Bo seria przedwstępnopucharowych klęsk to tylko opakowanie - naprawdę liczyły się szczegóły. Bardziej niż tracone gole irytowały mnie uśmiechy na twarzach pokonanych i żałosne poszukiwanie winnych w postaciach sędziego, porządkowych albo ogrodnika dbającego o murawę. A już maksymalnie wkurzające było samozadowolenie osobników, którzy uderzyli polskim futbolem w dno od spodu. Długo, bardzo długo będę pamiętał, że w Karabachu, tuż po strzeleniu dla Wisły gola na 2:3, Rafał Boguski w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku dumnie wiązał sznurowadło, zamiast wziąć piłkę pod pachę i pognać z nią na środek boiska, żeby wykorzystać te ostatnie kilka minut. Nie ma co ukrywać, miałem pomysł, jak go wprawić w ruch...
I tak gol po golu, mecz po meczu rosła we mnie wściekłość, która wypierała wrodzoną empatię. Zdałem sobie z tego sprawę, gdy z oka nie pociekła mi łza współczucia dla ludzi, którzy ledwo zdążyli się zbłaźnić w europejskich pucharach, a już musieli grać w lidze, łamiąc uświęcone w nadwiślańskiej piłce prawo do sześciodniowego odpoczynku! W dodatku bezdusznie kazano im biegać bez względu na to, czy z nieba lały się żar czy też woda, a na boiska rzucono im piłki bardziej okrągłe niż zwykle. Jak czymś takim trafić w bramkę, której - też na złość - nie powiększono? No i proszę, taka lawina nieszczęść, a ja nic, nawet cienia litości. Ba, najchętniej kazałbym im grać dwa razy częściej i za dwa razy mniejsze pieniądze! I to na klepiskach, a nie takich salonach, jak na Legii. Swoją drogą szlag mnie też trafia, że tam już zbudowali, a w Zabrzu, Bytomiu czy w Chorzowie wciąż nie mogą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?