Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląskie gminy: wygramy wojnę z dopalaczami

Sławomir Cichy, Tomasz Nyczka
Amerykańska policja stosuje proste i skuteczne testy, by sprawdzić stan kierowcy
Amerykańska policja stosuje proste i skuteczne testy, by sprawdzić stan kierowcy Fot. ARC
Koniec zabawy! Śląski Związek Gmin i Powiatów skierował do Ministerstwa Zdrowia projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.

- Trzeba zmienić myślenie i zamiast wpisywać kolejne środki na listę zakazanych substancji, uregulować tę sferę raz na zawsze - twierdzą działacze związku.

150 proc. o tyle w wakacje przybyło nam w regionie sklepów z dopalaczami

Chodzi o to, że dystrybutorzy dopalaczy omijają prawo, twierdząc, że są to tzw. produkty kolekcjonerskie. Takie, których nie można zażywać. Środków tych nie rejestrowano też jako produktów żywnościowych, które mają właściwości podobne do narkotyków. W związku z tym nie podlegały kontrolom - ani sanepidu, ani Urzędu Rejestracji Leków.

- Nie sprzedajemy środków spożywczych ani farmaceutycznych - powtarzają jak mantrę przedstawiciele branży dopalaczy. I powoływali się na to, że w Polsce żadna ustawa nie reguluje handlu tymi substancjami.

Zdaniem Ferdynanda Morskiego, dyrektora biura ŚZGiP, chodzi o dopisanie w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii, że jej przepisy dotyczą wszystkich środków i substancji, zarówno pochodzenia naturalnego, jak i syntetycznego, "działających na ośrodkowy układ nerwowy w sposób odpowiadający działaniu środka odurzającego lub substancji psychotropowej", które nie są stosowane w celach medycznych.
Morskiego nie zbija z tropu nawet pytanie, czy w ten sposób chce za jednym zamachem zdelegalizować tytoń i alkohol, których sposób działania nie odbiega od substancji, z którymi walczą.

- Nasza propozycja pokazuje kierunek. To ministerstwo ma narzędzia i ekspertów, którzy potrafią tak sformułować zapis, aby nie stał w sprzeczności z innymi przepisami - mówi Morski. A w sukurs śląskiej inicjatywie idą posłowie. - Zmienimy w ustawie definicję środka zastępczego tak, aby obejmowała dopalacze - mówi posłanka Agnieszka Kozłowska-Rajewicz z PO i dodaje: - Mam nadzieję, że ustawa zostanie uchwalona w dwa miesiące. W Sejmie jest ogromna determinacja, żeby nowe prawo jak najszybciej weszło w życie.

Ustawa trafiła już do konsultacji. Sprawa jest pilna, bo tylko w naszym regionie w ciągu wakacji liczba sklepów z dopalaczami wzrosła o 150 proc. Jeszcze w czerwcu było ich 41, a na początku września już 100. Wiele działa w sąsiedztwie szkół.

Policjanci twierdzą, że są bezsilni wobec kierowców jeżdżących na dopalaczach. Ani dmuchanie w balonik, ani testy narkotykowe nie wykrywają obecności substancji odurzających. Ich przełożeni protestują przeciwko takiemu stawianiu sprawy i wskazują na przepisy kodeksu drogowego, który pozwala zatrzymać kierowcę na dopalaczach i uniemożliwić mu dalszą jazdę. Jaka jest rzeczywistość polskich dróg?
Włodzimierz Mogiła ze śląskiej drogówki mówi wprost: - Zgodnie z kodeksem drogowym, w razie podejrzenia, że zatrzymany do kontroli znajduje się pod wpływem substancji o działaniu podobnym do alkoholu, zawsze można zlecić badanie krwi. To z kolei skutkuje do czasu otrzymania wyniku zatrzymaniem prawa jazdy.

Zaznacza jednak, że wynik badania musi być gotowy najpóźniej w 30. dniu od zdarzenia. Po tym terminie, bez względu na wynik, prawo jazdy musi być zwrócone właścicielowi.

Tyle teoria. Prawda zaś jest taka, że koszt badania waha się w granicach 1-1,5 tysiąca złotych, a terminy trzymiesięczne nie należą do rzadkości. - Do tego dochodzi mnóstwo papierkowej roboty i obawa, że w przypadku wyniku negatywnego, zainteresowany zechce wyegzekwować zadośćuczynienie za zatrzymanie dokumentu. Zwłaszcza, jeśli pracuje jako kierowca i stracił miesięczne wynagrodzenie albo wręcz pracę - mówi jeden z policjantów. Dlatego, jeśli alkomat wykazuje zero, a testery narkotyków się nie zabarwiają, kierowca napakowany dopalaczami zwykle jedzie dalej.

Tymczasem jest prosty amerykański test trzeźwości, eliminujący napakowanych dopalaczami z drogi. Policjant nakazuje zrobić jaskółkę, wodzić wzrokiem za palcem lub przejść po narysowanej linii prostej. Problemy z wykonaniem zadania skutkują zatrzymaniem prawa jazdy i mandatem. Jednocześnie wykonanie badania krwi nie skutkuje zabraniem prawa jazdy na dłużej niż dobę, a w razie wyniku pozytywnego można wszcząć procedurę karną.
- Jeśli taki przepis wszedłby w życie, znacznie ułatwiłoby to nam pracę - podsumowuje Włodzimierz Mogiła.

Policjanci powinni korzystać z kodeksu drogowego

Art. 135 par. 1. pkt 1
Policjant zatrzyma prawo jazdy za pokwitowaniem w razie: stwierdzenia, że kierujący pojazdem znajduje się w stanie nietrzeźwości lub w stanie po użyciu alkoholu albo środka działającego podobnie do alkoholu.

Art. 136 par. 2
W razie przeprowadzenia badania krwi lub moczu, dla oceny trzeźwości lub zawartości środka działającego podobnie do alkoholu, prawo jazdy przekazuje się wraz z wynikiem tego badania (według właściwości, sądowi prokuratorowi lub staroście - przyp. redakcji).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!