Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komorowska: W naszym domu każdy gra pierwsze skprzypce

Agata Pustułka
Anna Komorowska
Anna Komorowska FOT, MARZENA BUGAŁA
Spacery z wnukiem mają absolutne pierwszeństwo - mówi kandydatka na pierwszą damę w rozmowie z Agatą Pustułką

Start męża w wyborach prezydenckich dla pani i rodziny oznaczał pożegnanie się z bezpieczną anonimowością. Jak czuje się pani w roli osoby rozpoznawalnej, za którą uganiają się paparazzi?
Zdawałam sobie sprawę z wszystkich konsekwencji, jakie wiązały się z decyzją męża o starcie w wyborach. Mówiąc szczerze, spokojnie i ze zrozumieniem podchodzę do zainteresowania moją osobą. Liczyłam się z tym od początku. Poza tym nie traktuję tego nowego wyzwania jako przykrego obowiązku. Wciąż poznaję nowe osoby i każde spotkanie jest przygodą. Lubię ludzi, lubię ich słuchać.
Jako mama piątki dzieci nigdy nie narzekałam na brak towarzystwa i nigdy w naszym domu nie brakowało gorących dyskusji. To był zawsze dom otwarty, przyjazny.

Gdy zapadła decyzja o starcie męża w wyborach, czy pomyślała pani: koniec wolności, ubierania się na luzie, spacerów z wnukiem?
O nie, nie! Spacery z wnukiem mają pierwszeństwo. Na razie specjalnie nie zmieniam przyzwyczajeń i robię to, co dotychczas: chodzę na zakupy, wychodzę z naszą spanielką, gotuję, czytam i - gdy wymagają tego okoliczności - wspieram męża, towarzyszę mu w różnych imprezach. Życie, które prowadziłam i staram się prowadzić, bardzo mi odpowiada, ale nowy rozdział, który rozpoczął się razem z kampanią, jest również ciekawy.

Konsultowaliście państwo rodzinnie wszystkie za i przeciw związane ze startem męża w wyborach?
Decyzja o starcie w wyborach została poprzedzona wieloma rodzinnymi naradami. Zdawaliśmy sobie sprawę, że start męża istotnie wpłynie na nasze dotychczasowe życie. To naturalne, że chcieliśmy przeanalizować wszystkie za i przeciw, że wszystkie możliwie negatywne skutki chcieliśmy jak najbardziej zminimalizować i wszystko od a do z przegadać. Każdy wyraził swoje zdanie, uwagi, obawy. Po rodzinnych debatach mąż podjął decyzję, a my go w niej od początku mocno wspieramy.

Pierwsza dama to połowa sukcesu prezydenta. Ma pani pomysł na sprawowanie tej funkcji? A może któraś z obecnych albo byłych pierwszych dam jest dla pani wzorem?
Na razie o tym nie myślę. Każda z dotychczasowych żon prezydentów starała się jak najlepiej wywiązywać ze swoich obowiązków i każda wypracowała swój własny model sprawowania tej funkcji. Osobiście nie mam jakiegoś wzoru, ideału pierwszej damy, choć wiem, jak ważną może odegrać rolę w wielu sprawach.
Ale jakby miała pani porównać styl Jolanty Kwaśniewskiej i Marii Kaczyńskiej?
Każda ze wspomnianych pań miała swój własny niepowtarzalny styl i starała się jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki.

Zrezygnowała pani z pracy zawodowej, by móc wychowywać dzieci. Czy nigdy nie żałowała pani tej decyzji?
Pięcioro naszych dzieci urodziłam w ciągu dziesięciu lat. Trud wychowawczy był więc zwielokrotniony. W miarę możliwości starałam się zasilać nasz skromny domowy budżet, udzielałam korepetycji, a gdy najmłodsza córka poszła do przedszkola, przez sześć lat pracowałam zawodowo. Cieszę się jednak, że bez przymusu ekonomicznego, ale dzięki temu, że mąż - nawet w trudnych czasach - zawsze miał pracę i mogliśmy utrzymać dom. Nigdy nie myślałam, że pozostanie w domu byłoby poświęceniem z mojej strony. Wręcz przeciwnie: stale myślę o tym, jak bardzo wzbogaciły mnie nasze dzieci. Jaką dały mi siłę i szczęście.

Anna Komorowska - menedżer domowy. Czy odpowiada pani takie określenie?
I na dodatek firma jest otwarta przez całą dobę (śmiech). Prowadzenie takiego domu jak nasz, wymaga rzeczywiście umiejętności menedżerskich: organizacji, planowania, koordynacji. Poza tym, taka mama to nie tylko organizatorka życia rodzinnego, ale czasami też domowy psychoterapeuta, lekarz, nauczyciel.

Czy to oznacza, że właśnie pani gra w domu pierwsze skrzypce?
U nas każdy gra pierwsze skrzypce. Śmieję się, że w naszym domu było siedmiu kierowników.
Słyszałam, że potrafi pani nawet dzika oprawić. Z oprawianiem to już przesada, ale umiem przyrządzać potrawy z dziczyzny. Gotowanie to przyjemność. Zwłaszcza, gdy wokół są domowi pomocnicy.

