Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciszę przerwały strzały

Barbara Musiałek i Barbara Kubica
Spokojnym osiedlem w Rybniku wstrząsnęła tragedia. O szaleńcu, który ranił siedem osób i ludziach, którym kule świstały nad głową piszą Barbara Musiałek i Barbara Kubica

Niewielkie osiedle domów jednorodzinnych, położonych przy ulicy Braci Nalazków wbite jest pomiędzy dwa gigantyczne rybnickie blokowiska. Wzdłuż ulicy w równych rzędach stoją domki szeregowe. Zadbane, pomalowane, ogrodzone niewielkimi płotami. W ogródkach rosną wrzosy i jałowce. Z oddali dobiega głos ujadającego psa. Poza tym cisza.

W sobotnie popołudnie tę ciszę co kilka sekund przerywały odgłosy strzałów. Okoliczni mieszkańcy początkowo nie zareagowali. Nikt nie przypuszczał, że 39-letni Krzysztof właśnie zaczął strzelać z wielkiego karabinu maszynowego w stronę swoich najbliższych krewnych. Ranił swoją żonę, 36-letnią Iwonę W., teścia, teściową, syna, szwagra, a także policjanta i sąsiadkę. Mężczyzna wpadł w furię po tym, jak rodzina stwierdziła, że nie ma ochoty na grilla.

W tym czasie Michał Paluch, młody mężczyzna mieszkający za ścianą szaleńca, skręcał akurat kuchenne meble. Mirela Koch, jak zwykle w sobotę robiła domowe porządki.

- Myślałam, że to sąsiad zrzuca blachę z dachu - mówi Mirela Koch, mieszkanka Starych Boguszowic. Wszystko stało się jasne dopiero, gdy pojawiła się policja.

- Usłyszałem krzyki sąsiadki i wybiegłem z domu. Zobaczyłem, jak się chwieje na nogach, widziałem, że traci przytomność. Podbiegłem do niej i podchwyciłem, inna sąsiadka przyniosła koc. Wtedy przyjechała policja i karetka, a ten zaczął strzelać, gdzie popadło. Razem z ratownikami schowaliśmy się za zaparkowaną renówkę. A sąsiadka ukryła się za radiowozem. Ona źle wybrała, bo ten szaleniec wyciągnął karabin, jakiś pocisk śmignął przez radiowóz i sąsiadka oberwała. Zaczęła krzyczeć, że dostała w głowę, że traci przytomność. Nie mogłem jej pomóc, bo jak on widział, że ktoś przechodzi, to strzelał - mówi Michał Paluch, nie kryjąc emocji.
- Moja żona na szczęście w tym czasie była z dzieckiem u rodziców. Zdążyłem tylko zadzwonić i krzyknąć, żeby nie przyjeżdżała - dodaje.

Mieszkańcy okolicznych domów, sanitariusze i policjanci przed świstającymi tuż nad ich głowami kulami chowali się za samochodami, ogrodzeniami i krzakami. - A on krzyczał z okna: "no chodźcie ch... " - mówią sąsiedzi. Animuszu na pewno dodawał mu alkohol.

Krzyki i strzały kilka minut po godzinie 14 usłyszał także 16-letni syn Janusza Zająca, który po równym chodniku przy ulicy Braci Nalazków spacerował z roczną siostrzyczką.

- Pracowałem w ogrodzie, kiedy przybiegł syn, mówiąc, że ktoś strzela na osiedlu. Myślałem, że żartuje. Był jakiś hałas, ale wydawało mi się, że to wina sąsiada, który remontuje dach. Wyszedłem zobaczyć i zobaczyłem całą akcję. Zapytałem tylko szybko, co się dzieje, a potem zaraz schowałem się z dziećmi w domu, żeby nie dostać zabłąkaną kulą - mówi Janusz Zając, mieszkaniec Boguszowic.

Mimo że grad kul wystrzeliwanych przez Krzysztofa W. trafiał w sąsiednie domy i zaparkowane samochody, kilka metrów dalej gęstniał tłum gapiów. Ktoś trzymał w ręce aparat fotograficzny, ktoś inny kręcił filmiki telefonem komórkowym.

- Wszyscy staliśmy i przyglądaliśmy się, co się dzieje. Podszedł do nas policjant i powiedział, że mamy się szybko schować. Kule trafiły w dom sąsiada, ale na szczęście on wywiózł żonę z córeczką. Jak się pani przyjrzy, to zobaczy dziury po postrzałach, o tu, jedna u góry, druga niżej - mówi szybko Mirela Koch, bo emocje nie pozwalają jej na zachowanie spokoju. - Stojący obok mnie facet krzyknął, że akurat mu jedna kula nad głową przeleciała. Wystraszyłam się, więc wszyscy schowaliśmy się za murkiem płotu sąsiada. Mąż ustawił kamerę na słupku i starał się to wszystko sfilmować - dodaje.
Przez chwilę na jej podwórku rozgrywały się sceny rodem z amerykańskich filmów akcji.

- Nigdy tego nie zapomnę. Strzały słychać było chyba przez dobrą godzinę. Policyjny snajper celował do szaleńca, stojąc przy moim śmietniku. Wykorzystywał nawet moją kamerę, by lepiej widzieć. Ona robi bardzo dobre zbliżenia, więc się przydała - podkreśla rybniczanka.

