Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes PiS powinien zakończyć awanturę o krzyż

Kamil Durczok
Jeden człowiek ma dziś w ręku klucz do zamknięcia szaleństwa wokół smoleńskiego krzyża. Nie biskupi, nie księża, nie harcerze i nie prezydent będą w tej sprawie słuchani najuważniej. Ci, którzy od wczorajszego rana gromadzą się na Krakowskim Przedmieściu, posłuchać mogą wyłącznie Jarosława Kaczyńskiego.

A on, wbrew pokusom i w swoim interesie, powinien tę awanturę zakończyć. Czego najpewniej nie zrobi.

Zdumiewająco szczerze i prawdziwie zabrzmiał lament szefa prezydenckiej Kancelarii: Bronisław Komorowski i Kancelaria Prezydenta z problemem krzyża zostali sami. Można się wyzłośliwiać i wypominać, że na własne życzenie. Wbrew kolejnym zaklęciom prezydenta, to on niefortunnym wywiadem w Gazecie Wyborczej podgrzał emocje i to po jego słowach sytuacja była już trudna do opanowania. Tyle że wypominanie lipcowego wywiadu niczego już nie da, a odwagę zakończenia żałosnego spektaklu wypada docenić, ale to tym bardziej musiał być trudny krok.

Jacek Michałowski ma rację mówiąc, że prezydent w ostatnich tygodniach w tej kwestii nie miał sojuszników. Ręce umyła od sprawy prezydent Warszawy. To jeszcze można zrozumieć, zwłaszcza na dwa miesiące przed wyborami samorządowymi. Przede wszystkim wyjątkowo jasny sygnał z Jasnej Góry Komorowski otrzymał wiele tygodni temu. Biskupi nie chcieli mieszać się do sprawy. Postanowili obserwować rozwój akcji tak jakby nie chodziło tutaj o krzyż, tylko 0 cement potrzebny do budowy kościoła. Mimo że dramat i demonstracja zamieniły się w ostatnim czasie w harce, a wygłupy podpitych wyrostków były tak samo gorszące, jak żałosne zawodzenie dewotów i dewotek licznie gromadzących się pod krzyżem.

Prezydent zrobił zatem co mógł i zakończył etap odwilży, gorszący i niestety mocno widoczny. Teraz zaczyna się etap drugi. Jeśli lider PiS-u, który dla garstki rzekomych obrońców zdaje się być jedynym autorytetem, głębiej się nad sprawą zastanowi, to dostrzeże, że z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Dla nikogo, jego samego nie wyłączając. Jeżeli nawet połączone bólem rodziny ofiar podzielone są w kwestii przyszłości krzyża, to trudno oczekiwać, że dostaniemy od Opatrzności nagłe, cudowne dla wszystkich rozwiązanie problemu. Nie trudno sobie wyobrazić, że najdalej nawet idącą propozycję Kaczyńskiego zechce przelicytować kolejny młodzian z grona obrońców i awantura zacznie się od nowa.

Jeśli więc prezes PiS w smoleńskim dramacie widzi symbol, pod którym chce gromadzić swoich zwolenników, to może ich zwoływać pod Pałac ilekroć zechce. Bez względu na to, czy stoi tam krzyż czy nie. Inaczej któregoś dnia zorientuje się, że pozorna władza, której symbolem był smoleński krzyż, znienacka przeszła w ręce kogoś radykalniejszego niż on. Liczebnie Kaczyński straci niewiele, bo elektorat utożsamiający się z ortodoksyjnymi obrońcami nie jest zbyt wielki. Wizerunkowo za to brat zmarłego prezydenta straci więcej niż dziś mu się wydaje. Jeśli bowiem zacznie się licytacja, kto jest bardziej godzien spuścizny Lecha Kaczyńskiego, dla wielu Jarosław wcale nie będzie w tym gronie faworytem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Prezes PiS powinien zakończyć awanturę o krzyż - Dziennik Zachodni