Mąż pomagał w kuchni?
W pracach przygotowawczych i pomocniczych. Z powodu braku czasu gotuje bardzo rzadko, ale ma na swoim koncie poważne osiągnięcie, któremu ja nie sprostałam: ugotował zupę rakową, a to wyższa szkoła jazdy.

Dało się ją zjeść?
Była pyszna. Tylko jej przygotowanie jest ogromnie pracochłonne i wymaga pomocy wielu podkuchennych.

Jakiś czas temu jeden z posłów proponował, by wynagradzać panie ciężko pracujące w domu. Zgadza się pani z tą opinią?
Ja nigdy nie traktowałam wychowywania dzieci jak zawodu, ale oczywiście zgadzam się, że prowadzenie domu to ciężka i nie zawsze doceniana praca, o czym wiele pań wie dobrze. Małżeństwo, które decyduje się na wychowanie kilkorga dzieci, wspólnie podejmuje decyzje o podziale ról i obowiązków. Tak było w naszym przypadku. Nie ulega wątpliwości, że w rodzinach wielodzietnych kobiety mają mniejsze możliwości realizowania ambicji zawodowych. Wiele takich rodzin wymaga finansowego wsparcia ze strony państwa. Ale zapewne łatwiej postulować płacenie za pracę w domu niż znaleźć na to pieniądze w budżecie naszego państwa, które wciąż jest przecież krajem na dorobku.
Przez lata - najpierw działalności opozycyjnej, a potem już jako żona aktywnego, robiącego karierę polityka - mogła pani obserwować narodziny polskiej demokracji. Jakie, pani zdaniem, popełniliśmy największe błędy?
Jestem urodzoną optymistką i mówiąc szczerze, staram się nie myśleć o błędach, zaniechaniach, ale o naszych sukcesach. A tych było przecież w ciągu ostatnich lat tak wiele. Gdy patrzę w przeszłość i wspominam internowanie męża, jego opozycyjną działalność, moje obawy o jego los, to kładąc na szali wszystkie za i przeciw, myślę, że warto było to wszystko robić i znieść, bo naprawdę możemy być z polskich osiągnięć dumni. Zbyt często mówimy o tym, co złe, a za mało - patrząc w przeszłość - doceniamy osiągnięcia. Warto przypomnieć te wszystkie puste półki, kartki na żywność, kolejki. To minęło bezpowrotnie.

Zdążyła pani poznać brutalne oblicze polityki. Co panią najbardziej przeraża?
Łatwość ferowania wyroków, krzywdzących ocen, które nie są oparte na faktach, ale na osobistej niechęci, czasem nienawiści.

Kampania wyborcza wchodzi w decydującą fazę. Zaczyna się robić gorąco. Jak reaguje pani na złośliwości i różne krytyczne opinie na temat męża? Czy podoba się pani polityka w polskim wydaniu?
Najpierw oceniam, czy w tych atakach, często złośliwościach, jest coś racjonalnego, a gdy nie ma, to się nimi w ogóle nie przejmuję. Po co sobie psuć humor. Dystans i grubość skóry mogą się w takich sytuacjach przydać, a ja nie jestem osobą słabą psychicznie.

Czy uważa pani, że trzeba ułatwić kobietom start w polityce poprzez zarezerwowanie dla nich odpowiedniej liczby miejsc na listach wyborczych?
Mówiąc szczerze, nie znam ani jednej pani, która chciała zrobić karierę, a tego nie zrobiła. Trzeba zastanowić się, czy wprowadzamy parytety dla parytetów, czy po to, żeby był dobry Sejm. Mogę wyobrazić sobie parlament składający się z samych kobiet albo z samych mężczyzn. Czy to gwarancja, że ustawy będą lepsze? To nie płeć decyduje o kompetencjach polityków.

Jest pani szczęśliwą mamą, ale dla wielu par jedyną szansą na spełnienie marzeń o macierzyństwie jest in vitro. Co pani sądzi o tej metodzie?

Wiem, ile szczęścia daje rodzicielstwo i rozumiem staranie par, dla których in vitro jest jedyną szansą na upragnione potomstwo.

Sprawa in vitro budzi ogromne emocje. Padły nawet pomysły, by zwolennicy in vitro nie mogli przystępować do komunii świętej. Jak pani ocenia stanowisko Kościoła w tej sprawie?
Każdy ma swoje sumienie i każdy w nim powinien rozważyć tę kwestię. Dla mnie ważny jest głos arcybiskupa Kowalczyka, który lada moment zostanie prymasem Polski, gdy mówił o wzajemnym poszanowaniu, autonomii Kościoła i państwa oraz o tym, że katolicy nie muszą korzystać z ustaw, które stawiają ich w konflikcie sumienia.

Czy mąż radzi się pani w sprawach związanych z kampanią?
Naturalnie, ten temat również funkcjonuje w naszych rozmowach.

A czy pani przyjmuje jakieś jego rady, czy działa po swojemu?
Jesteśmy partnerskim małżeństwem i ta zasada działa w obie strony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!