Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzelik o polskich i niemieckich mitach narodowych

Jerzy Gorzelik
Niemieckie i polskie grunwaldzkie mity opierają się na przeświadczeniu o narodowym wymiarze konfrontacji wojsk Jagiełły z Zakonem - całkowicie błędnym nie tylko z uwagi na brak w XV wieku poczucia narodowego w dzisiejszym rozumieniu - pisze Jerzy Gorzelik.

Rok 2010 szczególnie obrodził okrągłymi rocznicami. Władze państwowe i samorządowe o jednych gorliwie pamiętały, o innych starały się zapomnieć. Najlepsze jednak jeszcze przed nami - w gorących letnich miesiącach wypadają okrągłe jubileusze bitwy pod Grunwaldem i tzw. cudu nad Wisłą. To wymarzona okazja do spojrzenia na świat historycznych mitów, które nie stanowią bynajmniej wyłącznie polskiej specjalności. Spodziewać się możemy wielu wzniosłych słów i wysokiej temperatury patriotycznych uczuć, karmiących się obrazem historii odległym od realiów niczym baśnie tysiąca i jednej nocy.

Politycy i zastępy urzędowych dziejopisów zagrają na bębenku narodowej megalomanii, przekonując Polaków o szczególnej dziejowej roli, jaką wyznaczył im Stwórca. Przy okazji utrwalając negatywne stereotypy na temat sąsiadów - podstępnych i zawsze gotowych do zadania Rzeczpospolitej zdradzieckiego ciosu. Skorzystają miłośnicy historycznych rekonstrukcji i członkowie bractw rycerskich, którym szykuje się po prostu przednia zabawa.

Niech żyje Grunwald
Motyw Grunwaldu od dawna jest w Polsce jednym ze sprawdzonych kompresów na narodowe kompleksy. Zwycięstwo Jagiełły przywoływane było, ilekroć odżywały polsko-niemieckie spory - nawet przy okazji meczów piłkarskich. Miało świadczyć o odwieczności narodowego konfliktu i osłodzić gorycz późniejszych porażek. Grunwaldzki mit doczekał się ambitnej artystycznej oprawy. Czarna legenda Krzyżaków, uosabiających niemiecką brutalność i zaborczość, żyła dzięki malarskim dziełom Jana Matejki czy Wojciecha Kossaka oraz literackim utworom Sienkiewicza i Kraszewskiego.

Poskromienie germańskiego agresora upamiętnione zostało w sposób szczególny w pięćsetną rocznicę bitwy. W 1910 r. w Krakowie odsłonięto Pomnik Grunwaldzki ufundowany przez samego Paderewskiego. Podczas uroczystości wykonano po raz pierwszy Rotę, której słowa o krzyżackiej zawierusze i germanieniu dzieci, do dziś utrwalają stereotypowe postrzeganie Zakonu i przekonanie o pradawnych korzeniach polsko-niemieckiej wrogości.
Z równym zapałem wątek grunwaldzki eksploatowano w II Rzeczpospolitej, w czym celowała Narodowa Demokracja. Organizowane wówczas tygodnie przeciwniemieckie reklamowano pod hasłem Powtórzmy Grunwald! Owe propagandowe wzorce bez najmniejszych oporów przyswoili sobie następnie komuniści.

Zdobycie Berlina w 1945 r. obwołano nowym Grunwaldem - powtórnym zwycięstwem zjednoczonej Słowiańszczyzny nad napierającym krzyżactwem. Jeszcze z wydanego w stanie wojennym plakatu straszył kanclerz RFN w zakonnym płaszczu z czarnym krzyżem i prezydent Ronald Reagan z rewolwerem w dłoni, uczestnicy - jak głosił napis - Krucjaty przeciwko Polsce.

Dziady grunwaldzkie
Nie przez przypadek nazwę Grunwald przyjęło, powołane do życia w 1980 r. pod auspicjami partyjnego betonu, Zjednoczenie Patriotyczne. Skupiało oryginałów, którzy komunizm godzili z radykalnym nacjonalizmem, z zapałem demaskując antypolskie knowania Niemców i światowego żydostwa.
Wśród członków owego osobliwego towarzystwa znaleźli się pospolici aparatczycy z PZPR obok profesorów, polityków przedwojennych partii, a także bohatera bitwy o Anglię, lotnika Stanisława Skalskiego. W ostatnich latach część byłych aktywistów Grunwaldu zasiliła szeregi Samoobrony. Niektórzy kontynuują błyskotliwą działalność publicystyczną, korzystając z łaskawości Radia Maryja i Naszego Dziennika.

Monopolu na wykorzystanie grunwaldzkiego mitu nie mają jednak środowiska skrajne. Upodobanie znajdują w nim również niektórzy hierarchowie polskiego Kościoła. Biskup polowy, ks. Tadeusz Płoski - jedna z ofiar smoleńskiej katastrofy - w przygotowanej tuż przed śmiercią homilii pisał: Sześćsetna rocznica wiekopomnego zwycięstwa pod Grunwaldem 15 lipca 1410 roku to wyjątkowa okazja do refleksji nad dziejami w ogóle, a nad chwałą oręża polskiego w szczególności.

