Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nadzieja na uznanie naszej śląskiej mowy

Michał Smolorz
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z zamysłami, jeszcze tej jesieni śląsko godka może zyskać status języka regionalnego. Trzeba na tę iskierkę dmuchać i dbać, aby nie zgasła. Przeżywamy właśnie niepowtarzalne śląskie pięć minut

Niespodziewanie kwestia prawnego uznania śląskiego języka regionalnego uległa przyspieszeniu. Jeszcze miesiąc temu oficjalne stanowisko Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji nie zostawiało złudzeń: rząd jest przeciwny tej idei i nie widzi powodów, aby zmieniać ustawę i wpisywać do niej śląską godkę.

Pierwsze nadzieje
Tymczasem już w miniony czwartek odbyło się w Warszawie ważne posiedzenie Sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych z udziałem śląskich ekspertów i organizacji regionalnych. Powiedziano jasno: jest polityczna wola - i partii rządzącej i śląskich posłów opozycyjnych - aby te zmiany przeprowadzić.

Jeszcze w maju nic nie zapowiadało przełomu, a nad zabiegami Ślązaków wisiała mgiełka beznadziei. Od pierwszego, pamiętnego posiedzenia Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych z 3 grudnia 2008 roku, minęło półtora roku, a sprawa nie posuwała się do przodu. To na tamtym posiedzeniu śląscy regionaliści przedstawili posłom swoje dezyderaty, a także zobowiązanie do opracowania kodyfikacji języka oraz badań naukowych, które uzasadniałyby ten wniosek.

Przypomnijmy, że "ustawa z dnia 6 stycznia 2005 roku o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym" została wprowadzona w życie głównie dlatego, aby zablokować zyskującą popularność ideę śląskiej mniejszości narodowej.

Mówiąc wprost: uchwalono ją głównie po to, aby prawnie stwierdzić, że ani śląskiej narodowości, ani śląskiego języka nie ma. Zgodnie z art. 19 ust. 2 tej ustawy, jedynym prawnie uznanym językiem regionalnym pozostaje do dziś kaszubski.

Prawie zgodnym głosem

Głównymi motorami zmiany ustawy byli posłowie Kazimierz Kutz i Marek Plura. To dzięki ich zabiegom na forum komisji sejmowej po raz pierwszy w historii organizacje regionalne z województw śląskiego i opolskiego przemówiły zgodnym głosem.
Jedynym dyskutantem, który wygłaszał w tej sprawie sprzeciw był Piotr Spyra, członek Zarządu Województwa Śląskiego, animator Ruchu Obywatelskiego Polski Śląsk, dyżurny kontestator wszystkich zabiegów na rzecz regionalnej tożsamości. Spyrę wspierał PiS-owski senator Bronisław Korfanty, na szczęście był to głos odosobniony i na swój sposób egzotyczny.

Niestety, kolejne miesiące zostały przez regionalne organizacje zmarnowane. Prace nad kodyfikacją języka posuwały się wolno; mimo zaangażowania utytułowanych językoznawców nie zostały profesjonalnie zorganizowane, prowadzono je okazjonalnie i głównie w kręgu towarzyskim i długo nie owocowały znaczącą publikacją naukową.

Zanosiło się na kompromitację, więc jeszcze minionej jesieni poseł Plura przebąkiwał o odłożeniu prac na lepsze czasy pod pretekstem "niesprzyjającego klimatu" wokół śląskich spraw, wywołanego wyskokami niektórych działaczy regionalnych (Andrzej Roczniok et consortes). Jedynym widocznym dowodem regionalnej aktywności pozostały prace nad Śląskim ślabikorzem (elementarzem). Polityka ma jednak okresy, w którym zarzucone wcześniej sprawy zyskują nagłe przyspieszenie.

Nie ma tego złego...
3 marca 2010 roku do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji trafił poselski projekt zmiany ustawy, jego promotorem był Marek Plura. Resort zareagował alergicznie, by nie rzec: histerycznie.
W ministerialnym piśmie nagłośnionym przez regionalne media, postulat uznania śląskiego języka regionalnego potraktowano jako bezpodstawny, politycznie szkodliwy i kosztowny, w argumentacji nie zabrakło wyświechtanych kalek propagandowych o śląskim separatyzmi, o niespełnionych ambicjach politycznych.

