Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

(O)Cena frustracji europosła

Michał Smolorz
Deputowany Marek Migalski nie zaakceptował swojego wizerunku w leksykonie "Elity znad Brynicy", więc w odwecie zebrał wszystkie okoliczne kible z nieczystościami i hurtem chlusnął na mnie

Dokonałem przy tej okazji zaskakującego odkrycia: elaborat Posła bardzo przypomina dzieła Tajnego Współpracownika o ksywie "Anula" z lat 80., które znalazłem w mojej teczce w IPN.

"Anula" pisał nie tylko tajnie, obsmarowywał mnie też całkiem jawnie na łamach ówczesnej "Trybuny Robotniczej". I proszę, minęło ćwierć wieku, a demokratyczny i jawny deputowany (choć młodszy od "Anuli" o całe pokolenie) nadaje w tym samym języku, z tą samą zapiekłością, z identyczną retoryką i stylistyką. Plagiat? Raczej duchowe pokrewieństwo. Jeśli kiedyś Redakcja udzieli mi miejsca, z przyjemnością zrobię analizę porównawczą donosów obu autorów; są tego warte. Widać, że w tej konkurencji Marek Migalski jest nie do pobicia, więc nawet nie próbuję podjąć wyzwania i od razu uznaję się za pokonanego.

A jeśli zabieram głos, to wyłącznie w celu przypomnienia kilku prawd podstawowych, o których mój adwersarz zapomniał (aż dziw, że pieczętując się akademickim cenzusem z politologii, wykazuje takie braki).

Ostry sprzeciw Migalskiego wzbudziło np. opublikowanie informacji o jego poselskich apanażach (przypomnijmy: bez mała 3 miliony złotych uposażenia i diet za kadencję). Redakcja wytłuściła na czołówce jego pełne dezaprobaty zawołanie: "Myślałem, że duzi chłopcy nie podniecają się już zaglądaniem do czyichś portfeli". Otóż, Panie Doktorze, wynagrodzenia posłów są JAWNE. I mali, i duzi chłopcy nie muszą zaglądać do Pańskiego portfela; wystarczy że zajrzą do internetu. Tam wszystko jest wyliczone co do centa, również to, ile nas kosztuje Pańska działalność polityczna.

Prawda druga: aby podatnicy wiedzieli, na co idą te JAWNE apanaże, równie JAWNE są wszystkie formy aktywności posłów, dodatkowo prowadzone są dziennikarskie rankingi eurodeputowanych. Podaję za "Rzeczpospolitą": poseł Migalski po pierwszym roku działalności zajął w tych ocenach odległą, 28. lokatę (na łączną liczbę 41 sklasyfikowanych). Nawet partia-matka zgodnie oceniła, że zamiast swoimi statutowymi powinnościami w parlamencie, poseł ze Śląska zajmował się głównie kreacją własnej kariery - i usunęła go z delegacji parlamentarnej. Pierwszy raz podzielam zdanie PiS-owskiego gremium, bo utrzymywanie prywatnej błazenady z publicznych środków uważam za niemoralne.
I wreszcie prawda trzecia: nawet w oblewaniu adwersarzy ekskrementami istnieją granice nieprzekraczalne - granice prostackiego łgarstwa, obliczonego na zohydzenie przeciwnika.

Migalski poszedł na całość, uznając najwyraźniej, że jest bezkarny i rzucać może gnojem dowolnym, a nuż coś do Smolorza przylgnie. Ot, np.: "Nie ma takiej imprezy, wyżerki, rauciku, na którym nie spotkałoby się Szanownego Redaktora". Imprez, wyżerek i raucików jest zapewne w województwie około tysiąca rocznie - proszę zatem Deputowanego, aby choć dziesięć wymienił z minionego roku, na których spotkał mnie przy stole. Uznam wtedy, że prawdę napisał.

Dalej plwa Migalski, jak to Smolorz "aplikował do wszystkich chyba instytucji na terenie województwa z wyjątkiem świetlicy w Marklowicach, i to bez rezultatu". Instytucji gminnych, powiatowych i wojewódzkich mamy około ośmiuset, więc niechże Doktor wymieni choćby pięć i to z całego mojego żywota. Uznam jego prawo do publicystycznej przesady i czepiać się nie będę.

Zatem do dzieła, Panie Pośle. Ma Pan doświadczenie w grzebaniu w cudzych teczkach i życiorysach, więc bez trudu sprosta Pan wyzwaniu.

Ma Pan też grono zaprzyjaźnionych dziennikarzy, pewnie pomogą uwiecznić Smolorza, jak na bankiecie żre sałatkę śledziową i zapija słodkim spumante. Stać Pana wreszcie, by w poselskie koszta wrzucić zatrudnienie detektywa Rutkowskiego. Macie obaj wiele wspólnego (to samo niepohamowane "parcie na szkło" i ten sam nieuleczalny nałóg bycia w centrum uwagi). Być może dostanie Pan rabat na stworzenie listy drzwi, których klamkę Smolorz od lat całuje.

A jeśli przypadkiem się Panu nie powiedzie, to nie od rzeczy będzie odszczekać i dołączyć przeprosiny. Od egzekwowania tych powinności są narzędzia subtelniejsze od cepa, a ja również potrafię ich używać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: (O)Cena frustracji europosła - Dziennik Zachodni