Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młoda projektantka z Bytomia, Katarzyna

Marcin Zasada
Młoda projektantka z Bytomia, Katarzyna Furgalińska, stworzyła interesującą wizję zabudowy nabrzeża w stolicy Norwegii, co wywołało ożywioną dyskusję w tym kraju.

To jedna z najbardziej obiecujących przedstawicielek najmłodszego pokolenia polskich architektów. 26-letnia Katarzyna Furgalińska z Bytomia tworzy z pasją i nie boi się śmiałych rozwiązań. W pracy dyplomowej zaprojektowała nowe Oslo, a brawurowa koncepcja zabudowy nabrzeża norweskiej stolicy zapewniła jej rozgłos i wiele nagród.

Kilka tygodni zwyciężyła w konkursie im. prof. Zygmunta Majerskiego na dyplom roku Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej. Furgalińska była też o krok od zwycięstwa w ogólnopolskim konkursie Stowarzyszenia Architektów Polskich im. Zbyszka Zawistowskiego. Zdobyła wyróżnienie, a jej praca, z najlepszymi dyplomami z całego świata, trafiła na prestiżową wystawę Archiprix do Urugwaju, gdzie w kwietniu przyszłego roku powalczy o nagrodę Huntera Douglasa (World’s Best Graduation Project).
- Uczestnictwo w tej rywalizacji jest ogromną nobilitacją dla młodego architekta. Wierzę, że nie skończy się na samym uczestnictwie - mówi projektantka.

Dwa razy z rzędu wygrała też konkurs miesięcznika "Architektura-Murator", raz zajęła w nim drugie miejsce. Była też nagradzana w konkursie Rockwool na projekt domu pasywnego, a także w Kakolanmaki Turku Ideas Competition w Finlandii i Lierbyen Cultural Center Competition w Norwegii. Przy większości projektów współpracowała z Michałem Lisińskim, którego zna z bytomskiego liceum.

- Dopiero na drugim roku studiów odkryliśmy, że mamy podobne spojrzenia na projektowanie i postanowiliśmy działać razem. Wspólny język znaleźliśmy właściwie podczas przypadkowego spotkania ze znajomymi w knajpie - opowiada Kasia. - Pierwsza nagroda jeszcze bardziej nas zmotywowała do pracy. Kolejne zdobywaliśmy już z marszu. Zaczęliśmy pracować na siebie z jeszcze jednego powodu. Zdarzało się, że gdy projektowaliśmy pod okiem architekta związanego z uczelnią i praca odnosiła sukces, nie dostawaliśmy nawet grosza. To była dla nas nauczka. Architekturą zainteresowała się trochę z przekory.

Rozważała pójście na ASP, ale, jak mówi, wiedziała, że ciężko jej będzie dorównać rodzicom, grafikom, absolwentom krakowskiej ASP. - Jako dziecko ciągle budowałam domy z klocków lego. W końcu znalazłam ujście dla tych potrzeb - uśmiecha się. - Wybrałam architekturę z jeszcze jednego powodu. Wydawała mi się bardziej osadzona w rzeczywistości od kierunków artystycznych.
Temat pracy magisterskiej wymyśliła podczas pobytu w Norwegii. Studiowała w The Oslo School of Architecture and Design, niemal codziennie mijając rozciągające się na szesnastu kilometrach nabrzeże, które od lat służyło jako port przeładunkowy. Dopiero kilka lat temu władze Oslo uznały, że teren jest zbyt cenny, by wykorzystywać go tylko do funkcji przemysłowych. Zaplanowano tam mieszkania, biurowce, centra usługowe, a nawet operę, podobnie zlokalizowaną jak ta w Sydney.

- Zafascynowała mnie skala tych zmian. Zainteresowałam się tą sprawą akurat w momencie, gdy wybierałam temat pracy dyplomowej. Dotarłam do planów urbanistycznych i dowiedziałam się, że władze Oslo zamierzają podzielić obszar nabrzeża na mniejsze kawałki, które w drodze przetargu trafią do prywatnych nabywców. Każdy z nich musi mieć architekta, który przekona miasto do własnej koncepcji. Krótko mówiąc, wcieliłam się w rolę takiego architekta - opowiada projektantka.

Na pasie nabrzeża stworzyła zespół mieszkaniowy składający się z szeregowych domków, wcinających się w wody fiordu. Dzięki temu każdy właściciel będzie mógł cumować na tyłach segmentu swoją łódkę. - Przy osiedlu wytyczyłam trakt spacerowy, tuż obok znalazło się centrum sportowe. Projekt miał odpowiadać skandynawskiemu stylowi życia, zgodnemu ze znaną u nas filozofią Ikei: wygodnie, ale nie luksusowo - wyjaśnia. - Kilka dni temu dowiedziałam się, że burmistrz Oslo zachwycony był moją koncepcją. Wątpię jednak, że ją wykorzystają. Plany na tym obszarze przewidują inny rodzaj zagospodarowania. Cieszę się jednak, że wywołałam dyskusję.

Swój talent od roku realizuje w biurze architektonicznym KWK Promes, prowadzonym przez Roberta Koniecznego.
- Gdy wróciłam z Norwegii, nie bardzo wiedziałam, co robić. Widziałam projekt domu aatrialnego Roberta Koniecznego. Pomyślałam, że to jest biuro, w którym chciałabym pracować. Szczęśliwie złożyło się, że Robert akurat szukał ludzi - mówi.

Architektka bez ogródek opowiada też o problemach związanych z przebudową i zmianą wizerunku Śląska. Krytykuje brak koncepcji w projektowaniu Katowic i nienadążanie władz miasta za przemianami. - W Katowicach mamy mnóstwo białych plam, takich jak tereny przy Grundmana czy obszar równoległy do Drogowej Trasy Średnicowej. Są równie atrakcyjne, co puste - wyjaśnia i dodaje, że w przyszłości nie wyklucza również projektowania na Śląsku. - Mam sporo pomysłów i wierzę, że kiedyś uda mi się je zrealizować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!