Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pocztówka z Przyszowic

Marek Szołtysek
Przed rokiem przy wsparciu finansowym gminy Gierałtowice, w powiecie gliwickim została wydana książka "Raczkowie przyszowiccy".

Oczywiście, może ktoś z Warszawy czy nawet z Katowic nie przeczyta tej pozycji od deski do deski. Zapewniam jednak, że dla lokalnej społeczności Przyszowic i innych miejscowości gminy Gierałtowice, to bardzo ważna regionalna pozycja. Dlaczego? Rodzina Raczków, czy może lepiej napisać - von Raczeck, była dawniej właścicielem tamtejszych dóbr ziemskich, sponsorem licznych inwestycji, czy po prostu pracodawcą niejednego Ślązoka. A wiem coś o tym, bo moja babcia i ciotka pracowały tam w młodości. Ciotka pracowała jako pomocnica ogrodnika, zaś babcia była osobistą służąca Dolores von Raczeck, którą powszechnie nazywano po śląsku - Dołla. O tym jednak planuję napisać innym razem. Tymczasem trzeba podkreślić, że wszystko to działo się przed drugą wojną światową.

Wróćmy jednak do książki, której autorką jest pochodząca z Przyszowic Krystyna Grodoń. A jest to bardzo ważny szczegół, czy może najistotniejsza wiadomość, ponieważ pani Krystyna nie ogranicza się do opisów suchych faktów, ale urozmaica swoje dzieło mozolnie zbieranymi starymi zdjęciami i przeróżnymi ciekawostkami, a kilka razy nawet wyraża osobistą opinię na jakiś temat. Nie unika też autorka wątków obyczajowych.

I przykładowo możemy tam wyczytać o Franzu von Raczeck czy Francu Raczku (1864-1927), właścicielu majątku w Przyszowicach, który choć sam cieszył się sympatią okolicznych Ślązoków, to jednak w jego otoczeniu były raczej pechowe kobiety. Zatem najpierw Franc poślubił aktorkę z Wrocławia, Emmę von Ludwig. Ona jednak grymasiła na Przyszowice, więc Franc rozbudował dla niej pałac i park. W końcu po urodzeniu trzech córek Emma uciekła do Wiednia z dekoratorem wnętrz. A córki? Vera wyszła pechowo za mąż za rozrywkowego łowcę majątków, Maria popełniła samobójstwo, zaś Dolores zakochała się bez wzajemności w kuzynie.

Kiedy ostatnio spotkałem autorkę omawianej pozycji, to zauważyłem, że ona tak wciągnęła się w ten "raczkowy" temat, że w zasadzie powinna wydać nie tyle drugą część książki, ale może napisać jakąś skandalizującą powieść. Bowiem Krystyna Grodom wie już o Raczkach prawie wszystko. Co jedli, jak się ubierali, gdzie spędzali wakacje oraz kto w okolicy jest potomkiem nieślubnych dzieci Franca Raczka.
Natomiast ostatnim wielkim odkryciem pani Grodoń jest zakupienie na zagranicznej aukcji internetowej niezwykłej pocztówki. Wielkość odkrycia polega na tym, że pocztówka w internecie była źle opisana, ze względu na niewyraźną pieczątkę. Umieszczone zaś na pocztówce zdjęcie przedstawia fragment zabudowań Przyszowic, które już dawno nie istnieją. Dlatego pocztówka, której w zasadzie nikt by nie zidentyfikował, dzięki wprawnemu oku szperacza została rozpoznana. I za to należą się gratulacje.

A co jest treścią tej pocztówki? Jest tam zdjęcie wykonane z istniejącej do dzisiaj wieży przyszowickiego pałacu Raczków w kierunku na pięknie zaprojektowany park ze stawem i wyspą. Jeszcze dalej widać zabudowania gospodarcze. One psuły ów romantyczny widok, dlatego z czasem zostały wyburzone, a ludzi przeniesiono do familoka koło kościoła. Natomiast sama treść pocztówki jest banalna. Napisała ją po francusku nauczycielka dzieci Raczków, pani Bassez, której imię zaczynało się na literę "V". Nauczycielka ta pisze między innymi o wakacyjnych planach wyjazdu: "/…/oczekuję na odpowiedź z Budapesztu, chciałabym zobaczyć całe miasto, o którym mówi się, że jest piękne /.../".

A pocztówkę tę Madame Bassez wysłała prawdopodobnie do swojej siostry lub matki w rodzinnych stronach, czyli do miejscowości Chepoix, poczta Bacouel we francuskim regionie Pikardia i departamencie Oise. I jeszcze jedna bardzo ciekawa sprawa. Otóż dzięki pieczątkom dowiadujemy się, że pocztówka ta została wysłana z Przyszowic we wtorek 16 sierpnia 1904 roku, a już dwa dni później, w czwartek 18 sierpnia była na miejscu. I nie był to żaden ekspres ani priorytet, lecz zwykła postkarte, czyli pocztówka ze znaczkiem za 10 fenigów. To niezwykłe tempo, bo z Przyszowic do owego miasteczka we Francji jest około 1450 km. Jakże więc sprawnie działała dawniej niemiecka i francuska poczta. I tylko przypomnijmy, że wówczas Śląsk był częścią Cesarstwa Niemieckiego a w Przyszowicach, co zapisywano po niemiecku - Preiswitz, był urząd Deutsche Reichspost, czyli Niemieckiej Poczty Cesarskiej. Takie były czasy!
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pocztówka z Przyszowic - Dziennik Zachodni