Ministerialne pismo wywołało wprawdzie emocje na Śląsku, ale paradoksalnie... przyspieszyło prace w Sejmie. Na czwartek, 10 czerwca 2010 roku, zwołano kolejne posiedzenie Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych z udziałem reprezentacji regionalnej i ekspertów. Byłem sceptyczny co do szans powodzenia śląskich postulatów, a to z powodu opieszałości prac nad językiem. Wprawdzie przedstawiciele Towarzystwa Piastowania Śląskiej Mowy Danga przywieźli do Sejmu plik świeżo wydrukowanych Ślabikorzy i rozdali je posłom, obawiałem się jednak, że to za mało.

Siła argumentów
Na szczęście przebieg dyskusji, dobrze zreferowane problemy i zwięźle zestawione argumenty zrobiły duże wrażenie. Wielkie znaczenie miało i to, że tym razem dyżurny "protestant" Piotr Spyra - ani żaden z jego stronników - nie dojechali Sejmu.

Mocnym głosem przemówił poseł Kazimierz Kutz, który w emocjonalnym wystąpieniu nie zostawił na ministerialnej opinii suchej nitki, nie wahał się mówić o haniebnych argumentach, przywoływał historyczne zaszłości w stosunkach polsko-śląskich.

Rzeczowo argumentował też poseł Marek Plura, animator poselskiego projektu.
Prof. Jolanta Tambor z Uniwersytetu Śląskiego, główna "patronka naukowa" tego procesu, przytoczyła argumenty językoznawcze, które wykazały miałkość i niekompetencję ministerialnej opinii. Przy okazji uświadomiła też wszystkim (a wyszło, że nie jest to jasne ani dla urzędników, ani dla posłów), że pojęcie język regionalny nie pochodzi z katalogu naukowego, jest jedynie terminem prawno-politycznym.
Chodzi o to, że jakiś dialekt staje się "językiem regionalnym" nie dlatego, że tak go klasyfikuje nauka, ale wtedy, gdy tak zdecyduje prawodawca. Nie można więc powoływać się na argumenty naukowe lub pseudonaukowe (jak to uczynili urzędnicy ministerialni), tam gdzie o zmianie prawnego statusu języka decyduje przede wszystkim wola polityczna.

I okazało się, że taka właśnie wola polityczna zaistniała. Sprawująca rządy Platforma Obywatelska chce wesprzeć poselski projekt zmiany ustawy (została już w tej sprawie podjęta uchwała gremium partyjnego). Wkrótce sprawa stanie na posiedzeniu klubu parlamentarnego PO. Podczas obrad komisji sejmowej deklarację wsparcia projektu zadeklarowali także... śląscy posłowie PiS-u. Resztę posiedzenia zajęły wystąpienia przedstawicieli organizacji regionalnych i zaproszonych ekspertów.
Nieoczekiwane wsparcie

Reprezentant Dangi zreferował stan prac nad kodyfikacją języka i najbliższe zamierzenia. Jerzy Gorzelik w imieniu Ruchu Autonomii Śląska polemizował z wyświechtanymi argumentami politycznymi ministerstwa, straszącymi Polskę śląskim separatyzmem.

Niżej podpisany zreferował stan badań nad godką w mediach, zwłaszcza w radiu i telewizji, formułując argument o medialnej przydatności regionalnego języka i jego żywotności.

Na sam koniec przyszło wsparcie z jeszcze jednej, zupełnie niespodziewanej strony. Niemal w ostatniej minucie na salę wpadł redaktor naczelny miesięcznika Śląsk Tadeusz Kijonka i wygłosił płomienne przemówienie na rzecz uhonorowania śląskiej mowy.

U wielu obecnych wywołał nieskrywane zdziwienie, bowiem znany był dotąd z polonocentrycznych poglądów na śląskie sprawy oraz z rezerwy wobec poczynań regionalistycznych. Spodziewano się raczej stanowiska zbliżonego do kręgu Piotra Spyry, więc zaskoczenie było miłe. Nie należy jednak zapominać, że Tadeusz Kijonka jest smakoszem i znawcą śląskiej gwary, ba: jest autorem tekstów do popularnych śląskich utworów Katarzyny Gaertner. Jego nawrócenie nie jest zatem szokujące, za to z pewnością pożyteczne.

