Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nakrętki spływają tonami, ale nie ma ich gdzie trzymać

Barbara Kubica
Plac, na którym do tej pory składowano nakrętki wkrótce będzie remontowany
Plac, na którym do tej pory składowano nakrętki wkrótce będzie remontowany
Ochotniczy Hufiec Pracy z Rybnika, który od ponad roku prowadzi zbiórkę i sprzedaż plastikowych nakrętek z butelek po napojach i w ten sposób zbiera pieniądze na leczenie chorego na mukowiscydozę 9-letniego Tymka Bugli z Pszowa, rozważa zakończenie akcji z powodu jej sukcesu.

Nie ma gdzie przechowywać surowca, który dostarczany jest tonami z całej Polski.
- Rybnicka siedziba OHP mieści się w prywatnym budynku. Wynajmujemy kilka pomieszczeń. Do tej pory, dzięki uprzejmości właściciela, mogliśmy składować nakrętki na szkolnym placu, ale wkrótce będzie on remontowany. Kiedy do pracy ruszą ekipy, nie będą mogły tam leżeć kartony i worki z tonami nakrętek. W ostatnich dniach z akcji wycofał się też bank, który nam bardzo pomagał - mówi Magdalena Szrek-Moroń, komendantka OHP w Rybniku. - Jeśli szybko nie znajdzie się jakaś szkoła, przedsiębiorstwo, czy osoba, która udostępni nam skrawek gruntu, byśmy mogli tam zwozić surowiec, to trzeba będzie zakończyć akcję. Tymek zostanie pozbawiony naszej pomocy - dodaje.

O nietypowej akcji, zapoczątkowanej przez Ochotniczy Hufiec Pracy, pisaliśmy na łamach "Polski Dziennika Zachodniego" niejednokrotnie. Po serii naszych artykułów, szał zbierania plastikowych nakrętek ogarnął najpierw Śląsk, a później cały kraj. Obecnie niemal każda śląska szkoła, przedszkola, domy kultury, zbierają nakrętki dla Tymka. Akcja trwa także w urzędach, siedzibach policji i straży miejskich.

- Śmiało możemy powiedzieć, że to największa taka akcja w Polsce. Nakrętki spływają do nas z Krakowa, Bydgoszczy, Łodzi, a nawet z Pomorza. Czasem w jednym transporcie dostajemy kilkaset kilogramów, a czasem mały woreczek. Ludzie przywożą nakrętki w kartonach, workach, czasem w reklamówkach. Nadal możemy te dary porządkować, przesypywać do specjalnych worków, segregować i sprzedawać. Pilnie potrzebujemy jednak niewielkiego miejsca, gdzie moglibyśmy to robić. Wystarczy nam plac o powierzchni pięciu metrów kwadratowych - apeluje o pomoc komendantka hufca.

Rodzina i najbliżsi przyjaciele Tymka liczą, że strumień pomocy dla chłopca nie przestanie płynąć.
- Gdyby ta akcja się skończyła, byłoby nam bardzo ciężko, bo pieniądze, które zasilają konto Tymka, to naprawdę olbrzymia pomoc - mówi Irena Witek-Bugla, mama 9-letniego chłopca.

- Nigdy nie przypuszczałam, że ta akcja się tak rozrośnie. Kiedyś ja pomagałam chorym dzieciom, a teraz syn może liczyć na wsparcie ludzi z całej Polski. Oni pomagają Tymkowi bezinteresownie. To jest wspaniałe - dodaje.

Zebrano już 60 ton

Do tej pory, w ramach akcji, udało się zebrać około 60 ton kolorowych nakrętek. 500 nakrętek waży niecały kilogram. Skup płaci tylko 30 groszy za kg tego surowca, ale ilość robi swoje. Niemal wszystkie zebrane dotąd nakrętki zostały sprzedane. W tej chwili na szkolnym placu zalega jeszcze 1,5 tony surowca, który lada dzień zostanie sprzedany. Pochodzące ze sprzedaży nakrętek pieniądze przez cały czas przeznaczane są na zakup lekarstw i obozy rehabilitacyjne dla chorego Tymka Bugli z Radlina. Do tej pory, dzięki hojności Polaków, udało się zebrać 14 tys. zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nakrętki spływają tonami, ale nie ma ich gdzie trzymać - Dziennik Zachodni