Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jazda na nartach tylko pod okiem ratownika

Aldona Minorczyk-Cichy, Jacek Drost
123RF
Już podczas najbliższej zimy o nasze bezpieczeństwo na stokach w Wiśle, Szczyrku, Zakopanem czy cho-by w Sportowej Dolinie Dolomity w Bytomiu będą dbali profesjonalnie wyszkoleni ratownicy narciarscy, opłacani przez właścicieli wyciągów.

Poza tym dzieci w wieku poniżej 15 lat obowiązkowo będą musiały nosić kaski, a prawa do wejścia stok nie będą mieli narciarze po wypiciu grzańca czy np. wypaleniu skręta. Do tej pory osób jeżdżących na nartach pod wpływem alkoholu czy narkotyków nie mogła usunąć nawet policja. Nie było przepisu. Wszystkie te zmiany pojawią się w rządowej ustawie o bezpieczeństwie w górach, która ma wejść w życie za trzy miesiące.

Jerzy Siodłak, naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR, już się cieszy, bo prace nad ustawą trwały od wielu lat. - Można było nawet odnieść wrażenie, że ktoś boi się tych przepisów - mówi Siodłak.

Jeśli jesteś zdrowy i świetnie jeździsz na nartach, będziesz mógł zostać ratownikiem narciarskim. By móc wykonywać ten nowy zawód, wystarczy ważne zaświadczenie o ukończeniu kursów pierwszej pomocy i transportu poszkodowanych. Szkolenia będą prowadzić ratownicy górscy, m.in. TOPR-u czy GOPR-u. - Kurs nie powinien trwać dłużej niż tydzień i kosztować więcej niż 2000 zł. Najważniejsze, by ratownik świetnie jeździł na nartach, wiedział, jak zabezpieczyć poszkodowanego, bezpiecznie zwieźć go na dół na toboganie lub desce kanadyjskiej i przekazać lekarzom - mówi Piotr van Coghen, poseł PO i ratownik górski. Choć jest on autorem konkurencyjnego projektu ustawy o bezpieczeństwie w górach, niecierpliwie czeka na przepisy przygotowane przez rząd. Ma nadzieję na połączenie obu podczas prac w Sejmie.

Ale nowe prawo ma też słabą stronę: wraz z wejściem w życie nowej ustawy, przestaną obowiązywać przepisy ustawy o kulturze fizycznej, która zapewniała finansowanie ratownictwa górskiego z budżetu państwa.

- To bardzo niebezpieczne, bo GOPR i TOPR mogą zostać bez pieniędzy - mówi van Coghen.
Za trzy miesiące ma wejdzie w życie ustawa o bezpieczeństwie w górach. Za jej sprawą na wszystkich stokach w kraju pojawią się ratownicy narciarscy, którzy będą dbali o bezpieczeństwo narciarzy jeżdżących i na dawnej hałdzie pokopalnianej pod Bytomiem, i na profesjonalnych trasach w Wiśle-Malince czy Skrzycznem w Szczyrku.

Sęk w tym, że właściciele wyciągów, także w Beskidach, są zdezorientowani. Nie mają pojęcia, jakie czekają ich zmiany.

-Pewnie znowu dowiemy się o wszystkim tydzień przed wejściem ustawy w życie, ale będzie się od nas wymagać natychmiastowej realizacji - mówi z przekąsem Barbara Kędzior, właścicielka wyciągu narciarskiego Pasieki w Wiśle Głębcach.

W nowych przepisach niepokoi ją obowiązek zatrudnienia ratownika narciarskiego lub GOPR-u. Kiedyś korzystała z usług goprowców codziennie, później tylko w weekendy. - Okazało się, że wypadów na moim stoku jest bardzo mało- mówi pani Barbara. - Uznano, że ratownik nie jest u nas potrzebny, i go zabrano, choć go opłacałam. Od tego czasu nie mam nikogo, kto nadzoruje bezpieczeństwo na. Najważniejsze, by cena usług ratownika była przyzwoita. Bo jeśli będzie horrendalna, to na niego nie zarobię - dodaje.

Ratownictwem, zgodnie z ustawą, mają się zajmować TOPR i GOPR. Tego zadania mogą się jednak podjąć także inne organizacje. Muszą jednak spełnić szereg wymogów: zapewnić wystarczającą liczbę ratowników, by utrzymywać stałe dyżury, mieć siedzibę i sprzęt specjalistyczny, a także uzyskać zgodę MSWiA.
Nowa ustawa określa obowiązki właścicieli i administratorów terenów narciarskich w zakresie zapewnienia narciarzom i snowboardzistom bezpieczeństwa. Chodzi tu m.in. o odpowiednie przygotowanie, oznakowanie i oświetlenie tras. Projekt definiuje takie pojęcia jak narciarskie trasy zjazdowe, nartostrady, narciarskie pólka ćwiczebne, narciarskie trasy biegowe i śladowe czy parki narciarskie oraz określa ich parametry m.in. dopuszczalne obciążenie i stopnie trudności. Wszystko to po to by narciarze i snowboardziści mogli bezpiecznie korzystać z uroków białego szaleństwa.

Ratownik na stoku to same plusy

Jerzy Siodłak, naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR:
Około 30 proc. beskidzkich ośrodków narciarskich nie ma osoby odpowiadającej za bezpieczeństwo na stoku. A koszty zatrudnienia wykwalifikowanego ratownika nie są wysokie: to 4 tysiące brutto na miesiąc, z czego po potrąceniu świadczeń ratownik dostaje na rękę połowę. Korzyści z posiadania ratownika są ogromne: jest świetnie wyszkolony, ma odpowiedni sprzęt i przejmujemy całą odpowiedzialność za bezpieczeństwo na stoku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jazda na nartach tylko pod okiem ratownika - Dziennik Zachodni