Nic za darmo
Rozjechaliśmy się z dobrymi nadziejami na rychłe dokończenie całego przedsięwzięcia. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z zamysłami, jeszcze tej jesieni śląsko godka może zyskać status języka regionalnego. Trzeba na tę iskierkę dmuchać i dbać, aby nie zgasła. Przeżywamy właśnie niepowtarzalne śląskie 5 minut, zatem wszystkie organizacje regionalne powinny za punkt honoru postawić sobie wykorzystanie szansy.

Oczywiście nikt nie daje nic za darmo i na piękne oczy. Tej jesieni przypadają wybory samorządowe, więc partie robić będą podobne umizgi do środowisk regionalnych; nie bez powodu jednym głosem brzmią w tej sprawie posłowie z wrogich na co dzień ugrupowań. Ale to bardzo dobra "kiełbasa wyborcza" i trzeba ją bez wahania skonsumować.

Co realnego przyjdzie nam ze zmiany ustawy? Bardzo wiele. Nasamprzód dwujęzyczne nazewnictwo geograficzne i administracyjne. Jeśli przewidziany w ustawie 20 procent ludności w gminie zadeklaruje w spisie powszechnym posługiwanie się tym językiem, urzędy będą musiały go zastosować (tablice miejscowości, nazwy ulic, nazwy urzędów).
Ucz się śląskiego

Podobnie z obsługą obywateli w urzędach - po wejściu w życie zmian, żaden organ administracji publicznej nie będzie mógł odmówić obsługi obywatela po śląsku. Znane i nierzadko obelżywe odzywki "niech się pan nauczy po polsku" po raz pierwszy w historii będą... karalne.

Status języka regionalnego oznacza również wsparcie dla organizacji społecznych, instytucji kultury, oświaty regionalnej, nakłada obowiązki na publiczne media. Krzewienie języka regionalnego przestanie być dobrowolną i na poły podziemną działalnością nielicznych nauczycieli-entuzjastów, stanie się obowiązkiem instytucji oświatowych. Media publiczne nie będą mogły - wedle własnego widzimisię - decydować, czy na przykład przeprowadzić transmisję ze Ślązaka roku. O wsparcie będzie mogło zabiegać piśmiennictwo (książki, czasopisma, portale internetowe) prowadzone w tym języku.

Trzeba od razu uspokoić wszystkich, którzy obawiają się, że grozi nam jakiś przymus stosowania języka śląskiego, że dzieci będą obowiązkowo się go uczyć, że zniknie język polski. To oczywista bzdura - dalej obowiązywać będzie urzędowy język polski i nic się w tej sprawie nie zmieni. Język regionalny jest tylko językiem pomocniczym, który stosować będą wyłącznie ci, którzy sobie tego życzą w zakresie własnej językowej kompetencji.
Lament "prawdziwych patriotów"
Dodatkowe obowiązki przypadną jedynie gminnym urzędnikom, więc zapewne z tej strony można się spodziewać oporu i obstrukcji. Przybędzie im obowiązków i utrudnień, ale ostatecznie po to opłacamy ich wynagrodzenia, aby dostosowywali się do praw przysługujących obywatelom.

Zabiorą też głos "prawdziwi patrioci", którzy grać będą dobrze znane larum o pogwałceniu "odwiecznej polskości prastarych ziem piastowskich" oraz straszyć separatyzmem - i to w jego terrorystycznej odmianie. Jest wreszcie niemały margines ludzi, dla których śląskość jest sama w sobie obmierzła, więc perspektywa spoglądania na co dzień na dwujęzyczne tablice i słuchania ludzi godających w szkole lub urzędzie, prowadzić ich będzie do torsji.

Jednak największym zagrożeniem jest owo nieprzezwyciężalne śląskie nieudacznictwo, owa kutzowska dupowatość. Przed tutejszą społecznością po raz pierwszy w historii stoi realna szansa podniesienia własnego regionalizmu na piedestał, na sposób dawno praktykowany w europejskich demokracjach, które ochronę lokalnych odmienności uznają za wielką wartość. Nie wolno tej szansy zmarnować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nadzieja na uznanie naszej śląskiej mowy - Dziennik Zachodni