Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zgorszenie publiczne już dotarło na Śląsk ZWIASTUN FILMU

Sławomir Cichy
Fot. Film Polski PL
Barwne lokalne klimaty, prości, życzliwi i przedsiębiorczy ludzie, którzy wiodą spokojne, przeciętne życie, utrzymując się z oprowadzania turystów po ruinach pobliskiej huty - to kanwa najnowszej komedii romantycznej - Zgorszenie publiczne, której akcja toczy się na Śląsku.

Konkretnie w Bytomiu Łagiewnikach. Choć premierę zapowiedziano dopiero na 10 września, a obraz znany jest tylko ze zwiastunów i pokazów, budzi olbrzymie emocje w regionie.

- Pokazali nas jako małpy w cyrku. Zacofanych cywilizacyjnie i kulturowo ludzi - nie kryje oburzenia w sieci Paweł69. Niemal każda wzmianka o planowanej premierze kinowej okraszona jest komentarzami zwolenników i przeciwników pokazywania Śląska w krzywym zwierciadle.

Krytycy filmu widzą go tak: region przedstawiony został jako ciemnogród, a mieszkańcy niedouczeni. Jeżdżą polonezami, mieszkają w familokach bez łazienek, więc kąpią się w baliach ustawionych na środku pokoju.

- Gdyby nie podawano miejsca akcji, to jakoś bym to przełknął, ale ja tu mieszkam, a osiedle Fytel też nie jest wymyślone. Istniało naprawdę. Czy wyglądam jak ci z filmu? - pyta Krzysztof z Łagiewnik.
Piotr Koj, prezydent Bytomia, widzi najnowszą produkcję Warszawskiej Szkoły Filmowej inaczej. - To kolejny przykład mody na Śląsk. Coraz więcej osób z regionu pełni ważne funkcje, a gwara jest odbierana w większości pozytywnie. Bardzo się cieszę, że Bytom jest miejscem, gdzie istnieje tak wiele atrakcyjnych scenografii i nie odbieram filmu osobiście - mówi.

Wojciech Karubin z Warszawskiej Szkoły Filmowej, która była współproducentem filmu, nie rozumie zamieszania. - Jeśli film budzi negatywne emocje, to nie wyobrażam sobie, jakie byłyby komentarze, gdybyśmy nakręcili coś na wzór francuskiego " Jeszcze dalej niż północ". Filmy bazujące i bawiące się stereotypami, to jedne z najbardziej rozpowszechnionych form komediowych.
Główne role zagrali w filmie Marian Dziędziel i Dorota Pomykała oraz znany z serialu Brzydula Krzysztof Czeczot.
Komedia Zgorszenie publiczne, która niebawem wejdzie do kin, to obraz opowiadający o Ślązakach - informują w różnych recenzjach krytycy. Film nie ma nic wspólnego z życiem w naszym regionie - odpowiadają oburzeni mieszkańcy i zarzucają mu powielanie stereotypów i wskrzeszanie Śląska, który już dawno nie istnieje.

Reżyser Maciej Prykowski, który debiutuje tym filmem, przekonuje, że nie chciał nikogo urazić i chociaż akcja rozgrywa się w Bytomiu Łagiewnikach, to raczej miała symbolizować region, a nie konkretne miejsce na mapie. - Zarówno Bytom Łagiewniki, jak i samo osiedle Fytel jest umowne. Szukaliśmy magicznego miejsca, które skupiałoby w sobie pozytywne cechy. To miał być taki Heimat, mała ojczyzna głównych bohaterów. Poza Bytomiem i Śląskiem nazwa Fytel nie jest kojarzona z konkretnym osiedlem - mówi .

Przekonuje, że w "Zgorszeniu" Śląsk istnieje jako niezwykle bogate i żywe tło, wpływające na przebieg akcji. Pobrzmiewa w nim nuta opowieści o przemijaniu tradycyjnego śląskiego kraj-obrazu i obyczajów, tradycyjna ślonsko godka miesza się ze współczesną potoczną polszczyzną. - Kiedy po raz pierwszy tu przyjechałem, miałem wyobrażenie głównie ukształtowane przez popularne stereotypy i bardzo szybko zmieniłem zdanie - kończy.

