Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koledzy dla żartu podpalili człowieka

Łukasz Klimaniec (Współpraca: Krzysztof P. Bąk)
podpis podpis podpis
podpis podpis podpis autor
Dwóch mężczyzn w Ligocie koło Bielska-Białej w nocy z niedzieli na poniedziałek dla zabawy podpaliło zapalniczkami swojego śpiącego na moście kolegę.

19-letni Przemysław B. i 18-letni Sławomir D. przyglądali się, jak płonie jego ubranie. Gdy ogień się rozprzestrzenił, uciekli w obawie, że zostaną przez swoją ofiarę rozpoznani.

Płonącego jak pochodnia Dariusza B. zauważyli przypadkowi ludzie odwożący do domu znajomego.
- Wzywali pomoc i krzyczeli: gdzie jest ta karetka! - mówi Jadwiga Danel, mieszkająca najbliżej mostu, na którym płonął Dariusz B.

- Wpadli do mnie w nocy, krzyczeli w szoku, że pali się człowiek, porwali dwa garnki i polecieli go gasić - opowiada jej sąsiadka, Bronisława Światłoch.

Pewnie tylko dzięki ich interwencji Dariusz nie spłonął żywcem. Walczy o życie w szpitalu w Siemianowicach Śląskich. Jego stan lekarze określają jako ciężki, ale stabilny.
Sprawcy podpalenia 19-latka zostali szybko złapani. W chwili zatrzymania przez policję byli nietrzeźwi. Mieli we krwi 1 i 1,5 promila alkoholu.

Prokuratura Rejonowa w Pszczynie już ich przesłuchała. - Wszczęliśmy śledztwo w sprawie usiłowania zabójstwa - powiedziała nam wczoraj prokurator. Podpalaczom grozi nawet dożywocie.
Z zeznań zatrzymanych wyłania się wstrząsający obraz. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, tuż po podpaleniu kolegi, wrócili na festyn, na którym wcześniej się bawili. Tam też swoim wyczynem pochwalili się znajomym.

Według naszych informacji, tego typu makabryczne kawały w ich wykonaniu, były swego rodzaju tradycją. Ich ofiarą był ten, kto pierwszy upił się do nieprzytomności. Pijanemu delikwentowi malowano flamastrem twarz i ręce albo... podpalano włosy przy użyciu zapalniczki i dezodorantu!

Szokujące, bulwersujące i makabryczne - tak w Ligocie koło Bielska-Białej komentowane jest podpalenie 19-letniego Dariusza B. przez jego dwóch kolegów.
- Szkoda synka. Nikomu przecież nie wadził. Jak można było mu zrobić coś takiego - kręci głową Adam Gałka, sąsiad poparzonego chłopaka.

W nocy z soboty na niedzielę 19-letni Przemysław B. i 18-letni Sławomir D. zabawili się kosztem swojego kolegi robiąc z niego żywą pochodnię. Sprawcy jechali samochodem, gdy na moście na ul. Koło zobaczyli leżącego na chodniku Dariusza B. Zatrzymali się i próbowali go obudzić. Starszy z nich przesunął jego nogi z ulicy na chodnik, bo nadjeżdżał inny samochód. Nastolatkowie przepuścili pojazd, a gdy wrócili do śpiącego kolegi, postanowili... podpalić mu ubranie.

Podczas wczorajszego przesłuchania nie potrafili jednoznacznie wskazać, czyj to był pomysł. Przemysław B. swoją zapalniczką podpalał bluzę od strony ściągacza, a Sławomir D. w tym czasie przyłożył zapalniczkę do kaptura. Ogień szybko zgasł, ale sprawcy spróbowali powtórnie. Z naszych informacji wynika, że gdy ubranie Dariusza B. zaczynało się palić, jego koledzy stali nad nim i przyglądali się mu paląc papierosy. Gdy płomienie sięgnęły 10 centymetrów postanowili odejść. Wtedy Dariusz B. obudził się i próbował zagasić płonące ubranie. Na ten widok sprawcy uciekli bojąc się, że zostaną rozpoznani.

Jadwiga Danel, mieszkająca najbliżej mostu przyznaje, że feralnej nocy słyszała dobiegające rozmowy i przekleństwa.
- Nie zwracałam na to uwagi, bo ten most to miejsce schadzek młodych i często ktoś tam hałasuje - mówi. Dopiero, rozpaczliwy krzyk: "Jakub, Jakub, gdzie ta cholerna karetka?" dał jej do zrozumienia, że musiał wydarzyć się jakiś wypadek. Krótko potem przyjechała karetka pogotowia, a po niej policja.

