Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władza dla nieudaczników

Michał Smolorz
W ostatnich tygodniach odbyłem kilka - nazwijmy to tak - konsultacji z ludźmi, których uznano za społeczne, zawodowe lub intelektualne autorytety: profesura, wybitni prawnicy, uznani twórcy, inżynierowie z dorobkiem, utytułowani lekarze, doświadczony management, osoby obojga płci, różnych światopoglądów i politycznych sympatii.

Chciałem ich namówić, aby jesienią zechcieli kandydować do władz samorządowych, by u-biegali się o mandaty prezydentów, radnych, by ruszyli do wojewódzkiego sejmiku. Zwracałem się do ludzi, którzy już wcześniej ujawnili społecznikowski temperament, którzy wielekroć pełnili rozmaite funkcje z wyboru. Jednak gdy przyszło do rozmowy o mandatach samorządowych, odpowiedź zawsze była taka sama: up-rzejma odmowa. Nie brakło sugestii, że chcę ich upaprać w bagienku, a może wciągnąć do brudnych interesików: Skąd ten szalony pomysł, że ja chciałbym się w to bawić?

Pośród autentycznych elit intelektualnych, pośród ludzi z klasą, ubieganie się o mandat radnego w mieście, powiecie lub województwie, jest traktowane jako coś deklasującego, jako dowód środowiskowego upośledzenia. Czy ja aż tak nisko upadłem? - pytanie zdaje się być na miejscu, skoro w opinii wielu osób rady są zbiorowiskiem nieudaczników dorabiających dietą do chudej pensyjki, renty lub emerytury. Zaś aspirowanie do funkcji burmistrzów i prezydentów jest równoznaczne z tanim karierowiczostwem: widocznie w swojej dziedzinie już się skończył, skoro musi zabiegać o takie posady.

W każdej kadencji przysłuchuję się obradom rad różnych szczebli, a także sejmiku wojewódzkiego. Zawsze żenował mnie poziom debat, format przemyśleń, skala ignorancji i małość argumentacji, a choćby i tandetność języka. Z sal ob-rad bił zapach zaścianka, swarliwość, zawzięta parafiańszczyzna, patrzenie na koniec własnego nosa, nieskrywana prywata lub partykularyzm, nakierowany na własne środowisko; zero wizjonerstwa, zero szalonych pomysłów na teraźniejszość i przyszłość, zero refleksji wobec historii. Piszę o tym od lat i widzę, że z kadencji na kadencję jest gorzej. Inaczej bywa tylko w małych gminach, gdzie obowiązuje bezpośredni wybór radnych bez list partyjnych. Ale tam wszyscy się zna-ją, więc w sposób naturalny wynoszeni są ludzie obdarzani powszechnym szacunkiem i zaufaniem. I najczęściej te gminy kwitną, rozwijają się, zdobywają kolejne laury i kolejne pieniądze.
Wybór radnych przez partyjne i stowarzyszeniowe listy miał umożliwić preselekcję kandydatów w większych ośrodkach, gdzie trudno znać wszystkich, nawet tych najlepszych. Organizacje społeczne miały ich wyszukiwać, promować i wynosić. Idea szlachetna, niestety u nas przyniosła efekt odwrotny: lawinową promocję miernot i nieudaczników, którzy we własnych środowiskach zawodowych osiągnęli niewiele. Ludzi posłusznych wobec politycznych dysponentów, czekających na małe, bo małe, ale zawsze jakieś tam profity: zostanę radnym i załatwię tatusiowi światła na przejściu przez jezdnię, aby mógł spokojnie chodzić do sklepu po bułeczki. Błagam, aby nie obrażali się ci nieliczni społecznicy szlachetnego formatu, którzy wyrastają ponad gnuśną przeciętność. Jest ich w każdej radzie kilku, ale sami przyznają, że to nie oni nadają ton i coraz częściej zniechęceni rezygnują. Albo też - gdy starają się wychylać poza wyobraźnię "dysponenta" - w następnym rozdaniu już nie są wciągani na listę.

Śląsk ma za sobą 200 lat doświadczeń z samorządem lokalnym. I w czasach prusko-austriackich, i w międzywojniu po obu stronach granicy wyrastały na tej glebie najwybitniejsze postaci życia publicznego. Rajcami, burmistrzami i posłami do regionalnego parlamentu zostawali najlepiej wykształceni, obyci w świecie mieszczanie - do dziś potrafimy jednym tchem wymienić nazwiska Alfonsa Górnika, Konstantego Wolnego, Eduarda Panta, ks. Emila Szramka, ks. Carla Ulitzki i wielu innych znakomitości. Dziś, po 20 latach od restytucji samorządu, niech ktoś spróbuje sobie przypomnieć nazwiska współczesnych rajców. Daremnie, bo ludzie, którzy z racji swego społecznego i zawodowego autorytetu powinni zasiadać w ciałach wybieralnych - omijają je z daleka. Spirala nieudacznictwa z każdym kolejnym rozdaniem pogrąża nasze samorządy w tym bagienku. Również tej jesieni nie zanosi się na zmianę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Władza dla nieudaczników - Dziennik Zachodni