Pan Jerzy, sąsiad Krzysztofa W. z powodu strzelaniny nie zdążył zjeść w sobotę nawet obiadu.

- Przyjechałem z pracy i od razu usłyszałem hałas. Myślałem, że na drodze zdarzył się jakiś wypadek. Podszedłem do okna, patrzę, a tam biega tłum ludzi. Nie wiedziałem co się działo. W tym momencie nasz sąsiad właśnie pociągnął taką serię z tego swojego karabinu, że aż się zakurzyło. Kilka kul trafiło w mój dom - wspomina mężczyzna, któremu wciąż trzęsą się dłonie. - Moja czteroletnia córka w płacz. Musiałem wywieźć ją i żonę do rodziny na inne osiedle. Został ze mną 14-letni syn. Pilnowałem go przez cały czas, bo co chwilę podchodził do okna, by patrzeć. Bałem się, że dostanie - dodaje.

Choć boguszowickie osiedla od wielu lat cieszyły się złą sławą, mieszkańcy podkreślają, że na co dzień, niewiele się tam dzieje.

- Ludzie są nadal w szoku i trudno im się dziwić. Okolica tych domków to taka wyspa spokoju. Mieszkańcy nigdy się na nic nie skarżyli, a teraz taka tragedia - mówi Waldemar Brzózka, radny z dzielnicy. - Ja sam o sytuacji dowiedziałem się z telewizji, mimo że mieszkam w odległości 200 metrów od tego feralnego miejsca. Pobiegłem tam od razu. Każ-dy patrzył na te sceny, jak na film - dodaje. O 39-letnim Krzysztofie W. ludzie wiedzieli niewiele. - Sąsiad jak każdy inny, praktycznie go nie znam. Ale ludzie mówią, że ten pan interesował się bronią - mówi Mirela Koch.
Dziś przy ulicy Braci Nalazków oraz na sąsiednich blokowiskach życie po sobotniej strzelaninie powoli wraca do normy. Latarnie nie są już owinięte czerwoną, policyjną taśmą, nie słychać odgłosów policyjnych syren. W autobusach, na przystankach i w osiedlowych barach nie mówi się jednak o niczym innym.

- Podobno świrował od dawna. Ludzie mówią, że to dziwna rodzina była. I on, i jego synowie podobno w ubraniach wojskowych chodzili na co dzień. Ale co sprawiło, że tak wybuchł i skąd miał broń? Tego nie wiem - mówi nam szeptem pani Ania, ekspedientka w jednym z osiedlowych sklepów spożywczych.

Odpowiedzi na te pytania będą musieli teraz poszukać śledczy i prokuratorzy. Oni od soboty przez kilka dni pracowali na miejscu tragedii. Musieli zabezpieczyć każdy ślad po kuli, każdą łuskę, każdy nabój i przeszukać każdy kąt.

- Roboty jest sporo, bo koleś wystrzelał kilka magazynków. Kiedy weszliśmy do domu, broń była wszędzie porozrzucana. Karabin, z którego strzelał przez okno, znaleźliśmy na podjeździe - mówi nam jeden z policjantów.

Śledczy sprawdzą także, czy policjanci dobrze zabezpieczyli miejsce strzelaniny. Na to narzekali z kolei ratownicy medyczni. - Nasi ratownicy zostali ostrzelani. Policjanci nie powinni byli wpuścić karetki na linię ognia - mówią lekarze z rybnickiego szpitala.
Tymczasem sprawca tragedii, 39-letni górnik, zatrudniony w kopalni Jankowice, od wtorku przebywa już w areszcie śledczym w Raciborzu. Decyzją Sądu Rejonowego trafił tam na razie na 3 miesiące.

Dzień wcześniej, w poniedziałek w siedzibie Prokuratury Rejonowej w Rybniku usłyszał zarzuty. Został oskarżony między innymi o usiłowanie zabójstwa członków najbliższej rodziny i policjanta oraz stworzenie zagrożenia dla osób postronnych i nielegalne posiadanie broni. Grozi mu dożywocie.

W. słuchał prokuratorów z kamienną twarzą. Nie mówił nic. Na dziennikarzy i ekipy telewizyjne, które zgromadziły się przed siedzibą prokuratury, patrzył z zainteresowaniem. Ani na chwilę nie spuścił głowy.

Początkowo nie chciał odpowiadać na pytania prokuratorów. W sądzie był już bardziej rozmowny. - Mówił o tym, że od dłuższego czasu żył w stresie. Jako przyczynę swojego działania podał konflikt z rodziną, szczególnie z teściami. Nieporozumienia dotyczyły kwestii budowy domu, w którym mieszkał, i w którym doszło także do tragedii - mówi Jacek Sławik, prokurator rejonowy z Rybnika.

Podczas rozprawy Krzysztof W. nie był w stanie opowiedzieć, co dokładnie wydarzyło się w feralną sobotę w jego domu. - Nie pamiętał do kogo i ile razy strzelał. Nie odpowiedział także na pytanie, skąd ma broń - mówi Sławik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ciszę przerwały strzały - Dziennik Zachodni