Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samozwańcy pod krzyżem

Teresa Semik
Gdy było już ponad 100 krzyży, Kazimierz Świtoń ogłosił, że przyjmuje tylko te, które mają co najmniej dwa metry wysokości

Dwanaście lat temu samozwańczy obrońca krzyża papieskiego na Żwirowisku Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau został postraszony materiałami wybuchowymi, a potem obezwładniony. Kilka dni temu do przeciwników usuwania krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego w Warszawie przyszedł szaleniec z granatem. Wprawdzie oręż był bez zapalnika, ale strach realny. Też wkroczyła policja, bo historia lubi się jednak powtarzać.

Od lat na Żwirowisku pod krzyżem papieskim panuje spokój. Wtedy przez długie miesiące elektryzowało cały kraj i nie tylko nasz. Teren jest ogrodzony ze wszystkich stron. Nie sposób zbliżyć się do krzyża.
- Kto chce się pomodlić, przychodzi pod płot i odmawia pacierze. Niektórzy są tam codziennie - mówi Janusz Marszałek, prezydent Oświęcimia. - Jeśli ktoś ma przekonujący powód, by podejść pod sam krzyż, nie ma przeszkód. Na co dzień brama jest jednak zamknięta - dodaje Jarosław Mensfelt z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau.

Krzyż papieski, krzyż smoleński
Ktokolwiek dziś odwiedza stolicę, najpierw idzie na Krakowskie Przedmieście, by zobaczyć fanatycznie rozmodlonych ludzi biwakujących pod krzyżem smoleńskim. Tak samo było dwanaście lat temu. Ci, którzy odwiedzali Oświęcim, omijali główną bramę byłego obozu śmierci i pędzili w kierunku drewnianych krzyży, z których w końcu urósł las. Chcieli zobaczyć krzyże, które podzieliły nawet Kościół, podważyły autorytet jego przewodników i pasterzy. Ich głos był w tamtej sprawie słabo słyszalny, podobnie jak teraz. Już wtedy Polska pękła na pół i okopała się na swoich pozycjach. Od tamtego czasu jedynie urosły barykady.

Konflikt na Żwirowisku też wyrósł od jednego krzyża. W 1979 roku Jan Paweł II modlił się pod nim w Birkenau, ale po nabożeństwie władze PRL-u postanowiły pociąć go na kawałki, by nie przypominał, że pod nim zwyciężyła wiara. Takie zakusy zawsze mobilizowały Polaków. Pod osłoną nocy dwie belki krzyża papieskiego zostały zdemontowane i schowane na pobliskich parafiach. Rok później krzyż znów stanął obok budowy kościoła św. Maksymiliana Kolbego w Oświęcimiu, a następnie na oświęcimskim Żwirowisku, gdzie w czasie wojny zginęli m.in. naukowcy Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kiedy w połowie 1998 roku pojawiły się głosy o przeniesieniu go w jakieś inne miejsce, bo drażnił społeczność żydowską, rozgorzał niespotykany konflikt. Na wiele miesięcy jego samozwańczym obrońcą stał się Kazimierz Świtoń, związkowiec z Katowic, były opozycjonista.
- Brońmy krzyżem papieskiego krzyża - zawołał i z całej Polski ruszyły pielgrzymki na Żwirowisko z drewnianymi krzyżami. Gdy było ich już ponad 100, Świtoń ogłosił, że przyjmuje tylko takie, które mają co najmniej dwa metry wysokości. Rozbił namiot, który od tego czasu stał się jego domem, sprowadził psy, by go strzegły, oraz nagłośnienie - by jego argumenty przemawiały dobitniej. Głodował na znak protestu, straszył, że się obleje benzyną i podpali, gdy ktoś zechce go ruszyć z tego miejsca.
- Nikt mi nie przeszkodzi w misji - uznał. Więc tłum wokół Żwirowiska gęstniał coraz bardziej, a z tłumem żartów nie ma. Kto przeciwnik, ten Żyd . I tyle.

- Krzyże stanęły im w gardle, to niech ich nie oglądają - wierni przekrzykiwali się nawzajem.