Jak podkreślił, od 600 lat Wojsko Polskie odwołuje się do tradycji grunwaldzkich. Do tych najważniejszych należą dwa obnażone miecze jako wyraz agresji i krzyżackiej pychy; miecze, które Niemcy cisnęli pod nogi polskiego króla.
W manipulowaniu historią Zakonu, Niemcy długo dotrzymywali kroku Polakom. Do momentu, kiedy po ostatniej wojnie nogę podłożyli im alianci, wymuszając bolesną rewizję spojrzenia na rodzime dzieje. Wcześniej obowiązywał obraz Krzyżaka jako forpoczty niemieckiej kultury, rozświetlającej swym blaskiem mroki wschodniego barbarzyństwa. Wizerunek zakonnego rycerza zdobił materiały propagandowe Hakaty, a cesarz Wilhelm II nieprzypadkowo wybrał Malbork na miejsce przemówienia, w którym w 1902 r. wzywał do świętej wojny z polską bezczelnością i sarmacką butą.

Nie biły się narody
Tak więc zarówno niemieckie, jak i polskie grunwaldzkie mity opierają się na przeświadczeniu o narodowym wymiarze konfrontacji wojsk Jagiełły z Zakonem. Przeświadczeniu całkowicie błędnym nie tylko z uwagi na brak w XV w. poczucia narodowego w dzisiejszym rozumieniu. W kilkunastotysięcznej armii zakonnej sami Krzyżacy stanowili zaledwie kilkusetosobową grupę. U ich boku walczyły tysiące słowiańskich mieszkańców Prus i Pomorza, a także rycerze goście z Europy Zachodniej.

Z kolei wśród czołowych postaci wojsk polskiego króla nie brakowało przedstawicieli rycerstwa niemieckiego pochodzenia. Gdyby dochować wierności faktom, należałoby odrzucić rozpowszechniony obraz grunwaldzkiej bitwy jako starcia dwóch narodowych żywiołów. Mit żyje jednak własnym życiem.
Nie inaczej jest w przypadku bitwy warszawskiej 1920 r., której usiłowano już przed kilkudziesięciu laty nadać nie tylko rangę świadectwa militarnego geniuszu Józefa Piłsudskiego, ale także wymiar zwycięskiego boju z odwiecznym wrogiem. I tak walka z nowym, rewolucyjnym reżimem Sowietów, wpisana została w nacjonalistyczny schemat wielowiekowych zmagań polsko-rosyjskich.

Tymczasem po stronie polskiej w wojnie z bolszewikami walczyli liczni rosyjscy antykomuniści - w tym biali Kozacy czy słynny Borys Sawinkow organizujący struktury Rosyjskiej Armii Ludowej. Po stronie sowieckiej nie brakowało natomiast Polaków, zaangażowanych w sprawę światowej rewolucji. Jeżeli fakty nie pasują do teorii, tym gorzej dla faktów - mawiał Hegel. I dlatego w sierpniu mamy szansę ponownie usłyszeć o tryumfie nad rosyjskimi hordami. Czegóż nie robi się dla poprawy społecznych nastrojów. Nie odwróci to wprawdzie losów Gazociągu Północnego, ale przynajmniej pozwoli znosić polityczne upokorzenia w większym komforcie.

Nam myśleć nie kazano
Z tą terapeutyczną funkcją historycznego mitu przyjdzie się chyba pogodzić. Uprawianie dziejopisarstwa ku pokrzepieniu serc wrosło głęboko w polską tradycję. Czym grozi odstępstwo od tej reguły, przekonał się emigracyjny pisarz Józef Mackiewicz, który w powieści Lewa wolna z 1966 r. ośmielił się przedstawić obraz wojny polsko-bolszewickiej pozbawiony heroicznej idealizacji. Autor propaguje nihilizm kulturalny i zgniliznę moralną w przedstawianiu epoki uznanej za wzlot wysiłków całości narodu - i to w obecnych warunkach bytowania, wymagających szczególnej tężyzny duchowej - grzmiały środowiska kombatantów.

Uczestnikom rocznicowego spektaklu na grunwaldzkich polach zaplanowanego na 17 lipca życzę dobrej zabawy. Kto nie wybiera się do odległych Prus, może uczcić inny, nieco zapomniany jubileusz. Tego samego dnia w samo południe z katowickiego placu Wolności ruszy kolejny marsz autonomii - mija wszak 90 lat od uchwalenia statutu organicznego. To też wielkie polskie zwycięstwo, acz zwycięstwo myśli, nie oręża; umysłu, nie miecza. To dowód, że Polacy umieli za pomocą aktów prawnych po mistrzowsku rozegrać swój konflikt graniczny. Szkoda tylko, że później sami efekty tego sukcesu roztrwonili. Ta rocznica, choć też okrągła, pewnie umknie w natłoku ważniejszych, polskich spraw. Pamiętajmy chociaż my.

Dr Jerzy Gorzelik, śląski historyk sztuki i regionalny polityk, przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska. Wykłada na Uniwersytecie Śląskim. Mieszka w Katowicach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gorzelik o polskich i niemieckich mitach narodowych - Dziennik Zachodni