Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gnój Kuczoka, czyli mizeria

Henryka Wach-Malicka
Wojciech Kuczok z kolekcją przekładów swoich książek
Wojciech Kuczok z kolekcją przekładów swoich książek Fot. Arkadiusz Ławrywianiec
Wojciech Kuczok jest czytany w Danii i Japonii. Chorzowianin skończył nową powieść - "Spiski"

Dwudziesty przekład, który nadszedł do Chorzowa kilka dni temu, już się na półce z tłumaczeniami nie zmieścił. Wojciech Kuczok jakoś tego ścisku nie przewidział. A powinien był, skoro jeden z jego esejów filmowych znalazł się nawet w japońskiej antologii, poświęconej kinematografii światowej. Ta azjatycka przygoda szczerze pisarza cieszy, chciałby jeszcze tylko wiedzieć, o jaki... tekst chodzi. Otrzymał egzemplarz i rozpoznał się na zdjęciu, ale na tym koniec; rozprawa wydrukowana została znakami, które zna jedynie z widzenia. Obiecuje sobie jednak znaleźć specjalistę i wyjaśnić tę tajemnicę.
Piekielnie trudne zadanie

W przypadku powieści i opowiadań Wojciecha Kuczoka, wydawanych jako pojedyncze książki, rzecz ma się inaczej. Bywa, że tłumacze kontaktują się z nim, dopytują o szczegóły (np. o powód zastosowania gwary), a wydawnictwa konsultują wygląd okładki.

Na przykład duńską edycję "Gnoju" rozpoczyna zdjęcie familoka wykonane z okna chorzowskiego hotelu, gdzie zatrzymali się przedstawiciele wydawcy. Zdarza się jednak i tak, że autor "Senności" nie ma pojęcia, co właściwie otrzymują włoscy, duńscy czy węgierscy czytelnicy jego prozy. Dlatego o przekładach mówi ostrożnie: "to moje książki, ale napisane przez innych ludzi". Sprawdzianem są spotkania autorskie, których odbył już dziesiątki, a które w zasadniczy sposób różnią się od podobnych imprez w naszym kraju.

- W Polsce wielu czytelników głównie ogląda autora i oczekuje wiedzy o jego życiu prywatnym - mówi pisarz. - Za granicą jest inaczej; ja czytam fragment tekstu po polsku, potem lektor czyta ten sam fragment w przekładzie. Wybieram zwykle ustępy o wyrazistym charakterze i nastroju, a potem obserwuję reakcje publiczności. Jeśli słuchacze śmieją się lub martwią we "właściwych" miejscach, uznaję, że wszystko w porządku - dodaje.

Przekład prozy Wojciecha Kuczoka to jednak, przyznają tłumacze, zadanie piekielnie trudne, choć fascynujące. Cechą wyróżniającą jego twórczość jest wieloznaczność słów, rytmiczność frazy i idiomy, z którymi tłumacze od zawsze mają problem, ale które w książkach autora "Opowieści słychanych" grają pierwszorzędną rolę.
"Gnój" sprawia kłopoty
Najwięcej kłopotów sprawia wszystkim tytuł pierwszej i najczęściej tłumaczonej jego książki. Bo "Gnój" to w polszczyźnie zarówno dosadne określenie obornika, jak upokarzające wyzwisko.
Francuzi w ogóle nie znaleźli w swoim języku odpowiednika, książka wyszła jako "Antibiographie" (w polskim wydaniu to podtytuł). Niemcy przetłumaczyli "Gnój" jako "Dreckskerl", choć zdesperowana tłumaczka, nie mogąc znaleźć odpowiednika, proponowała autorowi "Zagładę domu K.". "Po moim trupie" - miał powiedzieć, i cierpliwie czekał na kolejne propozycje. W wersji serbskiej "Gnój" to "Pogan", włoskiej - "Melma", a rumuńskiej "Mizeria". W sumie książka został przetłumaczona na 15 języków, kilka translacji jest w toku.

Spotkania autorskie, choć są stałym elementem marketingu, okazały się także przygodą samą w sobie. Pisarz żartuje, że wyjazdy na targi książki i prezentacje to trochę taki "bezpłatny abonament w porządnym biurze podróży". Twierdzi, że w życiu nie zobaczyłby tylu zabytków, ile widział przy okazji promocji swoich książek! Kiedyś zagraniczni wydawcy połączyli trasy i złożyły się one w długą podróż po Europie.

- Przesiadałem się tylko na lotniskach, co ogromnie mi się podobało, bo ze mnie jest bardzo niespokojny duch - wspomina Kuczok. - Po powrocie z rocznego stypendium w Berlinie nie wynająłem jeszcze mieszkania, więc właściwie mógłbym mieszkać w samolocie. Czemu nie?! Byleby ten samolot lądował w pobliżu jakichś jaskiń, bo ich zdobywanie to moja wielka pasja. Kiedyś zaproszono mnie na targi książki do Brukseli i zameldowano w pięciogwiazdkowym hotelu, do którego wracałem po nocy z worem na liny, gumiakami i ubłoconym kombinezonem. Po prostu znalazłem w Ardenach wspaniałe jaskinie i gnałem tam pomiędzy oficjalnymi spotkaniami - opowiada.

Jego historia Tatr
Jubileuszowy przekład, 20. w dorobku Wojciecha Kuczoka, to niemieckie tłumaczenie "Senności" i czwarta jego książka wydana w tym kraju. Na rynku niemieckim Kuczok cieszy się nie tylko popularnością, ale i uznaniem, czego dowodem było przyznane mu stypendium DAAD, jedno z najważniejszych na świecie. Z polskich pisarzy otrzymali je m.in. Witold Gombrowicz, Ryszard Kapuściński i Dorota Masłowska.

W czasie pobytu w Berlinie Wojciech Kuczok napisał trzy scenariusze (thriller, film obyczajowy i film historyczny) oraz nową powieść. Nazywa się "Spiski", co można rozumieć: albo jako "zmowy", albo jako "mieszkający na Spiszu", albo jako starą wersję słowa "zapiski"

- To moja własna historia Tatr, a raczej demitologizacja ich legendy - uchyla rąbka tajemnicy. - Myślę, że się góralom nie spodoba, może nawet będą protestować. Co ja mówię, na pewno będą protestować! Nie wszystko jest w niej takie śliczne, jak na obrazkach sprzedawanych turystom. I nie wszyscy bohaterowie mają tak szlachetne charaktery, jak głoszą obiegowe sądy o mieszkańców Podhala" - dodaje.

"Spiski" ukażą się w listopadzie i pewnie rzeczywiście wywołają burzę, pisarz dotyka bowiem w swojej nowej książce tematów wciąż uchodzących za drażliwe. Powieść jest wielowątkowa, a akcja zawieszona w wieloznaczności słów i znaczeń. Krótko mówiąc, tłumacze znów będą mieli trudny orzech do zgryzienia...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!