Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podolski pod wierzbą

Jerzy Gorzelik
W ciasnych narodowych szufladkach upychani są i ludzie, i dzieła kultury

Gorączka mundialu osiąga apogeum. Kończą się rozgrywki grupowe i na placu boju pozostaną futbolowi giganci. Tymczasem komentatorzy TVP już osiągnęli stan graniczący z maligną. Jako że reprezentacji Polski nie jest dane czarować na afrykańskich boiskach bajecznymi umiejętnościami, patriotyczne uczucia dziennikarze ulokowali - w występujących w barwach Niemiec - Miroslavie Klose i Lukasie Podolskim.

Z wypowiedzi po popisowym meczu z Australią wynika, że siła Bundesmannschaftu opiera się na polskim zaciągu. Można odnieść wrażenie, że nieobecność drużyny Franciszka Smudy w RPA to wyłącznie efekt użyczenia zachodnim sąsiadom najbardziej utalentowanych piłkarzy. Oczywiście polskich. Słowa "Śląsk", "Ślązak" nie figurują w słowniku sprawozdawców. Refleksja nad fenomenem licznej grupy zawodników reprezentujących w przeszłości i obecnie barwy Niemiec, a urodzonych w dorzeczu górnej Odry, wyraźnie ich przerasta. A dla rzeszy polskich kibiców, którzy Górny Śląsk znają nie lepiej niż Patagonię, piłkarski duet to po prostu zaprzańcy. Przekonałem się o tym, wysłuchując wielu soczystych uwag podczas meczu ostatnich mistrzostw Europy, w którym Podolski zaaplikował Polakom dwa gole. Nasi górnośląscy ziomkowie doznają os-tatnio przykrości także ze strony obecnych współobywateli. I nie chodzi tylko o krytykę po meczu z Serbią, w którym Klose zarobił czerwoną kartkę, a Podolski nie strzelił karnego.

Oto legenda reprezentacji RFN i Bayernu Monachium, Franz Beckenbauer, obruszył się na członków drużyny narodowej, którzy nie wkładają dość uczucia w wyśpiewanie słów niemieckiego hymnu. Rzecz dotyczy nie tylko piłkarzy o egzotycznej - z europejskiego punk-tu widzenia - urodzie, ale również naszego Podolskiego. Ten, czy to z braku wiary w swe wokalne zdolności, czy z innych, jedynie sobie znanych powodów, gdy brzmią dźwięki "Lied der Deutschen", milczy niczym grób. "Einigkeit und Recht und Freiheit" - koledzy z drużyny śpiewają pełną piersią, a Podolski nic. "Blühe, deutsches Vaterland" - uniesienie sięga zenitu, trener Loew ukradkiem ociera łzę, a Podolski zachowuje twarz pokerzysty.

I to bardzo nie podoba się Kaiserowi, jak w Niemczech nazywany jest Beckenbauer, cieszący się statusem świętej krowy. Taki już los Górnoślązaków, od których jedni i drudzy nachalnie domagają się jednoznacznych narodowych deklaracji. Jakby nie wystarczyło to, że cieszą współobywateli swymi niepoślednimi umiejętnościami. Mają jeszcze śpiewać - najlepiej dwa razy głośniej od pozostałych.
Musisz być Polakiem albo Niemcem - to alternatywa, przed którą postawiono nie tylko Klose czy Podolskiego, a wcześniej wielkiego Ernesta Wilimowskiego.
W ciasnych narodowych szufladkach upychane są także dzieła kultury. Zdawałoby się niewinny temat ochrony przemysłowego dziedzictwa, wielokrotnie podnoszony przez Ruch Autonomii Śląska, wzburzył krew w jednym z czytelników. Efektem była nadesłana do "Polski Dziennika Zachodniego" epistoła. Autor zdemaskował w niej me nieczyste intencje. Nie od dziś wiadomo wszak, że Gorzelik wielbi wszystko co pruskie i niemieckie. Inicjatywa powołania Funduszu Ochrony Zabytków Przemysłowych to nic innego jak bezczelna próba "utrwalania za polskie pieniądze niemieckich reliktów na Śląsku".

Dziś tak osobliwe poglądy skwitować można jako oryginalny przejaw wolności słowa i przekonań. Jednak jeszcze niedawno nacjonalisty-czna obsesja przypisywania narodowości budynkom, wierszom czy muzycznym taktom niosła ze sobą fatalne skutki. Doświadczamy ich, patrząc na puste miejsca po świerklanieckim "Małym Wersalu" księcia Guido Henckla von Donnersmarcka, wyburzonym w 1962 r., czy górnośląskich synagogach, strawionych przez płomienie ćwierć wieku wcześniej.

Dziś także likwidacja "niemieckich reliktów" trwa w najlepsze, choć bez dawnych ideologicznych motywacji. I tak znikają nie tylko kopalniane szyby, ale również kolejne tramwajowe linie, pamiętające jeszcze cesarza Wilhelma. Autor wspomnianego listu może czuć się zatem usatysfakcjonowany. Zamiast korzystać z elementów infrastruktury odziedziczonych po butnych Prusakach - co każdego szczerego patriotę winno przejmować obrzydzeniem nie mniejszym niż widok Podolskiego w koszulce reprezentacji Niemiec - już niedługo pomknie w dal nowiutkimi autostradami.

Wprawdzie, wbrew rządowym obietnicom, płatnymi także wewnątrz śląsko-dąbrowskiej aglomeracji, ale za to prawdziwie polskimi - niczym mazowieckie wierzby, muzyka Chopina i obrazy Matejki. Albo bociany pod niebem odwiecznie polskich Prus Wschodnich - o, pardon - Warmii i Mazur.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Podolski pod wierzbą - Dziennik Zachodni