Zaminowane! Nie wchodzić!
Władze Izraela oficjalnie wystąpiły do władz Polski i do ówczesnego premiera Jerzego Buz-ka z żądaniem usunięcia krzyży ze Żwirowiska . - Konflikt godzi w powagę tego miejsca - twierdzili.
- Nie chcemy, by były tu jakiekolwiek symbole. W Auschwitz nie ma Boga, bo inaczej człowiek nie postawiłby krematorium przeciwko drugiemu człowiekowi - uzasadniali przeciwnicy krzyży. Jedyną ripostą obrońców były kolejne odmawiane zdrowaśki i następ-ny ustawiony krzyż. Stało ich już prawie 300.

Świtoń zaczął budować kaplicę. Niezbyt dużą, drewnianą, w góralskim stylu.
- Nie boję się ekskomuniki, bo za co? Za obronę krzyży? - pytał z coraz większą zajadłością i butą. On wskazywał, z kim będzie rozmawiał. Tylko z prymasem! On mówił, kto może zabrać krzyże. Tylko osoby, które je tam ustawiły. On utworzy tu świątynię pokoju i pojednania. On, prawdziwy pan na Żwirowisku.
Któregoś dnia anonimowy rozmówca powiadomił policję o podłożeniu bomby w obiektach byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego. Alarm okazał się fałszywy. Za to serio traktowano pogłoskę o podłożeniu ładunków wybuchowych na Żwirowisku. Świtoń ustawił tablicę: "Zaminowane. Nie wchodzić". Następnego dnia pod pretekstem ochrony terenu przed minami, weszła policja i zabrała w kajdankach samozwańczego strażnika wiary. Wraz ze Świtoniem usunięto ze Żwirowiska 300 prywatnych krzyży, które w czasie tej widowiskowej akcji tam postawiono. Zostały przewiezione do Centrum św. Maksymiliana - Klasztor Franciszkanów w miejscowości Harmęże.

- Są tu do dziś, nic im nie zagraża, ale nie chcę na ten temat rozmawiać. Po co wywoływać niepotrzebną dyskusję - mówi przeor klasztoru.

Kazimierz Świtoń uznał, że skoro z krzyżem papieskim nikt nie wojuje, więc nie jest już tam potrzebny. Teraz jest widywany na barykadach Warszawy pod krzyżem smoleńskim.

Niewidzialny cmentarz żydowski
Oświęcimskie Żwirowisko wraz ze Starym Teatrem leżą za murem muzeum. W czasie czynnego obozu KL Auschwitz, budynek wykorzystywano jako pomieszczenia pomocnicze. Radykalne środowiska żydowskie uznały, że na Żwirowisku jest "największy niewidzialny cmentarz żydowski", więc nie powinno tu być żadnych symboli religijnych. Toteż na początku lat 90. domagały się jego opuszczenia przez karmelitanki, które w tym miejscu miały klasztor. Siostry opuściły budynek, jednak w ostatniej chwili Mieczysław Janosz i jego Stowarzyszenie Ofiar Wojny wydzierżawiło cały ten teren od Skarbu Państwa.
Władza w końcu wypowiedziała dzierżawę, bo stowarzyszenie pozwoliło na takie użytkowanie Żwirowiska, które naruszyło powagę tego miejsca. Janosz, którego określano jako antysemitę, nie ustępował. Przywoływał na swoją obronę wszystkich świętych. Został jednak zmuszony do wydania nieruchomości wyrokiem sądu.

Widowiskowa akcja nikomu nie wyszła na dobre. Konflikt został zażegnany także dzięki ustawie, która wytycza wokół ośmiu byłych hitlerowskich obozów zagłady: Oświęcimia, Majdanka, Treblinki, Chełmna, Sobiboru, Bełżca, Rogoźnicy i Sztutowa stumetrową strefę ochronną. W jej granicach zabronione jest wznoszenie budowli z wyjątkiem obiektów służących utrzymaniu miejsc pamięci, a organizowanie zgromadzeń jest możliwe tylko za zgodą wojewody. Żwirowisko znajduje się w tej właśnie stumetrowej strefie ochronnej. Stoi tam dziś jedynie krzyż papieski odnowiony w ostatnich latach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Samozwańcy pod krzyżem - Dziennik Zachodni