Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skąd się wziął Adam Zagajewski?

Krzysztof Karwat
Nawet w najbardziej demokratycznych demokracjach sądy nie są od tego, by sprawiedliwie mierzyć i ważyć wszystkie czyny

Encyklopedie i leksykony nie pozostawiają wątpliwości: ten wybitny poeta i eseista, którego co jakiś czas Szwedzka Akademia Królewska przymierza do literackiego Nobla, urodził się we Lwowie. Byłbyż więc Adam Zagajewski lwowianinem? Świadczyć mogłyby o tym nie tylko metryka i rodowód, ale przede wszystkim twórczość. To przecież Zagajewski w połowie lat 80. ubiegłego wieku wydał głośny tom "Jechać do Lwowa". Ale Lwów - pamiętajmy, jak poeta zakończył swój słynny tytułowy wiersz z tej książki - "jest wszędzie". Wszędzie, czyli nigdzie? Wszędzie, czyli - jak napisał na początku tego wiersza - "we śnie"? Cóż, Zagajewski miał bodaj cztery miesiące, gdy jeszcze w roku 1945 z tego "miasta zawsze wiernego" rodzina przywiozła go do Gliwic.

Byłbyż więc Zagajewski importowanym z Kresów Wschodnich "Górnoślązakiem mimo woli", skoro to tutaj się wychował, tutaj chodził do szkół? Świadczyć o tym mogłaby jego gliwicka matura, no, i - oczywiście - także twórczość. Przecież to on jest autorem eseistyczno-wspomnieniowych "Dwóch miast" - książki o Lwowie i Gliwicach równocześnie. Także zjawiskowego wiersza "Palmiarnia". Wiersza - co się zowie - "gliwickiego", wiersza o nadzwyczajnym, do dziś istniejącym miejscu, gdzie można zapomnieć "o smutku niskich ulic i stadionów, / o ciężarze nieudanych niedziel".

Nie, to śmieszne: Zagajewski nie mógł i nigdy nie czuł się Górnoślązakiem, bo przecież nie zdołał się zakorzenić "w tym niewielkim, czarnym mieście". I w ogóle - na tym czarnym Górnym Śląsku. Sam zresztą napisał, jakich ludzi tu poznał, z kim żył, co zrozumiał, co zapamiętał ze swej młodości, z lat 60.: "Oprócz przyjezdnych, także Ślązacy i Niemcy (poniemieccy Niemcy). Mało wiedziałem o nich, prawie ich nie spotykałem (...). Ja należałem do wielkiej trupy teatralnej, która przywożąc starców i niemowlęta oraz spore zapasy rekwizytów i dekoracji, zjawiła się pewnego dnia w tym mieście i rozbiła w nim namioty". A namioty - jak wiadomo - rozbija się po to, by za chwilę je zwinąć i wrócić do domu. Albo przenieść się w inne miejsce, i na nowo zdefiniować "swój dom", "swoje miasto".
Zagajewski wylądował w Krakowie. I tam narodził się jako pisarz, jako jeden z głównych prawodawców najważniejszego w powojennej literaturze polskiej nurtu poetyckiego i pokolenia, nazwanego Nową Falą. W Krakowie do dziś mieszka. Ale z przerwami. Najdłuższa, 20-letnia, obejmująca stan wojenny i dalsze lata, oznaczała rodzaj wygnania. "W roku 1983 (...) mieszkałem w Sevres pod Paryżem i należałem do biednych emigrantów - notował po latach. - Już zaznałem wtedy francuskiej aroganckiej obojętności, już domyślałem się, że Francja będzie dla mnie macochą - tak jak dla wielu innych pisarzy, przyjeżdżających tu z różnych krajów, wierzących uparcie w mit Paryża".

Ale to nie był czas jałowy, bo Zagajewski właśnie w tamtych latach wdrapał się na światowy Parnas. Chyba jednak bez żalu opuścił francuską "macochę" i jej amerykańską krewniaczkę (w Stanach często bywał i bywa jako profesor od "creative writing", czyli "sztuki pisania"). No i przyjechał do Krakowa, z którym przywitał się w roku 2003 znakomitym tomikiem "Powrót". ("Późnym wieczorem wjeżdżasz do swojego miasta, / do ciemnych ulic, do czarnych plam okien").

Przybył zatem do "swojego miasta". Więc jest Zagajewski krakowianinem? Być może. Wcale nie jestem tego taki pewny, on chyba też, skoro jeszcze niedawno pisał w wierszu zatytułowanym "Miasto w którym chciałbym zamieszkać", że marzy mu się "miasto sprawiedliwe, / gdzie nie karzą obcych, / miasto szybkiej pamięci / i powolnego zapomnienia, / tolerujące poetów, wybaczające prorokom / brak poczucia humoru".

Wybaczcie, kochane krakusy, nadwiślańskie centusie i inne narodowo-patriotyczne inteligenty - miasto, o którym napisał "wasz" poeta, chyba nie nazywa się Kraków. Choć może mogło by to dumne imię nosić? Wszak wasza "wartka rzeka, płynąca przez śródmieście, / szepcze w dzień i w nocy / niezrozumiałe pozdrowienia / od źródeł, od gór, od błękitu". Jeno, czy wasz Kraków, "to jest miasto sprawiedliwe"? I czy codziennie, czy zawsze "płoną w nim ognie rozmów, / ale nie stosy"? "Stosy", to my chyba jednak wszyscy w Rzeczypospolitej, niezależnie od tego, gdzie mieszkamy, lubimy sobie od czasu do czasu podpalić? Czyż nie?

Nie gniewajcie się też wy, mieszkańcy Górnego Śląska, że w innym wierszu "wasz" Zagajewski tak sportretował "Dworzec w Bytomiu": "W podziemnym tunelu/ rosną niedopałki/ a nie stokrotki. / Tutaj cuchnie samotność".

Mój Boże, tyle razy w życiu przechodziłem tym tunelem. Zawsze śmierdziało w nim uryną i czymś jeszcze. Czym? Teraz już wszyscy wiemy: także "samotnością". Bo "człowiek bezdomny - pisał Zagajewski w innym miejscu - to ktoś, kto - przez przypadek, kaprys losu, z własnej winy, z winy swego temperamentu - nie chciał albo nie potrafił w dzieciństwie i we wczesnej młodości nawiązać bliskich i serdecznych związków z otoczeniem, w którym rósł i dojrzewał. Być bezdomnym (...) oznacza tylko tyle, że dotknięta tą skazą osoba, nie potrafi wskazać ulicy, miasta czy osady, które byłyby jej domem, jej - jak zwykło się mówić - małą ojczyzną".

Czy Zagajewski jest "bezdomny"? Kto jeszcze spośród nas jest "bezdomny"?

W poniedziałek 7 czerwca o godzinie 19.30 w chorzowskim Teatrze Rozrywki, w ramach cyklu "Górny Śląsk - świat najmniejszy" rozpocznie się wieczór poetycki pod tytułem "Miasta Adama Zagajewskiego". Poza Poetą na scenie pojawi się m.in. duet akordeonowy Marek Andrysek-Anna Żelasko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!