozpaliliśmy w piecu i nagotowali wody. Do dziś pamiętam smak tamtej pierwszej kawy - wspomina pani Maria.
Jak wielu nie potrafi zrozumieć, dlaczego przez trzynaście lat nie zbudowano wałów. Jej rodzina oddała ziemię pod obwałowanie w Siedliskach. Na jej działce w Ciechowicach powstała przepompownia. - Wywłaszczyli nas, wzięli co potrzebowali i nikt nie powiedział nawet słowa. Wiadomo, wał to kwestia życia i śmierci - mówi kobieta. - W Ciechowicach zostało nam 20 arów ziemi. Pisaliśmy do gminy, żeby sobie ją wzięli, ale nie chcą - dodaje.

Drogi nie ma

Ziemię z chęcią by wykupiono, ale tu, w Rudzie, gdzie trzeba budować wały. Syn pani Marii - Antoni rozumie gospodarzy, którzy nie chcą jej oddać. - Rolnicy nie chcą pieniędzy, tylko ziemię w zamian, a tej tu nie ma - mówi. Przecież ludzie muszą z czegoś żyć, przecież rolnik nie pójdzie do fabryki - zauważa Antoni Zachłód, który sam jeździ kilkanaście kilometrów za Racibórz uprawiać swoje pole.

Jednak przez kilka najbliższych dni nie wydostanie się ze swojej wsi. Uśpiona dotąd Odra, zamieniła się w obrażone bóstwo i w poniedziałek wieczorem zalała całą wieś.

Ponad 300 mieszkańców zostało odciętych od świata. Dopiero w środę strażacy zaczęli amfibią rozwozić im chleb. Dla wszystkich nie starczyło. Mieli tylko 60 bochenków, 30 kostek masła i 30 kartonów mleka, które rozdawano tylko tam, gdzie były dzieci. Nie było cudownego rozmnożenia i koszy pełnych okruchów...

- Zdrowaś Mario łaskiś pełna, Pan z tobą - modli się na głos pani Anna. Siedzi na gratach wyniesionych prędko na górę z parteru. Na dole nie ma żadnych mebli. Fala odbija się od ścian pokoju. I tylko Jezus Ukrzyżowany, którego zapomniano ściągnąć ze ściany, spogląda na brudną wodę.

Na lewym brzegu Odry, która za nic nie przypomina już rzeki, pod tabliczką z przekreśloną nazwą wsi Grzegorzowice zatrzymuje się samochód jednej z wielkich rozgłośni radiowych. Dalej jechać się nie da, bo drogę zalała woda. - Jak tam dojechać, wskazuje palcem na oddalone o jakiś kilometr zabudowania Lasaków. Rolnik, który w okolicy kosi trawę dla bydła wywiezionego wcześniej do położonych wyżej Łubowic odwraca się na pięcie i idzie w swoją stronę. Jeszcze się zatrzymuje, jeszcze chce coś powiedzieć, ale macha ręką i idzie dalej. Przyjezdny rozumie ten gest, ale nie może uwierzyć.

Miejscowym też trudno pogodzić się z faktem, że znów nie prowadzi do nich żadna droga i że dopiero w tym roku rozpoczęto budowę wału przeciwpowodziowego w ich miejscowości. Że ich spokojna i wesoła wieś, gdzie ludzie zamiatają drogę przed swoimi domami i sadzą w ogródkach tulipany, zamieniła się w brązowo-szaro-zielone morze. Zanim znów będą rosły tu kwiatki minie wiele tygodni. Gdy woda, która w niektórych miejscach zalała domy na wysokości dwóch metrów, już opadnie, będzie to wielka, śmierdząca, błotna pustynia. - Boję się, co zobaczymy za kilka dni. Już teraz płoty przypominają stojące wysypiska śmieci - mówi Helga Sekuła, sołtys Lasaków. Ale nie czas żałować róż... - Pod wodą są nasze uprawy kartofli i buraków. Zalało nasze łąki. To wszystko pójdzie na zmarnowanie. Na szczęście zdążyliśmy wywieźć owce do Sławikowa - dodaje. Wyrzucić trzeba będzie też meble z kuchni, których nie zdążono rozkręcić i wynieść na górę. - Wymontowaliśmy drzwi, ale futryny trzeba będzie zmienić - dodaje.

Co robić przy świeczce

Ze ścian odchodzą już tapety, sypią się tynki. Tak jest teraz w każdym domu w Lasakach. Niektórzy wciąż nie mogą zejść z piętra. - W kuchni mamy jeszcze półtora metra wody - mówił wczoraj Zygmunt Mucha, który razem z bratem Hubertem od kilku dni koczuje obok szalejącego żywiołu. Oboje siedzą w zimowych kurtkach. Są przemarznięci, bo nie mają prądu i nie mogą rozpalić w piecu. Drewno gdzieś popłynęło... - Nagadaliśmy się jak nigdy. Bo co można robić przy świeczce. Lepiej zagłuszać te odgłosy z podwórka - dodaje pan Zygmunt. Mieszkańcy Lasaków mówią, że Odra teraz szepce. Wcześniej krzyczała. Gdy opuści już wieś, na odnowionej niedawno przydrożnej kapliczce mieszkańcy zawieszą kolejną tabliczkę z zaznaczonym poziomem, jaki osiągnęła tym razem Odra w centrum ich wsi. Gwóźdź przybiją niecały metr niżej od tej z 1997 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!