Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raków Częstochowa - Elana Toruń 1:1. Gajos pokonał Kryszaka

Andrzej Zaguła
waldemar deska
Raków zremisował pojedynek ligowy z Elaną Toruń, a równie dobrze mógł go przegrać. Na szczęście po utracie bramki w pierwszych 45 min, po zmianie stron częstochowianie zdołali odrobić straty. Cała w tym zasługa Macieja Gajosa, który kapitalnym strzałem zza linii pola karnego nie dał najmniejszych szans Przemysławowi Kryszakowi.

Zespół Jerzego Brzęczka w pierwszej połowie popełnili kilka kardynalnych błędów w obronie. Ten najbardziej brzemienny w skutkach, gdy kompletnie nie zrozumieli się Piotr Mastalerz i bramkarz miejscowych Maciej Szramowiat skończył się utratą bramki. Jej autorem był Kelechi Iheanacho.

- Za słabo podawałem piłkę. Maciek nie zdążył i się stało - sumitował się doświadczony defensor gospodarzy Piotr Mastalerz. - Po przerwie musieliśmy odrabiać więc straty. Udało się, ale i Elana miała swoje szanse.

Po zmianie stron Raków rzucił się do odrabiania strat. Akcje miejscowych były składniejsze i niemal każda nosiła znamiona bramki. Ostatecznie na listę strzelców wpisał się wspomniany Gajos. Chwilę później bliski skopiowania jego wyczyny był debiutujący w ekipie Rakowa Piotr Ceglarz. Piłkarz grający przed rokiem w Młodej Ekstraklasie w barwach Śląska Wrocław bardzo śmiało poczynał sobie na boisku i już po pierwszym spotkaniu pojawiły się głosy, że jego transfer było świetnym posunięciem.

Po okresie naporu czerwono-niebieskich dwie wyśmienite sytuacje stworzyli sobie przyjezdni. Najpierw wybornej okazji nie wykorzystał Daniel Onyekachi, a chwilę później rezerwowy Wiaczesław Zamara będąc oko w oko ze Szramowiatem wdał się w dryblowanie, które zakończyło się wybiciem piłki przez obrońców Rakowa.

- Nie wiem jak mam rozmawiać i tłumaczyć to swoimi zawodnikom, że te zabawy są bezsensowmne. Oni wciąż nie potrafią wykorzystać nie stu, ale dwustuprocentowych sytuacji - irytował się szkoleniowiec gości Dariusz Durda.

Gospodarze kończyli ten pojedynek bez swojego kapitana Pawła Kowalczyka, który za dwie żółte kartki musiał opuścić boisko.

- Pierwsza żółta kartka była pyskówkę. Ale nie wytrzymałem, bo arbiter nie miał racji gwiżdżąc faul po moim zagraniu - tłumaczył się obrońca nazywana przez kolegów "Teklim".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!