Teraz mają świeżo wyremontowane mieszkanie przy ulicy Małachowskiego. Jest filią sarnowskiego Domu Dziecka. Powstało z połączenia trzech lokali. Dzieci mają nowy dom dzięki miastu, które im użyczyło pomieszczenia. To pierwszy taki rodzinkowy dom w centrum Będzina. I dobre rozwiązanie w sytuacji, kiedy rodzin zastępczych i adopcji wciąż jest zbyt mało, a dzieci po opuszczeniu domu dziecka stają w sytuacji kompletnego braku odnalezienia się w normalnej rzeczywistości.
Ogromna jadalnia z kuchnią i salonem, dwie łazienki, w każdej po dwie kabiny prysznicowe i kilka sypialni. Wszystko lśni czystością. Ściany w wesołych kolorach. Dwunastoletnia Ksenia z dumą pokazuje "zielony" pokój.
- Same go wysprzątałyśmy, powiesiłyśmy firanki, zasłony. Dbamy, aby łóżka były zawsze pościelone. Pokoje były dla nas prawdziwą niespodzianką, cały dom zresztą tak samo. Wszystko nam się podoba - mówi z zapałem. Ale najbardziej są zachwyceni jadalnią. Przytakują jej koledzy i koleżanki. Najmłodszy ma osiem lat. Najstarsza Roksana kończy właśnie gimnazjum.
- Wszystko się zmieniło. W Sarnowie przychodziło się do kuchni, brało talerz i tyle. Tu sami gotujemy - podkreśla z dumą czternastoletni Artur. I jak się okazuje, radzą sobie z tym całkiem nieźle. Oczywiście nie mieszkają tu sami. Dyżury pełni czworo wychowawców.
Dom dziecka od kilku lat próbuje zmniejszyć ilość maluchów. W ubiegłym roku podobną placówkę zorganizowano w Psarach. W będzińskiej dzielnicy Ksawera jest też mieszkanie, które zajmuje starsza młodzież w ramach tzw. usamodzielnienia. To otwarte dzisiaj, w samym centrum Będzina, to pierwsza miejska filia albo po prostu pierwszy miejski rodzinkowy dom.
- To taki ostry trening społeczny. Do tej pory, mieszkając w Sarnowie, w pewnym sensie byli odseparowani od świata, środowiska miejskiego. A oni właśnie z takiego środowiska pochodzą i za kilka lat będą się musieli w nim odnaleźć zupełnie samodzielnie - podkreśla Zenon Piwko, dyrektor Domu Dziecka w Sarnowie.
Mimo że w samym centrum miasta, dzieci zwracają uwagę na... ciszę.
- To uderza najbardziej. Na początku trudno było się do tego przyzwyczaić - przyznają nowi lokatorzy z kamienicy przy ul. Małachowskiego. Ale nie tylko do ciszy. Bo zmienił się cały rytm ich życia.
- Wstajemy rano i wiemy już, kto tego dnia będzie gotował. Wszyscy się w to angażują - podkreśla Artur, który ma już za sobą "pierogowy" debiut. Spotykają się razem przy stole, opowiadają o tym, co zdarzyło się w ciągu dnia.
- Muszą się nauczyć jak to jest w prawdziwej rodzinie. Ale mają też regulamin. Niektórym zdawało się, że będą mieli teraz większe luzy. A tak nie jest. W normalnej rodzinie jest też szlaban na telewizor czy komputer oraz zasady, które trzeba przestrzegać - podkreśla dyrektor.
Tak się to wszystko zaczęło
W 1936 roku sejmik samorządowy w Będzinie zakupił dworek - były majątek szlachecki Błeszyńskich. Cały dworek składał się z małej willi, budynku gospodarczego, stodoły i obory. Dworek przejęły siostry zakonne - służebniczki i urządziły sierociniec. W latach 1936 - 1948 sierociniec był gospodarstwem i ośrodkiem wychowania dzieci. Całością kierowała przełożona. Do sierocińca trafiały dzieci w zasadzie bezdomne. W czasie II wojny światowej sierociniec nie był czynny. W pomieszczeniach okupant urządził stację nadawczo-odbiorczą. Z chwilą ucieczki okupanta siostry wróciły, odbudowały zniszczenia oraz położyły fundamenty pod obecnie istniejące skrzydła gmachu. W 1948 roku został Państwowym Domem Dziecka. W 1993 r. PDDz otrzymał imię św. Dominika Savio. Przebywa tam ok. 50 dzieci.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?