Wojciech Karubin z Warszawskiej Szkoły Filmowej jest przekonany, że tak jak warszawiacy pozytywnie odebrali film Rezerwat, którego akcja rozgrywa się na starej Pradze, tak Śląsk przekona się do Zgorszenia. W rezerwacie też pokazaliśmy świat, który praktycznie nie istnieje. Zniknął, wraz z rozbudową dzielnicy. Niektórzy twierdzą nawet, że pełnimy rolę dokumentalistów, wskrzeszamy umarłe klimaty - mówi. Zapewnia, że wielu krytyków zmieni zdanie po obejrzeniu filmu, bo tylko pełny obraz pozwala wyrobić sobie właściwe zdanie na jego temat.

Jan F. Lewandowski - historyk kina, krytyk filmowy, autor pracy doktorskiej pt. Śląsk w twórczości Kutza, z niecierpliwością czeka na Zgorszenie i apeluje o wstrzymanie się z ocenami.
- To sześćdziesiąty film, którego akcja toczy się na Śląsku i nie pierwszy, który wzbudza emocje u widzów zanim trafił na ekrany. Kino poza obrazami Kutza dwukrotnie zainteresowało się Śląskiem. Pierwszy raz w latach socjalizmu. Dymiące kominy i rozpalone piece hutnicze świetnie pasowały jako scenografia do obrazu uprzemysłowienia kraju. Kino wróciło na Śląsk po 1989 roku. Niemal co roku powstaje co najmniej jeden film kręcony w naszej scenerii. Zawsze jednak jest to obraz współczesny - kończy.

Śląsk jest jak Afryka Południowa

Z reżyserem Kazimierzem Kutzem rozmawia Sławomir Cichy

Najnowszy film, którego akcja toczy się w Bytomiu, to komedia romantyczna po ślunsku. Tak ją reklamują twórcy. Jest tam wiele zapożyczeń z pana dzieł.
I wcale się nie dziwię. Nieskromnie powiem, że stworzyłem pewien kanon, do którego sięgają kolejni artyści.

Ale może już dość powielania stereotypów Śląska: familoka, chlewika na podwórku, dymiących kominów i balii do kąpieli na środku izby?
Na taki obraz będziemy skazani tak długo, jak długo stać będą familoki. To gotowa scenografia, a przy tym dla reszty kraju egzotyczna, niczym Afryka Południowa. Do tego odrębny język i zwyczaje powodują, że taki obraz staje się niezwykle atrakcyjny. Zwłaszcza że Śląsk nie leży gdzieś daleko. Można tu przyjechać w każdej chwili.

Przeciwnicy filmu zwracają uwagę, że żyjemy w XXI wieku i oburzający jest fakt wykrzywiania obrazu Śląska, który przypomina zacofany grajdoł. Ponieważ akcja toczy się w Łagiewnikach, najgłośniej oburzają się bytomianie.
Jeśli film zrealizowany jest na przyzwoitym poziomie warsztatowym i artystycznym, to ja bym nie rozdzierał szat. To pewna wizja artystyczna, komedia, a więc widzenie świata przez przymrużone oczy. A powiem wprost - zupełnie nie rozumiem protestów przed oficjalną premierą.

Producenci tego filmu próbują porównywać go do Rezerwatu Łukasza Palkowskiego. Tam jest pokazana warszawska Praga, z gwarą, zwyczajami, które już praktycznie nie istnieją. Film przez warszawiaków został dobrze przyjęty. Dlaczego więc na Śląsku film Zgorszenie publiczne budzi negatywne emocje?
Oba filmy zdaje się produkowali ci sami ludzie. Uważam, że jedną z funkcji kina jest zabawa. Kiedy obejrzę film, będę mógł powiedzieć, czy mnie bawi. Jeśli tak, to spełni swoją rolę i nie doszukiwałbym się drugiego dna czy złośliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Zgorszenie publiczne już dotarło na Śląsk ZWIASTUN FILMU - Dziennik Zachodni