Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lud górnośląski

Krzysztof Karwat
Spory ideowo-polityczne wokół dialektu śląskiego, których kolejne etapy ciągle przed nami, nie unieważniają faktów i kontekstów historycznych. Bój o uznanie mowy etnicznych Górnoślązaków za tzw. język regionalny (a to jest pojęcie prawne, nie naukowe) przypomina, że kontrowersje ciągną się - dosłownie - od wieków. W ich tle zawsze rodziło się pytanie, kto jest, a kto nie jest Górnoślązakiem.

W różnych okresach naszych dziejów padały różne odpowiedzi. Nie zawsze były nobilitujące. Elity pruskie, już po oderwaniu większej części regionu od Austrii, wcale nie kwapiły się do przejmowania całej górnośląskiej schedy. Wykształcone w Berlinie czy Wrocławiu, odnosiły się do cywilizacyjnych osiągnięć tych właśnie miast.

Dobry Ślązak to Dolnoślązak

Górny Śląsk jeszcze przez długie dziesięciolecia traktowany był nieledwie z pogardą jako głęboka prowincja zamieszkiwana przez ludzi - pisano w latach 80. XVIII wieku - "którzy w niczym jak tylko poprzez swoją postać nie odróżniają się od zwierząt", zaś "ich język jest chaotyczną mieszaniną języka polskiego i niemieckiego, bardzo ograniczoną wedle ciasnej zawartości jej pojęć". Bo - dowodzono bezlitośnie -"polska nacja stoi jeszcze na bardzo niskim stopniu kultury", a "ich religia polega na pielgrzymkach, czci oddawanej świętym i proboszczach".

Słyszymy w tych słowach echa dawnych wojen o podłożu religijnym. Tak, Śląsk mógł być źródłem dumy. Ale Dolny, nie Górny. Wykształcony Ślązak (Dolnoślązak) był przecież protestantem. Nic więc dziwnego, że w owym czasie wielu Niemcom nawet do głowy nie przychodziło, by nazywać się Górnoślązakami. I nie byli zainteresowani głębszą penetracją tych terenów, zwłaszcza za linią Odry. To były te najważniejsze okoliczności, które sprawiły, że utrzymały się tu przez tyle stuleci różne formy języków i dialektów słowiańskich. W dobie oświecenia tak skrajne poglądy, jak te wyżej przytoczone, dość często musiały się pojawiać, skoro spotykały się z zaciętym odporem niektórych pisarzy i intelektualistów dolnośląskich. Johann Gottlieb Schummel, pisarz i pedagog urodzony koło Jeleniej Góry, nawet specjalnie wybrał się na Górny Śląsk, by dowieść, że sądy o jego mieszkańcach są nieuprawnione i niesprawiedliwe.

W eseju z podróży, którą odbył latem 1791 roku, przypomniał, że pojęcia Górnoślązacy i Górny Śląsk "niosą ze sobą nieokreśloność"; wytknął pisarzom niemieckim, że mają "na myśli jedynie polski Śląsk" i "niższe warstwy narodu, a zwłaszcza ludność wiejską". "Kochani niemieccy ziomkowie - notował z pasją Schummel - przyznajcie szczerze, iż waszymi polskimi braćmi ze względu na ich język jeśli nie gardzicie, to jednak oceniacie ich znacznie niżej, niż gdyby byli Niemcami!".

A przecież - dowodził - "śląski Wasserdeutsch jest jeszcze gorszy od śląskiego Wasserpolnisch". "Możecie być (...) całkowicie przekonani, że polski Ślązak może równie dobrze rozwinąć swój rozum i rozsądek w języku polskim, jak my w języku niemieckim. Gdy dwóch ze sobą rozmawia po polsku (polnischen, jak my to mówimy), wówczas mówią być może takie piękne i mądre rzeczy, jakie również my jesteśmy w stanie wyrazić". Skąd to przekonanie? Bo "język polski pod względem konstrukcji bliższy jest łacinie niż niemiecki" - przekonywał Schum-mel, kierując się "sądem wiarygodnych i uczonych mężów, którzy te dwa języki rozumieją".

Bez ludzkich twarzy?

Ta polemika brzmi poważnie, choć na niektóre argumenty - po z górą 200 latach - jedyną reakcją musi być uśmiech pobłażania. Ale wtedy nie o żarty chodziło, lecz o przeciwstawienie się opinii, że Górnoślązacy nie dość, że posługują się dziwacznym żargonem, to jeszcze na dodatek nie mają "jakoby ludzkich twarzy". Krótko mówiąc - są wyjątkowo szpetni i powinni mieszać się z "krwią dolnośląską", by nabrać nie tylko kultury, ale i urody.

Oświeceniowy pisarz gorąco zaprzeczał, twierdząc, że "w powiecie bytomskim, zarówno pośród pospolitego ludu, a także przede wszystkim spośród dziewcząt z miast Bytom i Tarnowskie Góry zobaczyć można naprawdę piękne postacie o zdrowych i pięknych ciałach". "I jak tu można - pytał gniewnie Schummel - z jakichś powodów określać Górny Śląsk jako kraj brzydoty, skoro rozmaici pisarze kobietom Sarmatów, których potomkami są Górnoślązacy, przyznają wysoką rangę urody bezpośrednio tuż po Czerkieskach, najpiękniejszych na całej ziemi!".

Blask silnego życia

Górnoślązacy jak Sarmaci? Górnoślązaczki jak Czerkieski? Niechby i tak było. Dalibóg, tylko czy my wiemy, jak taka Czerkieska wyglądała? Ich wojowniczych mężów znamy lepiej, choćby z paru obrazów Kossaka. Zaglądnijmy więc do XIX-wiecznej relacji, utrwalonej przez jednego z polskich podróżników i etnografów: "Powolny krok Czerkieski, wzrok jej niepewny, jeszcze bardziej wtedy razi przechodnia. Lecz u siebie w domu wcale ona jest inną. Jej czarne, piękne oczy ozdobione wydatnemi brwiami i długiemi rzęsami, grają blaskiem silnego życia. Umysł jej jest dowcipny w obejściu, niezmiernie płodny w wyobraźnię; szuka ona rozkoszy w gwałtownej miłości swego imaginacyjnego wielbiciela i szuka jego sławy bojowej na polu walki. A jeśli ona jeszcze pełnego jest ciała, jakaż ona szczęśliwa! Marzy, że ją wszyscy plemiennicy uważają za piękną, i że przyszły mąż zazdrosny o nią cały wiek będzie. Szczupłych kobiet Czerkiesi nie lubią".

Znam Ślązaków, którzy też twierdzą, że "baba bez brzucha, to jak dzban bez ucha". A jednak - jak się wydaje - w obronie Górnego Śląska i jego mieszkańców Johann Gottlieb Schummel jakby ciut za daleko pojechał...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!