Według mieszkańców płonącemu Dariuszowi B. najpierw pomogli mężczyźni, którzy odwozili znajomego z imprezy. Wyjeżdżając z zakrętu zobaczyli żywą pochodnię miotającą się na moście. Najpierw zaczęli gasić go gaśnicą, a później wodą czerpaną z rzeki. Dlatego na asfalcie pozostał biały ślad po pianie i porozrzucane strzępki ubrania Dariusza B.

Karetka zabrała poparzonego 19-latka do szpitala, a sprawcy tymczasem w najlepsze bawili się na festynie w centrum Ligoty, gdzie chwalili się swoim wyczynem przed znajomymi.

Policjanci ustalili, że makabryczne żarty w ich wykonaniu zdarzały się wcześniej. Celem dowcipów był zawsze ten, kto pierwszy w ich towarzystwie upijał się do nieprzytomności. Poparzony w sobotę Dariusz B. miał już podczas libacji przypalane włosy.

Stanisław Słowik, sołtys Ligoty przyznaje, że sprawa jest bulwersująca. I prosi, by wypadku nie wiązać z festynem, jaki w tym czasie był organizowany.
- Wypadek miał miejsce na granicy z Czechowicami. Sprawcy podpalenia nie wracali z festynu, ale z baru położonego w innej dzielnicy - podkreśla sołtys.

Sąsiedzi Dariusza B. podkreślają, że chłopak nikomu nie przeszkadzał. Mieszkał z ojcem w niedawno wybudowanym domu. Ci, którzy go podpalili, byli jego kolegami od kieliszka.

O sprawcach mieszkańcy Ligoty nie chcą mówić. Są zszokowani tym, że nastolatkowie byli zdolni do takiego czynu. Sołtys Ligoty zwraca jednak uwagę, że młodszy z podpalaczy był dwukrotnie wyrzucany z czechowickich szkół.

Wczoraj Przemysław B. i Sławomir D. trafili na trzy miesiące do aresztu. Od śledczych usłyszeli zarzut usiłowania zabójstwa.

Stan poparzonego jest ciężki ale - jak zapewniają lekarze z Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich - stabilny. Chory jest przytomny, komunikuje się z lekarzami, samodzielnie oddycha.

Udało nam się dowiedzieć, że 19-letni Dariusz ma poparzone ok. 70 proc. powierzchni ciała - twarz oraz górną część klatki piersiowej i tułowia. Obrażenia są poważne. Specjaliści z Siemianowickiej "oparzeniówki" zakwalifikowali je do drugiego i trzeciego stopnia.

Przy leczeniu podpalonego przez znajomych chłopaka medycy wykorzystują nowoczesne metody. Wczoraj 19-latek pierwszy raz trafił do komory hiperbarycznej. Trzygodzinny seans zostanie powtórzony dzisiaj.

Niebezpieczne zabawy nastolatków
Na początku lipca w Bolesławcu na Dolnym Śląski 16-latek wraz ze swoim 13-letnim bratem na przystanku autobusowym znaleźli pudełko z nabojami do wstrzeliwania kołków w ścianę. Chcieli je rozbić, więc wsadzili naboje w imadło i zaczęli uderzać narzędziami. Pocisk wybuchł i ranił starszego z braci w brzuch.

W ubiegłą środę w bardzo ciężkim stanie do szpitala trafiła 13-letnia bytomianka. Wraz z kolegami bawiła się w zdewastowanej hali dawnej mleczarni. Dzieci wspinały się po grubym elektrycznym kablu zwisającym z sufitu. Dziewczynka ześlizgnęła się i spadła z wysokości 10 metrów.

W Rosji w czasie zabawy w "reanimator" zginął 13-latek. Chłopak został uduszony przez swoich kolegów. Ta przerażająca zabawa cieszyła się sporą popularnością wśród nastolatków z miasta Wiaziemskij. Wybrana osoba jest duszona do czasy aż straci przytomność. Potem dusiciele ją reanimują. Ten sposób służył młodym Rosjanom do selekcjonowania członków swoich grup, paczek i rozmaitych organizacji. 13-letni Anton nie chciał się na to zgodzić. Został zmuszony do udziału w pokazowej "ceremonii". Jego ciało znaleziono na werandzie domu. Miał ślady sznura na szyi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!