Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk dla polityków odległy jak Bawaria

rozmawia Agata Pustułka
marzena bugała
Z dr. Marcinem Gackiem, socjologiem polityki z Uniwersytetu Śląskiego, rozmawia Agata Pustułka

W województwie śląskim odnotowano niższą frekwencję w II turze wyborów prezydenckich od średniej krajowej. Czy w ten sposób wyborcy przekazali politykom jakiś sygnał?

Politycy - nazwijmy to - warszawscy o naszym regionie przypominają sobie zwykle w czasie kampanii wyborczych. Tak było i tym razem. Mieszkańcy województwa śląskiego mając okazję do wysłuchania tylu obietnic wyborczych, teraz zagłosowali nogami i pokazali, jak te obietnice oceniają.

Na Śląsku jednak mimo wszystko mniejsza jest świadomość, że wybierając politycznie, zwykle wybieramy mniejsze zło. Po prostu bardziej idealistycznie podchodzimy do polityki, choć i tak zdecydowana większość wyborców postawiła na Bronisława Komorowskiego, tak naprawdę oddając głos przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Jak - z punktu widzenia rozkładu głosów elektoratu lewicowego - ocenia pan skutki spotkania Bronisława Komorowskiego z mężem tragicznie zmarłej posłanki Barbary Blidy. Czy miało ono decydujący wpływ na decyzje wyborców?

To spotkanie z rodziną zmarłej posłanki było przede wszystkim przypomnieniem wyborcom w całej Polsce czym była IV RP i uświadomienie im, że powinno się głosować na kandydata, który do powtórki takiej sytuacji już nie dopuści. Od początku i tak byłem przekonany, że lewicowy elektorat poprze Bronisława Komorowskiego - niezależnie od tego, co powie, co zrobi i z kim się spotka. Po prostu dla nich zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego było niedopuszczalne. Tych 20 procent wyborców Grzegorza Napieralskiego, którzy zagłosowali na Kaczyńskiego, wyżej ceni sobie zabezpieczenia socjalne od kwestii aksjologicznych. Dla 80 procent tego elektoratu lider PiS-u kompletnie nie przystaje do wyznawanych wartości.
W bastionach lewicy: Sosnowcu i Dąbrowie Górniczej Kaczyński został znokautowany przez wyborców. Czy to oznacza, że skompromitował się wypowiedziami na temat Edwarda Gierka w przedostatnim dniu kampanii, gdy chwalił jego ambicje dotyczące uczynienia z Polski 10. potęgi gospodarczej świata?

Z pewnością wypowiedział te słowa, by zdyskontować poparcie, jakiego - co nie było tajemnicą - miał udzielić Komorowskiemu syn byłego pierwszego sekretarza, obecny europoseł Adam Gierek. W szerszej perspektywie Jarosław Kaczyński za wszelką cenę dążył do przejęcia wyborców lewicy, co czynił za podszeptami pewnych osób, z pierwszych stron gazet, które twierdziły, że elektorat lewicowy podzieli się na pół i po równo poprze obu kandydatów. Były to błędne analizy, bo elektorat lewicy nie tylko nie zgadza się z oceną PRL-u, jaką do czasu kampanii promował Kaczyński, ale i wizją Polski Jarosława Kaczyńskiego, która jest złączeniem wartości kościelnych z państwem. Komorowski dawał tym wyborcom gwarancję państwa bardziej tolerancyjnego.

Jarosław Kaczyński w czasie kampanii był w stanie powiedzieć wszystko. Nawet to, że Śląsk powinien iść drogą Bawarii. Czy nie odnosi pan wrażenia, że politycy z centrali mają o Śląsku marną wiedzę?

Bronisław Komorowski nie miał sposobu na Śląsk. Mówił to, co przygotowali mu współpracownicy ze sztabu wyborczego. Z drugiej strony - jakimś nieszczęśliwym dla nas i całkowicie mylnym uproszczeniem jest to, że z perspektywy Warszawy nasz region jest rzeczywiście oceniany jak Bawaria, co stało się motywem przewodnim śląskiej kampanii Kaczyńskiego.

Co smutne - z perspektywy Warszawy Śląsk, niestety, jest też tak samo odległy jak Bawaria.
Co mamy robić, by to zmienić?

Więcej wymagajmy od posłów i senatorów z naszego regionu, bo to ich zadanie przybliżać nasze problemy i zabiegać o ich rozwiązanie. To oni muszą znaleźć ten złoty środek, by pogodzić reprezentowanie regionu ze służbą całej Polsce, co jest zapisane w Konstytucji RP. Niestety, nasi reprezentanci są tak słabi, że Śląsk do opinii publicznej nie przebija się z okazji ich inicjatyw, ale wtedy, gdy płoną opony pod Sejmem albo jakimś ministerstwem. Mamy wizerunek regionu zniszczonego, zdewastowanego, ale roszczeniowego i przekonującego brutalną siłą.

Prof. Marek Szczepański mówi tak: im większy spokój na Śląsku, tym większy komfort rządzenia w Warszawie. Jakie pan wyciąga pan z tego wnioski?

Zgadzam się z tym zdaniem w stu procentach. Dlatego tak ważne jest, by śląscy politycy byli w stanie zabiegać o interesy naszego regionu. Póki co jednak rozpływają się w tej Warszawie. Egzaminem ich wartości będzie ustawa metropolitalna, której przeforsowanie powinno być efektem ponadpartyjnych działań.

W jakim stopniu wyniki wyborów prezydenckich mogą przełożyć się na wyniki wyborów samorządowych?

To dwa różne porządki, które inaczej się definiują. PO może potraktować jako probierz wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich, gdy na Komorowskiego głosował ten najbardziej lojalny elektorat. Druga tura to już elektorat, który głosował na Komorowskiego, bo nie miał wyjścia. Głosował emocjonalnie. To nie są głosy, które muszą przenieść się na PO. Premier Donald Tusk wie, że największą trudnością będzie utrzymanie poparcia nie tyle do wyborów samorządowych, co do wyborów decydujących o uzyskaniu rzeczywistej władzy, a więc parlamentarnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Śląsk dla polityków odległy jak Bawaria - Dziennik Zachodni